Najprościej byłoby napisać: obchodząca w tym roku 80. urodziny Anne-Marie Miéville wychodzi z cienia. Ale co, jeśli świadomie wybrała karierę, w której od występów solowych woli się duety, od monologów – dialog? Od początku lat 70. pozostawała więc Miéville w twórczym dialogu z Jean-Lukiem Godardem (1930-2022): jako fotografka, współscenarzystka, współreżyserka, montażystka filmów, których autorstwo przypisuje się tylko jemu.
Cóż, kino (szczególnie autorskie) jest religią monoteistyczną. Ale autorka Po ugodzie deklaruje, że nie uważa się za pomijaną czy lekceważoną. Nigdy nie miałam problemu z uznaniem, nigdy nie cierpiałam z powodu bycia w cieniu – mówiła w rozmowie z „Le Monde”.
W tej samej rozmowie padają inne ważne słowa: Pełnometrażowa fabuła nie jest dla mnie sposobem na sprawowanie władzy. Równie dobrze jutro mogę zająć się czymś innym. To bardzo rzadka postawa w branży filmowej, gdzie istnieje niepisana hierarchia; gdzie „szorty” traktowane są jak prolog do tej „prawdziwej” kariery, praca w montażowni oznacza niewidzialność, a reżyserska czy scenariuszowa współpraca wprowadza zamęt, kwestionując autorstwo i jego przywileje. Swoją postawą Miéville kontestuje i podważa system promujący filmowych solistów i wywracając na drugą stronę podszewkę kina przypomina, że na skończone dzieło składa się wiele funkcji i nazwisk.
Zaskakiwać niekonwencjonalnym podejściem do uprawiania sztuki nie przestaje do dziś. Odmawiając przyjazdu na festiwal i udzielania wywiadów przy okazji polskiej retrospektywy przekazała nam, że zwyczajnie przeszła na emeryturę i nie podejmuje już aktywności związanych z własną twórczością. Ilu mistrzów kina – nawet tych, którzy od dawna nie wchodzą na plan – przyznałoby, że są na emeryturze, że kino, nawet to autorskie, najbardziej osobiste, może być traktowane jak praca, że równie dobrze można zająć się czymś innym?
Miéville jest Szwajcarką; pochodzi z klasy średniej, z rodziny, która zajmowała się produkcją zegarków. Jak mówiła w 1989 roku, w rozmowie z Daniele Hibon (tłum. Marcy Goldberg), wychowała się w burżuazyjnym otoczeniu, gdzie ludzie nie ujawniali swoich myśli i uczuć i tak naprawdę ze sobą nie rozmawiali. To doświadczenie braku otwartej, szczerej komunikacji wydaje się założycielskie dla kina Anne-Marie Miéville, która jako młoda dziewczyna odkryła, jak wiele może wyrazić muzyką. Ostatecznie porzuciła jednak karierę wokalistki, choć muzyka jako medium i język pozostała w jej twórczości niesłychanie ważna. W Paryżu, dokąd wyjechała, zaangażowała się w działalność na rzecz Palestyny i w 1968 roku, w środowisku aktywistów i artystów walczących o sprawę wolnej Palestyny, poznała Jean-Luca Godarda. Współzałożyli firmę producencką, Sonimage. Ich pierwszymi wspólnymi filmami były Numer dwa (1975) oraz Tu i wszędzie (1976), a ten drugi tytuł pozostaje niezmiennie inspirujący dla wszystkich, którzy zajmują się politycznością obrazów.
Jej własne filmy są polityczne w zupełnie inny sposób, a refleksja jaką podejmuje ma raczej charakter filozoficzny i egzystencjalny. Za katalog spraw, które są jej bliskie, można uznać Mój ulubiony temat (1988). Ów ironiczny tytuł (będący de facto roboczym, żartobliwym określeniem projektu z etapu pozyskiwania nań funduszy) jest w gruncie rzeczy rodzajem deklaracji. Miéville zajmuje czas jako proces, jako fundamentalne doświadczenie rodzenia się i umierania. W historii obejmującej fragment życia trzech kobiet – babki, matki i córki – tworzą się i obumierają związki, odchodzą ludzie, na świat przychodzą dzieci. Narodzić się może także głos, wewnętrzna siła.
To, co pomiędzy, to mniej i bardziej udane rozmowy, komedie komunikacyjnych pomyłek, zakłócenia odbioru, szepty i krzyki. Samo wydobywanie z siebie dźwięków imitujących słowa jeszcze nic nie znaczy – Szwajcarka jak nikt ma słuch do fałszu w relacjach. Gdzieś z offu dobiega nas rozmowa, ale kamera uważnie przygląda się ruchom rąk albo organizuje bójkę w slow motion, detonując emocje skrzętnie ukryte w zwyczajnych słowach. Scenę pocieszania po dramatycznej decyzji zagłuszają klaksony, rozmowy telefoniczne to monologi, nikt nikogo nie słucha.
