– Nie jestem monstrum. Jestem matką.
– Nie jesteś monstrum – powiedziałem. Ale kłamałem.
Ocean Vuong, Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę
Za młode albo za stare, nieudolne albo nadopiekuńcze, odklejone albo neurotyczne, patologiczne albo kontrolujące… Niezależnie od tego, czy mają małe, czy już dorosłe dzieci, matki siedzą grupowo na ławie oskarżonych, a wyrok zawsze brzmi: winne! Trzecie Oko przygląda się w tym roku właśnie im – tym problematycznym postaciom, tak surowo ocenianym przez opinię publiczną, same siebie, a przede wszystkim własne dzieci. Choć to przecież dla tych ostatnich ze zwykłych kobiet zmieniają się codziennie w wojowniczki balansujące na cienkiej linie, rozpiętej między życiem rodzinnym a zawodowym.
W historii kina parada złych i krwiożerczych matek wydaje się nieskończona, a za gatunek najbardziej przystający do doświadczenia macierzyństwa często uchodzi horror. Tym razem jednak szukamy też dobrych i budujących relacji uchwyconych w obiektywach reżyserek – matek i córek. Bo córectwo i matectwo są nierozerwalnie ze sobą związane. Przyglądamy się również figurze współczesnej matki pytając, kim ona jest i jaka jest rodzina, którą współtworzy. Macierzyństwo to doświadczenie i instytucja – jak ponad pół wieku temu pisała Adrienne Rich. Co przez zmieniło się przez ostatnie lata, a co pozostało takie samo? Czy matki to bohaterki tragiczne, czy potencjalne rewolucjonistki codzienności?
W swojej klasycznej już książce Zrodzone z kobiety Adrienne Rich, amerykańska pisarka i aktywistka, pisała, że macierzyństwo to zarówno doświadczenie cielesne, egzystencjalne i relacyjne, jak i instytucja społeczna, pełna normatywnych oczekiwań i opresji. Od publikacji jej ikonicznej książki minęło ponad pół wieku, a w tym czasie powstało wiele filmowych reprezentacji matek. Jednak nadal najczęściej były to obrazy stworzone według patriarchalnego wzorca, odzwierciedlającego obowiązujące wyobrażenia i stereotypy o macierzyństwie, jak również kreujące nierealistyczne oczekiwania i dominujący model, do którego kobiety starały się rozpaczliwie dopasować. Matki znacznie częściej były „opisywane” niż „pisały” – zauważa Susan Rubin Suleiman, bo historycznie doświadczenie macierzyństwa przekazywane było przez synów i córki, tworzących portrety często wnikliwe i wrażliwe, ale zapośredniczone. Dopiero od niedawna matczyny głos został odzyskany przez artystki, pisarki i reżyserki. Choć przy opisywaniu pracy twórczej metafory „poczęcia” lub „dziecka” była aż nadto eksploatowane, to bezpośrednie relacje kobiet z macierzyńskiego placu boju należały do rzadkości. Hodowanie gromadki potomstwa to też jedna z odpowiedzi na pytanie „czemu nie było wielkich artystek?”.
W Mommy Issues zobaczymy filmy nakręcone z obu punktów widzenia – matek i córek. Matka jawi się w nich jako figura pęknięta: między intymnością a dyskursem, między relacją a narracją. Reżyserki opowiadają o swojej drodze do macierzyństwa, jak Adriana Seuba w filmie Mamy (Mums). Seuba zdecydowała się skierować kamerę na siebie i swoją partnerkę, by z czułością (i momentami autoironią) opowiedzieć o pragnieniu bycia matką i o kosztach, jakie trzeba czasem ponieść, by to marzenie spełnić. Bezpośredni i emocjonalny zapis krętej drogi do macierzyństwa Anny i Ari, która trwała 116 tygodni, obejmowała 5 zarodków, 745 pigułek i 67 zastrzyków oraz kosztowała majątek. W intymnym i pełnym czarnego humoru filmie reżyserka z niesamowitą otwartością i szczodrością dzieli się z innymi kobietami swoim procesem, a przy okazji otwiera dyskusję o współczesnych doświadczeniach macierzyństwa i formatach rodziny.
