wyróżnienie w XXVIII Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
Głównej bohaterce Bestii, w każdym jej przeszłym i przyszłym wcieleniu, towarzyszy kasandryczny lęk przed zbliżającą się katastrofą. Wypełniający trzewia niepokój wydaje się wręcz namacalny, jak gdyby w każdej chwili miałby zmaterializować się pod postacią tytułowego monstra. Bertrand Bonello dowodzi, że w każdym z nas kryje się ów bestia, która rośnie w siłę, żywiąc się wszystkimi naszymi powszednimi strachami i niewyleczonymi traumami. Albo uda nam się ją oswoić, albo ta, o zgrozo, połknie nas w całości. Francuz proponuje protagonistce jeszcze jedno rozwiązanie – emocjonalną lobotomię. Dzięki niej silne uczucia, w tym wszelkie obawy znikną, a Gabrielle wkroczy na nowy etap ludzkiej (r)ewolucji. Lepiej cierpieć czy nie czuć nic? Oto hamletyczne pytanie, które wybrzmiewa dramatycznie w Bestii.
2044 rok, Paryż. Typowy dla twórczości Bonello schyłkowy nastrój, tym razem, przesiąka świat dystopijnej przyszłości, w której to sztuczna inteligencja uratowała ludzkość przed autodestrukcją. Ucieczka przed zagładą przyniosła jednak kres temu, co na wskroś człowiecze – emocjom. Te, uznawane w nowej rzeczywistości za oznakę słabości, a nawet niebezpieczeństwo (według doktryny AI człowiek nie może podejmować racjonalnych decyzji, bo rozprasza go czucie) niweluje się podczas dobrowolnej procedury „oczyszczania”. Ów zabieg, będący jednocześnie awansem społecznym, wymazuje z ludzkiego DNA dawne namiętności i traumy, które rzekomo „zanieczyszczają” ludzką podświadomość. Gabrielle (Léa Seydoux) poważnie zastanawia się nad przejściem procedury, nie mogąc pozbyć się ciężaru przeżyć, jakich doznała w poprzednich wcieleniach. To właśnie tak poznajemy jej dawne inkarnacje – zamożną pianistkę mieszkającą w Paryżu u progu wielkiej powodzi oraz aspirującą aktorkę żyjącą we współczesnym LA. Każda na swojej drodze spotyka tajemniczego mężczyznę o imieniu Louis (George MacKay)...
Bonello egzystencjalne refleksje nad losem człowieka oprawia w ramy filozoficznego science fiction oraz kostiumowego melodramatu. W tej osobliwej mieszance, której przewodnim motywem stanie się niespełniona miłość, nie brakuje elementów semi-horroru czy cronenbergowsko-lynchowskich inspiracji. Całość natomiast kojarzy się chociażby z Zakochanym bez pamięci czy houellebecqowską rzeczywistością rodem z Możliwości wyspy, w której sklonowani ludzie przyszłości nie pamiętają, czym jest miłość, seks, ani cierpienie. Wszystko to przypomina sobie natomiast Gabrielle, zastanawiając się, czy emocjonalne znieczulenie uchroni ją przed samotnością. Oglądając wciąż mijających się bohaterów Bestii odnosi się wrażenie, że od czasów Coppoli i Jonze’a, nikt tak dobrze, jak Bonello nie uchwycił na ekranie ów rozdzierającego wnętrza uczucia.
Szkatułkowa forma obrazu odsłania przed widzami najróżniejsze odcienie alienacji, tęsknoty oraz ludzkiego strachu, które od początku przejmują bezwzględną władzę nad poczynaniami bohaterów. Reżyser Pornografu nie pozostawia złudzeń: Gabrielle i Louis to jedynie kukiełki występujące w spektaklu przeznaczenia, których los został przesądzony już dawno temu. Symbole, którymi przesiąknięta jest Bestia na pierwszy rzut oka wydają się toporne i aż nazbyt dramatyczne. Francuz stosuje je jednak celowo, z powodzeniem kreując w filmie podskórną atmosferę grozy poprzez łączenie kiczu z trwogą. Jak inaczej określić bowiem takie obrazy jak: pozbawione emocji celuloidowe lalki trawione przez jęzory ognia, złowieszcza wróżbitka wyczytująca przyszłość z lotu gołębia czy kręcący youtube’owe videoblogi incel prowadzący odwet na płci żeńskiej? Takie pomysły mogły wpaść do głowy tylko komuś, kto kino traktuje jako rodzaj eksperymentu granicznego, a na śniadanie konsumuje filmy Lyncha czy Caraxa.
W tej ponaddwugodzinnej, postmodernistycznej symulacji najtrudniejszy test przechodzą natomiast nie widzowie, a aktorzy. Seydoux i MacKay zaledwie w jednym filmie znacząco rozbudowują swoje emploi, wcielając się w szereg wielobarwnych, hipnotyzujących postaci. Żonglując na przemian językiem angielskim i francuskim, skrajnymi emocjami oraz teatralnymi gestami tworzą nasycony ekspresją eklektyczny miks doznań, który doprowadza postacie Gabrielle i Louisa na skraj wytrzymałości. Już za samą decyzję castingową – złączenie w duecie charyzmatycznego, nadal trzymającego wiele w zanadrzu Brytyjczyka z nielękającą się żadnej roli arthouse’ową weteranką Seydoux – Bonello należą się gromkie brawa.
Bestia to w końcu dzieło nad wyraz świadome, naszpikowane autorskimi ideami twórcy oraz swoistą, bonellowską ironią, która zakodowana jest w poczynaniach bohaterów. Dekadencką aurę zagłady da się bowiem wyczuć już od pierwszej sceny. To właśnie lęk Gabrielle staje się silnikiem napędowym wydarzeń, które, nie oszukujmy się, od początku wskazywały raczej na nieszczęśliwe zakończenie. Obraz Francuza to rodzaj filmowej samospełniającej się przepowiedni, w której nie liczy się finał, a wyboista podróż pełna dreszczy, obaw i czarnego humoru.
Daria Sienkiewicz
tekst opublikowany w Miesięczniku Kino 2024 nr 09, s. 74