Miéville jest mistrzynią przyłapywania na gorącym uczynku póz, kłamstw, przemocy, ukrytych za fasadą neutralnie brzmiących słów. Jest tam, gdzie rozjeżdżają się komunikat i ton, deklaracje i emocje, język i ciało. Jak w Księdze Marii (1984), prologu do godardowskiego Zdrowaś Mario – filmie o dziewczynce przeżywającej rozwód rodziców, w którym bohaterka wykonuje szalony taniec do muzyki Mahlera. Albo jak w komediodramacie Po ugodzie (2000), rozpisanym na dwie pary rozmawiające o relacjach i szczęściu. W gruncie rzeczy to opowieść o męskim ego: zawsze gotowym do potyczki, zawsze urażonym i wypełnionym emocjami, których nie jest w stanie wyrazić inaczej, po stoczonej bitwie mażącym się jak dziecko (oto jedyna w swoim rodzaju okazja, by zobaczyć, jak pochlipuje Godard). Te intymne historie wykraczają daleko poza sentymentalne opowieści, że ona go kocha, a on jej nie. Są laboratoriami komunikacji między rodzicami i dziećmi, między płciami, między pokoleniami – między ludźmi. Mediumiczna retrospektywa jest więc łączniczką pomiędzy tegorocznymi sekcjami i filmami, począwszy od poszukującego porozumienia Konkursu Nowe Horyzonty, po Trzecie Oko i jego bohaterki – matki.
Macierzyństwo, dzieci, relacje matek i ich potomstwa to także „ulubiony temat” Miéville. Wyrastające z drugiej fali feminizmu przekonanie, iż „prywatne jest polityczne” oznacza u niej zainteresowanie rodziną, dzieciństwem, relacjami władzy w intymnym związku, kobiecym międzypokoleniowym przekazem. Współprodukowany przez bohatera zeszłorocznej retrospektywy Alaina Tannera telewizyjny dokument Tata jak mama (1997), przygląda się dziewczynie dorastającej bez matki, a rozpoczyna serią fotografii prezentujących wyidealizowany obraz macierzyństwa. Czym jest ten brak? – zastanawia się reżyserka, prowadząc nas do nieoczywistych wniosków, że jest wolnością od spełniania oczekiwań, od roli (żony, matki, kucharki, sprzątaczki, obsługiwaczki emocji), szansą na ułożenie przyszłości na własnych warunkach. A jednocześnie to tęsknota za rolą, piramida oczekiwań wobec idealnej matki, niemożliwa do spełnienia dla żadnej realnej kobiety. Mój ulubiony temat także jest polityczny nie wprost. Bo to – między innymi – film o aborcji: społecznie akceptowanej, przebiegającej gładko medycznej procedurze, która może być równocześnie wyborem tragicznym, podszytym bólem i poczuciem winy. I która jest międzypokoleniowym kobiecym doświadczeniem, tematem niekończącej się rozmowy.
Ale u Anne-Marie Miéville rozmawiają nie tylko osoby, ale i epoki, rozmaite rodzaje aktywności, media, dziedziny sztuki. Dlatego tak bliska jest jej literatura, filozofia; dlatego jej filmy są tak muzyczne, dlatego w rozmowę włącza obrazy, rzeźby, teatr. W jej kinie wszystko ze sobą gada – ludzie, miejsca, konteksty. Miéville dyskutuje też z filmami Godarda (Księga Marii vs Zdrowaś Mario) i z nim samym (grają parę w Po ugodzie).
Ale to tylko fragment tego niezwykłego dorobku, na który składają się cztery fabuły, kilkanaście średnich i długich metraży, filmy eksperymentalne, dokumentalne, robione na zlecenie telewizji czy instytucji. Twórczość Szwajcarki ma swój wspólny zbiór z twórczością Godarda, a ona sama nie miała nigdy potrzeby dystansować się od stylu – słusznie lub nie – uznawanego za jego autorski. W jednym z wywiadów mówiła, że kiedy żyje się i tworzy razem, intuicje, pomysły, język wizualny wpływają na siebie w sposób naturalny.
Dokonania Anne-Marie Miéville dopiero czekają na solidne opracowanie i uporządkowanie. Równie bogaty, co rozproszony dorobek reżyserki wciąż nie jest możliwy do pełnego zaprezentowania. Przekonaliśmy się o tym wraz z Tomaszem Żygo, który w Nowych Horyzontach opiekuje się obiegiem kopii. Proces cyfryzacji filmów Miéville dopiero się rozpoczyna; niektóre kopie okazały się niemożliwe do odnalezienia, dotarcie do archiwów i filmotek, które są w posiadaniu (co nie jest równoznaczne z gotowością do wypożyczenia) taśm 35 mm, zajęło nam wiele miesięcy.
Ale nawet jeśli techniczna jakość projekcji nie będzie doskonała, wejście w dialog z jedną z najniezwyklejszych osobowości europejskiego filmu z całą pewnością usatysfakcjonuje każdą kinomankę i kinomana. Bo choć to kino strasznie dużo mówi, to przede wszystkim – potrafi słuchać.
Małgorzata Sadowska
Bardzo dziękuję Marcelowi Müllerowi (Swiss Films), Fabrice’owi Aragno i Patrickowi Jeanneret za pomoc w przygotowaniu retrospektywy.
Retrospektywa powstała we współpracy z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej, koordynującym w Polsce wykorzystanie funduszy w ramach Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy.
Partnerem sekcji jest portal Pełna Sala.