Ameryka Południowa od lat stanowi dla nas źródło wyjątkowego, odważnego kina – na każdym festiwalu pokazujemy solidną reprezentację nowych dzieł twórczyń i twórców z tego kontynentu (żeby wspomnieć choćby laureata Grand Prix na 23. NH – Delikwentów Rodrigo Moreno). W tym roku również nie zabraknie nowych tytułów, jednak szczególne miejsce w programie zajmie autor, o którym znakomita część południowoamerykańskich reżyserów może powiedzieć „my wszyscy z niego”.
Bohaterem kolejnej z nowohoryzontowych retrospektyw będzie pochodzący z Brazylii mistrz kina – Glauber Rocha. Twórca niepokorny, potrafiący bezbłędnie połączyć wielką wyobraźnię z surowością przekazu; traktujący swoją sztukę jako narzędzie protestu. Więcej o twórczości Rochy opowiada Marcin Pieńkowski, dyrektor MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty i kurator retrospektywy.
Nie ma chyba drugiego twórcy w historii kina południowoamerykańskiego, który miałby tak wielki wpływ na to, jak to kino wygląda współcześnie. To właśnie z poetyki filmów Brazylijczyka Glaubera Rochy czerpią nowohoryzontowi ulubieńcy – choćby Lisandro Alonso i Kleber Mendonça Filho. Współtwórca legendarnego nurtu Cinema Novo – jednego z najważniejszych zjawisk w kinie XX wieku – funkcjonował na przecięciu sztuki i polityki, religii i rytuału, surowego realizmu i oniryczności, wizualnego szaleństwa i społecznej krytyki. Dla Rochy kino było bronią w walce z dyktaturami, sposobem na zmianę świata, narzędziem protestu i manifestacji. Począwszy od debiutanckiego Szkwału, przez głośne, nagradzane (choćby w Cannes) dzieła pokroju Antonio das Mortes, Bóg i diabeł w krainie słońca, Ziemia w transie, zrealizowany na wygnaniu Lew o siedmiu głowach, po najbardziej radykalny Wiek Ziemi, pozostawał wierny sobie – był absolutnie bezkompromisowy. Kwestionował kolonializm i zachodni imperializm, oddawał głos marginalizowanym, tworząc kino nowofalowe i awangardowe, niezwykle ekspresyjne, gorzkie i nierzadko groteskowe, wolne i wyrafinowane. Kino było dla niego sztuką, rewolucją i polem zażartej polemiki. Zmarł przedwcześnie w wieku zaledwie 42 lat.
W ramach retrospektywy będzie można obejrzeć sześć wspomnianych filmów – wszystkie zostaną pokazane z odrestaurowanych kopii. Poza tym w jej programie znalazł się dokument Cinema Novo Eryka Rochy (syna reżysera), przybliżający genezę słynnego nurtu, oraz jego najnowszy film, zrealizowany z Gabrielą Carneiro da Cunha, Niebo spadło na ziemię, pokazywane na zeszłorocznym festiwalu w Cannes – przepięknie zrealizowane kino postkolonialne, będące zaskakującym rewersem twórczości Glaubera Rochy.
Program retrospektywy – filmy w reżyserii Glaubera Rochy:
Filmy w reżyserii Eryka Rochy:
Partnerami retrospektywy Glaubera Rochy są Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny oraz Ambasada Brazylii w Warszawie, a partnerem medialnym jest portal Pełna Sala.