Joanna Moder, reżyserka i scenarzystka Mother’s Baby, również podkreśla, że pisząc scenariusz korzystała z własnego doświadczenia, kreśląc portret psychologiczny świeżo upieczonej mamy w konwencji thrillera spiskowego, w ponurej aurze zimnego, na wpół opustoszałego Wiednia. Odnosząca sukcesy dyrygentka Julia jest dojrzałą mamą, której pierwsze i długo wyczekiwane dziecko jest cudem medycyny reprodukcyjnej. Po porodzie zamiast radości przychodzi smutek i podejrzenia, że synek nie jest dzieckiem, które urodziła. Wydaje się obcy, zbyt cichy, dziwny – tymczasem położna, lekarze, nawet rodzina kobiety, wszyscy zgodnie twierdzą, że chłopiec jest zdrowy. Film Moder zaczyna się tam, gdzie kończy Dziecko Rosemary Polańskiego. Po horrorze ciąży lęki ciężarnej nie znikają, ale zmieniają się w stan, który nosi nazwę depresji poporodowej, choć bliżej mu do klinicznego opisu psychozy.
A jeśli demoniczne dzieci i nawiedzone niemowlęta, tak tłumnie zaludniające kino gatunkowe, nie są jedynie wytworem gotyckiej wyobraźni, lecz mają swoje pierwowzory w rzeczywistości? Z takim podejrzeniem boryka się babcia złego niemowlaczka, który nie chce spać i zmienia życie całej rodziny w koszmar. Czy przypadkiem ktoś nie rzucił na dziecko uroku? Jedynym rozwiązaniem wydaje się poddanie go egzorcyzmowi, który zdejmie z niego „złe oko”. Usunięcie oka (Removal of the Eye) to czarna komedia, ale też autoportret rodziny na skraju załamania nerwowego, nakręcony przez Artemis Shaw i Prashantha Kamalakanthana – parę w życiu prywatnym i twórczy duet. Film nakręcili w swoim własnym mieszkaniu, a wszystkie dramatis personæ to oni sami i ich rodziny. Klaustrofobiczne mieszkanie, deprywacja snu, zlewające się w jeden ciąg dni, poddanie rygorowi drzemek i karmienia budują atmosferę z pogranicza jawy i snu, tak dobrze znaną wszystkim zakładnikom małych pociech. Rządy terroru i chaosu, jakie wprowadza mały tyran, najbardziej odczuwa matka. Pisząca doktorat Artemis rozpaczliwie miota się między obowiązkami domowymi a pracą naukową. Idea bycia matką polega na tym, że coś się poświęca w imię sprowadzenia ze swojego ciała kogoś, kto teraz jest inną osobą. I jest dramatyczna przepaść pomiędzy starą a nową „ja”. Można powiedzieć, że to doświadczenie graniczne. Poświęcona zostaje stara osobowość i poczucie tego, kim się jest. A dylemat, jak być sobą, a równocześnie wystarczająco dobrą matką innej osoby, targa wielką ilością aktywnych zawodowo kobiet.
Zupełnie inne wyzwania stoją przed nastolatkami z najnowszego filmu braci Dardenne Młode matki (Jeunes Mères). Reżyserzy śledzą perypetie kilku dziewczyn (prawie dziewczynek), przebywających w domu matki i dziecka. Z wrażliwością i empatią przyglądają się młodziutkim mamom przygotowującym się do wejścia w dorosłe życie. Podobno nigdy nie ma dobrego momentu na macierzyństwo, ale czy posiadanie dziecka w wieku nastoletnim nie jest momentem najgorszym? Czy decyzja o posiadaniu dziecka była aktem radykalnej miłości, błędem młodości, czy wynikała z ich własnych mommy issues? Z niezliczonej ilości kłopotów, które nękają bohaterki filmu – obok uzależnień, problemów ze zdrowiem psychicznym, braku pieniędzy – to słabe relacje z własnymi matkami wychodzą na plan pierwszy.
