wyróżnienie w XXVII Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
Istoty przynależące do mroku, ale upajające się jasnością. Pojawiają się nocą, by tańczyć wokół tlącego się światła. Obecność ćmy to zawsze wydarzenie, zawsze jakaś historia. W kulturze popularnej występują jako zły omen, symbol ciemności, zaczątek jakiejś tajemnicy.
Ćmy pojawiają się w folkowych opowieściach jako symbole, najczęściej po to, by podkreślić kontrast między mrokiem a światłem. Są elementem zawiłej i misternej układanki, którą ludzkość stara się rozwikłać od dawna. Ostatnio stały się też bohaterkami dwóch filmów dokumentalnych – The Night Visitors Michaela Gitlina i Nokturnów Anupamy Srinivasan i Anirbana Dutty, obrazów, które przede wszystkim starają się zauważyć znaczenia, jakie niesie za sobą obecność ciem.
W kinie ćmy występują zwykle jako istoty alegoryczne, najczęściej sprzężone z widmem melancholii, jaką generuje noc. Ćmą jest Jan, radiowiec z filmu Tomasza Zygadły (Ćma, 1980), prowadzący audycję dla tych, którzy cierpią na bezsenność; jest nią też Henry Chinaski, alter ego Charlesa Bukowskiego z filmu Ćma barowa Barbeta Schroedera (1987), grany przez Mickeya Rourke’a, bez reszty zanurzony w mroku alkoholowego zjazdu. Zmierzchnice trupie główki w Milczeniu owiec (1991) wzmacniają symbolikę śmierci i płciową transformację mordercy Buffalo Billa.
Ja lubię o ćmach myśleć jako o fraktalach nocy – drobnych elementach, które, zebrane w jeden byt zaczynają istnieć jako ściana dźwięków i pejzaż obrazów. Tak są pokazane w dokumencie Nokturny, który miał premierę podczas festiwalu Sundance 2024. Nakręcony w Indiach, we wschodnich Himalajach obraz od samego początku zaprasza do tego, by wpatrzeć się w świetlną instalację, ścianę mającą wywabić ćmy jastrzębie z ich nocnego półsnu. Kamera zastyga w statycznym kadrze ukazującym imponującą konstelację owadów, a naukowcy, którzy obserwują zjawisko zza kamery, starają się nadać tej scenie narrację, wyłuskać wskazówki z tej eko-semiotycznej układanki. Kto wie, być może rozświetlony taniec owadów przeistoczą w opowieść o przemianach klimatycznych?
Podobnie dzieje się w filmie Gitlina, pierwszy raz pokazanym na tegorocznym festiwalu w Rotterdamie. Amerykański artysta interpretuje obecność owadów na Ziemi w formie wizualnego eseju. W The Night Visitors zderza to, co naturalne, z tym, co kulturowe, przenosząc fakty biologiczne na własną interpretację znaczenia obecności ciem z gatunku niedźwiedziówka kaja. Jego narracja obfituje w anegdoty historyczne, ciekawostki, rejestr transformacji ćmy, jak również medytację nad estetyką tych owadów.
Podobnie jak Nokturny, The Night Visitors jest obserwacją nocnego uniwersum, ukazanego w maksymalnym zbliżeniu na to, co organiczne. Bliskość biologicznej tkanki inicjuje reakcję opartą na wizualno-taktylnej ambiwalencji – ćmy to stworzenia o hipnotyzującej prezencji, jednak widziane z bliska potrafią odrzucić włochatą strukturą, mszastością, wzorami wywołującymi niepokój. Z tych odczuć wyłania się kolejna narracja – ćmy mogą być przepięknymi efemerydami, doskonale pasującymi do tego, by zdobić ciało pod postacią tatuażu, a jednocześnie znajdują się zbyt blisko mroku i melancholii, by ludzkie oko w pełni zadało sobie trud ich podziwiania – tak jak to robi w przypadku motyla.