reż. Glauber Rocha, Brazylia 1962, 78'
Do wioski na wybrzeżu Atlantyku wraca Firmino (Antonio Pitnaga). Kilka lat wcześniej wyjechał do miasta, teraz szpanuje drogim garniturem i rzekomym bogactwem, namawiając swoich pobratymców, by tak jak on porzucili znój pracy rybaka. Zwłaszcza, że bezwzględną korzyść czerpie z niej przede wszystkim biały pracodawca, który czarnym pracownikom odmawia jakichkolwiek przywilejów czy nawet wymiany porwanych sieci na nowe. Tymczasem konflikt Firmina z mieszkańcami wioski przybiera na sile. Zrealizowany w 1962 roku Szkwał odczytywano jako kontrę dla Czarnego Orfeusza Marcela Camusa: zamiast naznaczonego kolonialną wyższością pseudoromantyzmu dawał widzom radykalny przekaz polityczny i społeczny. Bliski dokumentowi portret czarnych Brazylijczyków i ich kultury (olbrzymią rolę odgrywają tu samba i capoeira) splatał mistycyzm religii candomblé z naturalizmem zdjęć i aktorstwa nieprofesjonalnych wykonawców. A jednak Glauber Rocha nie uważał tego filmu za własne dzieło. Zrobiłem go niemal przez przypadek. Pracę zaczął inny reżyser, Luiz Paulino do Stantos, ale po wypadku podczas zdjęć ja musiałem go dokończyć – mówił w wywiadzie dla francuskiego magazynu „Positif”. Przypadek czy nie – Szkwał dał początek karierze jednego z wielkich mistrzów światowego kina.
reż. Glauber Rocha, Brazylia 1964, 120'
W ataku gniewu pasterz Manuel zabija bogatego ranczera, dla którego pracował. Przerażony swoim czynem wraz z żoną ucieka na pustynię, szukając odkupienia najpierw pod opieką charyzmatycznego lidera chrześcijańskiej sekty, później w przemierzającej pustkowia bandzie cangaceiros dowodzonej przez okrutnego Corisco. W Bogu i diable w krainie słońca Glauber Rocha połączył elementy westernu, Godardowskiej awangardy, ludowej przypowieści i traktatu filozoficznego, krytycy doszukiwali się pokrewieństwa filmu z teatrem Jerzego Grotowskiego. Od estetyki ważniejszy dla reżysera był radykalny przekaz społeczny. Rocha po raz kolejny upominał się o desperatów, biedaków, zmarginalizowanych. Ludzie żyją otoczeni przemocą, ale nie zdają sobie z tego sprawy. Być może dlatego chcę robić kino totalnie agresywne – mówił. Choć osadził akcję swojego filmu w latach 40., tematy, które poruszał – społeczne rozwarstwienie, fanatyzm religijny i polityczny, bunt przeciwko systemowej opresji – wciąż były codziennością Brazylii. Już po ukończeniu zdjęć, na dwa miesiące przed premierą filmu w Cannes w 1964 roku, władzę w kraju przejęło wojsko, na ponad dwie dekady wpychając Brazylię w uścisk dyktatorskich rządów.
reż. Glauber Rocha, Brazylia 1967, 108'
Pełna zjadliwej ironii, a zarazem symboliczna opowieść o Paulu Martinsie, dziennikarzu i poecie uwikłanym w polityczną walkę o władzę. Przechodząc między zwaśnionymi obozami, zatraca własny moralny kompas, sprzeniewierza się temu, w co kiedyś wierzył. Po raz pierwszy w swojej karierze Glauber Rocha o współczesnych problemach Ameryki Południowej mówił wprost, choć i tak musiał uciec się do metafory: akcja nie toczy się w Brazylii, lecz w fikcyjnej Republice Eldorado. Brazylijska dyktatura próbowała wstrzymać dystrybucję filmu, twierdząc, że godzi w dobre imię kraju – choć tematy, które poruszał Rocha nie były obce większości państw regionu. Władze zezwoliły na jego pokazywanie dopiero po głośnych protestach filmowców z całego świata. Rocha chciał widzieć w Ziemi w transie dzieło, które pozwoli przetrwać Cinema Novo, od nowa rozgrzeje polityczne i społeczne dyskusje zgaszone przez cenzurę. Jednocześnie przyznawał, że kręcił swój film z odrazą, ponieważ gardził wszystkim, co reprezentują jego bohaterowie: polityczną ambiwalencją, serwilizmem, zdradą własnych ideałów, obietnicami bez pokrycia, maczystowskim pokazem siły. I po raz kolejny trafił w czuły punkt: Ziemię w transie krytykowali zarówno prawicowi dziennikarze, jak i środowiska skrajnie lewicowe. A Rocha znów udowodnił, że kino – choć nie niesie odpowiedzi na społeczne problemy – daje przestrzeń, by o nich poważnie dyskutować.