Dobra pierś daje mleko. Zła pierś znika i zostawia głód. Emocje są skrajne: miłość lub gniew. Niemowlę dzieli świat na dobry i zły, dopiero po jakimś czasie dziecko zaczyna łączyć te dwie „części” matki i świata. Zaczyna rozumieć, że ta sama osoba może sprawiać przyjemność i ból. „Dziecko musi nauczyć się, że matka, którą kocha, jest tą samą matką, na którą się złości. To trudna lekcja. Ale niezbędna, by pokochać naprawdę” – pisała Melanie Klein, pionierka psychoanalizy dzieci i kontynuowała, że ambiwalencja leży u podstaw naszego świata wewnętrznego również jak jesteśmy dorośli.
O wewnętrznym konflikcie i konwulsjach miotających córką, która chce uwolnić się spod wpływu matki, opowiada Słone lato (Hot Milt) – zmysłowa ekranizacja powieści Gorące mleko Deborah Levy (adaptację jej książki Płynąc do domu pokazywano w zeszłorocznym Trzecim Oku) i reżyserski debiut Rebeki Lenkiewicz, współscenarzystki Idy Pawła Pawlikowskiego. Matka Sofii cierpi na nieokreśloną do końca chorobę objawiającą się okresowym paraliżem nóg. Gdy poznajemy kobiety, obie udają się do Hiszpanii, by tam – za kredyt uzyskany pod zastaw domu – podjąć leczenie w klinice prowadzonej przez genialnego uzdrowiciela. Dla dziewczyny to okazja, by rozpocząć poszukiwania własnej tożsamości i stać się kimś więcej niż córką inwalidki (a może hipochondryczki?). Bo do tej pory jej życie podporządkowane było tajemniczym schorzeniom matki. Sofia pcha wózek inwalidzki, przynosi wodę (podaje przysłowiową szklankę sto razy dziennie), wysłuchuje narzekań, oskarżeń, lamentów. „Moja miłość do matki jest jak topór, tnie bardzo głęboko” – mówi, opisując swoje skłębione emocje. Słone lato to film o trudnej miłości i historiach z przeszłości, które nie ulegają zapomnieniu, tylko promieniują jak fantomowy ból.
Matka i córka. Związek, który nigdy nie jest prosty. Nie jest jednoznaczny. Nigdy nie jest do końca idealny, ma wiele filmowych odsłon. A duchową patronką konfesyjnego kina córek jest Chantal Akerman. Jej duch unosi się też nad Koncertem pożegnalnym (Measures for a Funeral). Film Sofii Bohdanowicz rozgrywa się w świecie akademii muzycznych, bibliotek, filharmonii. Doktorantka muzykologii podąża śladem wybitnej kanadyjskiej skrzypaczki Kathleen Parlow. W imię tej obsesji opuszcza umierającą w szpitalu matkę. To film o matce prawdziwej i figurze matki; o ucieczce przed śmiercią i odpowiedzialnością – w karierę. Jej proces badawczy staje się nieoczywistym seansem spirytystycznym, wskrzeszającym ducha melodii uśpionych w archiwach oraz koncertem pożegnalnym dla jej własnej matki. Ale też analizą toksycznej symbiozy, nieodwzajemnionych uczuć, przenoszonych ambicji, zatargów z przeszłości, wyrzutów i poczucia winy.