Liczne zbliżenia kamery w obu dokumentach-esejach zapraszają do tego, by nawiązać relację z ćmowym mikrowszechświatem. Zastanawiamy się jednak, kto tu patrzy na kogo – czy entomologiczne oko kamery na ćmę, czy może znajdujące się na skrzydłach owada oczy na obserwatora. Umaszczenie ćmy odzwierciedla spojrzenie, a oczy ciem wypatrują obecności świata zewnętrznego, jakby świadome były uczestniczenia w grze na spojrzenia. Tak dzieje się w Nokturnach – dokument w zasadzie jest esejem o wzajemnej obserwacji, w którym piękno zastygniętych owadów jest zestawione z cierpliwością ekolożki Mansi Mungi i jej asystenta. Oboje starają się wsłuchać w szept ciem – ale czy jest on słyszalny?
Szacuje się, że na całym świecie istnieje około 250 tysięcy gatunków ciem, z czego 160 tysięcy zostało rozpoznanych. W samym Nowym Jorku, jednym z większych miejskich skupisk ciem, jest ich około 3 tysięcy. Ich żywot trwa zwykle do trzech dni i kończy się zastygnięciem w oczekiwaniu na nadejście poranka.
Aparat biologiczny ciem jest dostosowany do świata nokturnowego, a rytm ich życia – determinowany cyklem lunarnym, zaburzany zaś… cyklem ludzkim. Chociaż ćmę od zawsze ciągnęło do światła, dawniej było to wyłącznie światło księżyca; to dlatego w trakcie pełni liczba ciem w pejzażu miejskim spada. W życiu człowieka pojawiły się właściwie wraz z nadejściem ery elektrycznej – ich obecność w ludzkiej przestrzeni zawdzięczamy więc Thomasowi Alvie Edisonowi.
Pojawienie się ciem w zasięgu ludzkiego oka, a więc i w kulturze, krótko rejestruje Gitlin – w The Night Visitors pokazuje szokujące, jak na tamte czasy, nagłówki gazet relacjonujące przybycie ciem do miast niczym pojawienie się istot pozaziemskich, nieprzynależących do dotychczasowego porządku. Podtrzymywano przerażenie mieszkańców, jakby obecność owadów rzeczywiście oznaczała nadejście nowej formy życia. Ćma natychmiast otrzymała łatkę istoty wyłaniającej się z mroku, uosabiającej ciemność, obcość i wszelkie idące za tym konotacje.
Podglądanie ciem nocą ma w sobie coś z oglądania seansu filmowego; wspólnym mianownikiem jest niezbędna do tego ciemność. Te niezwykłe misteria – seans w kinie i podglądanie ciem – mogą zaistnieć wyłącznie wtedy, gdy pośród absolutnej czerni z mroku wyłoni się słup światła, zwiastujący obraz, który rozleje się z projektora na ekran; albo taniec istot ciemności. Oba doświadczenia obfitują w znaczenia – ich interpretacja, skala przeżyć i charakter uczestniczenia zależą wyłącznie od nas.
W zasadzie do niedawna (bo do zeszłego roku) nie wiedzieliśmy, dlaczego ćma tak żarliwie podąża za światłem; bezradnie obija się o szklaną barierę żarówki czy lampy, jakby szukała ostateczności w kontakcie ze świetlistym obiektem. Przez lata powstało wiele teorii na ten temat – niektóre z nich tworzyły romantyczną narrację o upojeniu światłem, narkotycznym efekcie promieni świetlnych, które wprowadzają w trans ciało owada. Inne wskazywały na działanie ultrafioletu wspomagającego wydzielanie feromonu, który miał służyć komunikacji pomiędzy osobnikami. W istocie jednak ćmy szukają światła, by uzyskać prostą wiedzę, gdzie góra, a gdzie dół; światło jest dla nich odniesieniem horyzontalnym, drogowskazem, wskazówką.
Zwykle owady latają odwrócone do źródła światła – nieba – a tył ich odwłoku jest zwrócony w stronę najjaśniejszego punktu. Latające nocą ćmy przez wieki dla orientacji używały światła księżyca, odległego na tyle, że nie sposób było do niego dolecieć. Elektryczność zburzyła ten porządek, sprawiając, że w poszukiwaniu punktu odniesienia, ćmy orbitują w szalonej trajektorii wokół źródeł sztucznego światła, wykonując chaotyczny taniec. W krajobrazie miejskim, wypełnionym rozpraszaczami w postaci sztucznego oświetlenia, ćmy gubią się, wpadają w pułapkę. Wpatrując się w owady, nie tylko ćmy, zanęcone jasnością otoczenia, łatwo zauważyć, że nie dążą one do bliskości ze światłem; są raczej zagubione, w pętli, tkwią w ogłuszeniu światłem.