reż. Glauber Rocha, Brazylia, Francja, Niemcy 1969, 99'
Antonio das Mortes po raz pierwszy pojawił się jako istotna drugoplanowa postać w arcydziele Rochy Bóg i diabeł w krainie słońca. Bezlitosny łowca zbuntowanych przeciwko władzy bandytów po blisko trzydziestu latach wraca do swojego zawodu: zostaje wynajęty przez bogatego właściciela ziemskiego, by zabić przywódcę miejscowej bandy. Antonio podejmuje się misji, lecz stanie się ona dla niego początkiem wielkiej przemiany: nękany wyrzutami sumienia zwróci się przeciwko swoim mocodawcom. Glauber Rocha ponownie mistrzowsko splata elementy kina gatunkowego (we Włoszech Antonio das Mortes był reklamowany niczym rasowy spaghetti western), południowoamerykańskiego folkloru, legend o przemierzających pustkowia cangaceiros, chrześcijańskiej ikonografii i filmowych wizji, których nie powstydziłby się Federico Fellini. Jednocześnie rozprawia się z politycznym i społecznym kryzysem w Brazylii: zarówno z dyktatorską władzą, jak i coraz brutalniej rozpychającym się w kraju korporacyjnym kapitalizmem. Przy tym Antonio das Mortes pozostaje zaskakującym, surowym i lirycznym filmem o odkupieniu win i walce, jaką sam ze sobą toczy główny bohater. To kino polityczne, poetyckie i egzystencjalistyczne, w pewnym znaczeniu kino totalne, w którym bitwy toczą się pośród mitów i ludowych pieśni – pisał o filmie Rochy francuski reżyser Alain Guiraudie.
reż. Glauber Rocha, Brazylia, Włochy, Francja 1970, 99'
Pierwszy film zrealizowany przez Glaubera Rochę po emigracji z Brazylii wydaje się jeszcze bardziej radykalnym manifestem politycznym i artystycznym niż jego dotychczasowa twórczość. Nakręcony w Kongo – które zaledwie dekadę wcześniej ogłosiło niepodległość – jest próbą rozliczenia epoki kolonializmu, a jednocześnie gwałtownym oskarżeniem Zachodu (reprezentowanego przez najemników, wielki kapitał i CIA), dla którego Afryka, podobnie jak Ameryka Południowa, jest przede wszystkim terytorium nieustającej eksploatacji. W szczątkowej fabule na pierwszy plan wysuwa się grany przez Jean-Pierre’a Léauda kaznodzieja głoszący nadejście apokalipsy i widzący emisariusza diabła w latynoskim rewolucjoniście, który próbuje wesprzeć lokalny ruch oporu przeciw imperializmowi. Rocha, zapatrzony w teatr Bertolta Brechta i filmowe dekonstrukcje Godarda, zamiast tradycyjnej fabuły daje widzom wybuchową i niepokojącą mieszankę awangardy, absurdu, politycznej pasji. Oglądany po latach Lew o siedmiu głowach może wydawać się kontrowersyjny, zwłaszcza instrumentalny sposób, w jaki traktuje postać graną przez Radę Rassimov (tak bardzo męskocentryczne bywało lewicowe kino – notował recenzent „Guardiana” Peter Bradshaw). Ale wciąż rozsadza kinowy ekran z energią koktajlu Mołotowa.