Zupełnie wyjątkowym filmem jest debiut Marie Louise Lehrer Kiedy się boisz, wkładasz serce w usta i się uśmiechasz (Wenn du Angst hast nimmst du dein Herz in den Mund und lächelst), z naturalnym wdziękiem chwytający melancholię i euforię dojrzewania oraz portretujący pełną miłości relację między matką a nastoletnią córką. Bliską i szczerą, opartą na niewerbalnych sposobach komunikacji i budowania relacji – języku ciała, gestach, spojrzeniach, dotyku i śmiechu, wspólnym tańcu. Choć są dni, kiedy dziewczyna wstydzi się inności głuchej matki, to ich więź pozostaje silna i czuła. Równie silna – mimo drobnych sprzeczek i międzypokoleniowych konfliktów – jest relacja samodzielnej mamy Shu-Fen z jej dwiema córkami: wchodzącą w dorosłość Mi-Ann i kilkuletnią, diabelnie uroczą I-Jing z Left-Handed Girl. Rodzina właśnie sprowadziła się do Tajpej i podczas gdy matka na bazarku rozkręca stragan z kluskami, jej starsza córka dorabia jako hostessa w kiosku z betelem, a młodsza dziewczynka eksploruje kuszące kolorami i zapachami targowisko
A tytułowa Bad Girl z filmu Varshy Bharath to zła dziewczyna i jeszcze gorsza córka – łamie wszystkie zasady obowiązujące porządne dziewczyny. Historię kilkunastu lat bycia „złą” – czyli wolną, w konflikcie z matką, szkołą i tradycją – reżyserka z Indii pokazuje nonszalancko, bez cenzury, przełamując mnóstwo tabu obowiązujących w tamilskim społeczeństwie i kinie. Za bezkompromisowy portret złej córki i puszczalskiej dziewczyny, której nie w głowie monogamiczne związki i zakładanie rodziny, na reżyserkę wylała się fala hejtu w prawicowej i konserwatywnej prasie w Indiach. Sama przyznaje, że nie wie czemu, bo jest to film, który mogłaby obejrzeć ze swoją mamą. –Wyluzuj mamo, to wszystko fikcja a ja jestem nadal dziewicą – komentuje skandal jaki wywołała „podróż puszczalskiej dziewczyny w kierunku staropanieństwa”.
Matka w kinie i teorii to dziś zarazem figura oporu i upadku, czułości i przemocy, pamięci i niepewności. Jak pisała Adrienne Rich – instytucja matki wymaga demontażu, ale doświadczenie matki domaga się wysłuchania. Filmy z cyklu Mommy Issues dają nam ku temu narzędzia i przestrzeń dla nieoczywistych narracji. Tajemnicze spojrzenie Flaminga (La misteriosa mirada del flamenco), imponująco dojrzały, nagrodzony w konkursie Un Certain Regard debiut, pokazuje, że figura matki jest jak pojemne naczynie. Diego Céspedes tworzy historię osobną: osadzoną na marginesie czasu, chropowatą i poetycką. A tytułowa Flaminga jest matką, której obecność w queerowej społeczności karmi symbolicznie i emocjonalnie tych, którym brakowało macierzyństwa w życiu realnym. Wywodzące się z ballroomowej kultury określenie „mother” oznacza figurę opiekuńczą i dominującą, która może być dowolnej płci. W społecznościach, które musiały przemyśleć, czym mogłoby być dobre macierzyństwo i odtworzyć rodzinne więzi po tym, jak zostały wygnane ze swych biologicznych rodzin, bycie „matką” to oznaka najwyższej pochwały i uczucia!
Posiadanie lub nieposiadanie dzieci to temat wrażliwy, przedmiot politycznych sporów i rodzinnych rozmów, które częściej dzielą niż łączą pokolenia. Mam nadzieję, że tegoroczne Trzecie Oko będzie okazją do konfrontacji z własnymi mommy issues oraz – poprzez mnogość punktów widzenia – zachętą, by spojrzeć matki łagodniej. „Nie, proszę pani – powiedziałem do nauczycielki. (…) To moja mama. Wyszedłem z jej dupy i bardzo ją kocham” – podsumowuje Ocean Vuong.
Ewa Szabłowska