Żaden z filmów dokumentalnych nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego ćmy zastygają, patrząc na światło, czemu wygrzewają się w nim i ostatecznie upajają. Zarówno Nokturny, jak i The Night Visitors mówią raczej o budowaniu nowej narracji na temat ciem, wolnej od mrocznej symboliki. Są też zaproszeniem do odczytywania figury ćmy jako nośnika znaczeń – posługując się terminem carrier of meanings zapożyczonym od biologa Jakoba Uexkülla.
Ćmy potrafią reagować na ultradźwięki. Jest to jedyny język audialny, jaki są w stanie wychwycić – poza tym świat pozostaje dla nich niemy. Tony, które wychwytują, są tożsame z dźwiękami emitowanymi przez nietoperze – głównego wroga ciem. Ten sam dźwięk trafia więc jednocześnie i do nietoperzy, i do ciem. Ale to, co dla nietoperzy staje się formą drogowskazu, dla ciem jest sygnałem ostrzegawczym; nietoperze chwytają jasność pośród ciemności, ćmy zwiastun śmierci.
Według Uexkülla w ten sposób istoty stają się nośnikami znaczeń – w zależności od tego, którą perspektywę wybierzemy, nietoperza czy ćmy, zderzymy się z innym znaczeniem. Analogicznie jest w przypadku światła – w zależności, jaką interpretację spośród kulturowych odczytań wybierzemy, te misterne stworzenia również staną się dla nas nośnikami znaczeń.
W Thin Places, antropologicznym dzienniku o procesie uzdrawiania, irlandzka pisarka Kerri ní Dochartaigh, pisząc o wychodzeniu z mroku własnych traum (między innymi konfliktu The Troubles i traumy wokół brexitu), wskazuje na kojącą moc obserwacji natury. Jednym z epizodów, które rejestruje w swoim procesie terapeutycznym, jest bliskie spotkanie z ćmą z gatunku Leamhain bhána – tańczącą delikatnie istotą, której krucha i cienka powłoka staje się dla niej inspiracją dla afirmacji własnej kruchości, nadzieją na wyjście z ciemności. Jest też uosobieniem wspomnień, szczególnie tych trudnych – „pamięć jest jak biała ćma w locie”, pisze Dochartaigh.
Z jednej strony delikatność, z drugiej niezrównane piękno – ale z obserwacji ciem można wyczytać znacznie więcej. Geneza narodzin, cykl migracyjny, genetyka, śmierć – ćmy opowiadają historie o niezwykłej zdolności przystosowawczej, o niesamowitej sile przetrwania. Istnieją na naszej planecie od około 190 milionów lat, widziały ją w najróżniejszych stadiach jej trwania: przemijania, upływania, umierania. Przemierzają ją wzdłuż i wszerz, w przestrzeni i w czasie, odbijając w sobie najmroczniejsze wydarzenia, jakie może spamiętać ziemia. Nie są bynajmniej kruche – ich ciągła obecność jest iskrzącym od znaczeń cudem natury.
W irlandzkiej tradycji celtyckiej wierzy się, że thin places to krajobraz naznaczony tajemnicą, energią i liminalną obecnością – to miejsca, w których zasłona pomiędzy „tym” a „tamtym” światem jest przezroczysta. „Są miejscem zatrzymania, liminalną przestrzenią, która istnieje gdzieś obok – po to, by mogły zaistnieć cisza i głęboka, surowa samotność”, pisze Dochartaigh. „Po to, byśmy byli w stanie wyrobić w sobie miejsce na wyobrażenia o tym, co leży poza tu i teraz, nawet jeśli nieintencjonalnie. […] To miejsce na wyobrażanie potencjalnych znaczeń, na snucie myśli o własnym byciu, o tym, jak można być, w inny sposób – przestrzeń na zauważenie drogi”. Im większe poczucie nierozerwalności z miejscem, tym większy związek danej ludności z energią sacrum przestrzeni. Być może ćmy są nie tylko nośnikami znaczeń, ale jako istoty naznaczone liminalnością mogą być też przewodnikami – zwłaszcza po świecie wypełnionym mrokiem.
Łukasz Mańkowski
tekst opublikowany na łamach moodaily