reż. Glauber Rocha, Brazylia 1980, 152'
Jeśli radykalizm formy i treści był wyróżnikiem całej twórczości Glaubera Rochy, to Wiek Ziemi należy uznać za jego szczytowe osiągnięcie: ostatni film Brazylijczyka – pierwszy po wieloletniej przerwie nakręcony w ojczyźnie – najmocniej zrywa z tradycyjnymi strukturami narracyjnymi, za to rzuca widowni jeszcze jedno intelektualne wyzwanie. Inspiracją dla realizacji filmu była śmierć Piera Paola Pasoliniego: poruszony zbrodnią Rocha napisał scenariusz o czterech Jezusach z Trzeciego Świata, szukających sposobu na powstrzymanie zachodniego imperializmu, symbolizowanego przez działalność amerykańskiego przedsiębiorcy. Liryczny i frenetyczny, kontemplacyjny i dziki: Wiek Ziemi to spektakl przeciwieństw, rewolucyjne kino jedyne w swoim rodzaju. Symfonia dźwięków i obrazów, a może anty-symfonia z fundamentalnymi problemami jako tłem – notował Rocha. Porażkę swojego dzieła na festiwalu w Wenecji odebrał bardzo osobiście, zarzucając twórcom takim jak Louis Malle (zdobył wtedy Złotego Lwa) i John Cassavetes realizację komercyjnych filmów na zlecenie imperialistycznych władz.
reż. Eryk Rocha, Brazylia 2016, 90'
Już swój debiutancki dokument Rocha que voa Eryk Rocha poświęcił ojcu, opisując mało znany epizod z jego biografii, gdy Glauber Rocha został zmuszony do kilkuletniej emigracji na Kubę. Po kilkunastu latach w Cinema Novo wraca do jego dorobku, lecz tym razem przygląda się całemu zjawisku brazylijskiej Nowej Fali, która w latach 60. była jednym z najciekawszych zjawisk światowej kinematografii. Dokument zmontował wyłącznie z materiałów archiwalnych: fragmentów filmów, ujęć spoza planu, wywiadów telewizyjnych, zapisów z konferencji prasowych. Do opowiadania o Cinema Novo nie zatrudnił krytyków ani historyków kina, pozwolił by wybrzmiały słowa samych twórców, często na gorąco komentujących swoją pracę, która była niemal całym ich życiem. Jak wspomina zza ekranu Ruy Guerra, reżyser głośnych Karabinów: Omawialiśmy kino, rozmawialiśmy o kinie, rzygaliśmy kinem. Filmowy esej Rochy to duchologiczna wyprawa w przeszłość, a zarazem świadectwo wielkiego momentu w historii brazylijskiej kinematografii: czasu, gdy na ekranie awangarda splatała się z polityką, społeczny realizm z fantazją, rewolucyjny zapał z nadzieją na odmianę losu.
reż. Eryk Rocha, Gabriela Carneiro da Cunha, Brazylia, Włochy 2024, 110'
Czy naprawdę jesteście naszymi sprzymierzeńcami? – pyta wprost do kamery starszy mężczyzna z ludu Janomamów. Nic dziwnego, że nie ufa filmowcom: Janomamowie doznali z rąk białych ludzi niemal wyłącznie krzywdy. Rabunkowa gospodarka prowadzona przez korporacje rujnuje ich ziemie, nielegalni poszukiwacze złota – jedna z plag Amazonii – także stanowią śmiertelne zagrożenie. Jednak Eryk Rocha i Gabriela Carneiro da Cunha nie traktują Janomamów w kategoriach antropologicznej ciekawostki. Opierając się na książce The Falling Sky, którą czterdzieści lat temu Davi Kopenawa, szaman plemienia (pojawiający się zresztą na ekranie), napisał wspólnie z francuskim naukowcem Bruce’em Albertem, oddają rdzennym mieszkańcom głos. To ich punkt widzenia, ich mitologia, gniew, nadzieje i życie w wiecznej drodze dominują na ekranie. Film powstał zresztą nie tylko za zgodą Janomamów, lecz również przy ich współudziale. Pięknie sfilmowany, poetycki, transowy dokument nie próbuje niczego objaśniać „zachodniemu” widzowi, za to przywraca Janomamom podmiotowość. Tak się robi kino postkolonialne, zrywające z narracją narzuconą wieki wcześniej przez najeźdźców z Europy.