wyróżnienie w XXVI Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
Strzały, pisk opon, tłuczone szkło. Na przedzie mężczyzna i dwie postacie w strojach klaunów, twarzy ich prześladowców dojrzeć się nie da. Ucieczka udaje się połowicznie: kierowca ginie, a jego ciało trawią płomienie (na gębie oblewanego benzyną trupa przez chwilę tańczy grymas). Smutne arlekinki ruszają dalej, przedzierają się przez krzaki i ścierniska, zmywają makijaże w stawie. W gnijącej wodzie podnosi się zamęt, jakby spieniły się mleko i krew.
Requiem for a Vampire (1972) nie jest najbardziej udanym (ani nawet najdziwniejszym) filmem Jeana Rollina, trafnie jednak oddaje improwizowany charakter jego twórczości. Francuski reżyser, przez krytyków odsyłany za ladę sex-shopu, długo cieszył się opinią nieudolnego majstra erotycznych horrorów, ekscentrycznego przegrywa. Interesowały go sceny wydobyte z głębin podświadomości, wspomnienia z dzieciństwa zabarwione gatunkową tintą. Jego filmy długo zaliczano, słusznie lub nie, do europejskiej eksploatacji, z całą jej fascynacją groźną, tajemniczą kobiecością. Mimo to bohaterek Rollina nie sposób pomylić z nikim innym – są zbyt osobne.
I.
Kiedy myślę o jego filmach, przed oczami w pierwszej kolejności stają mi związane z nimi aktorki: dumna, dzierżąca kosę Brigitte Lahaie; melancholijna Mireille Dargent o buzi pajacyka; bliźniaczki Castel z obnażonymi kłami; Françoise Blanchard przy pianinie, cała we krwi. Kalejdoskop postaci smętnych i somnambulicznych, tragiczne błazenki, które mogą się w sobie przejrzeć jak w lustrze. Nad wyraz chętnie łączą się przecież w pary.
Rollin lubił zatarte granice i opowieści o miłości silniejszej niż śmierć. Jego bohaterki to jednocześnie siostry i kochanki, partnerki i najlepsze przyjaciółki. Rozhulane uczucia same pchają się na usta, toteż reżyserowi można zarzucić bełkotliwość dialogów i pogrywanie na wysokim C. Trudno się jednak dziwić: niebezpieczeństwo, jakiego dziewczęta doświadczają ze strony świata zewnętrznego, w jego filmach, zostaje zwielokrotnione, więc i bliskość przeradza się w bliskość totalną. Bohaterki dwójkami gubią się po zamkach, nawiedzają odludne plaże i cmentarzyska, uciekają ze szpitali psychiatrycznych i sierocińców. Z opresji wychodzą wtulone w siebie, niemal zespolone w jeden organizm; przetworzenia tego obrazu będą wielokrotnie powracały w ciągu trwającej ponad pięć dekad kariery.
II.
Bycie kobietą w światach Jeana Rollina jawi się jako stan permanentnego zagrożenia. Zewsząd czyha niebezpieczeństwo: szajki rabusiów, wygłodzone wampiry i zombie, wreszcie paskudna, przyziemna przemoc. Pierwsza połowa debiutanckiego The Rape of the Vampire (1968) rozpisuje fabułę wokół konsekwencji gwałtu. W Demoniacs (1974), gorzkiej historii zbudowanej na zrębach kina rape and revenge, napaść jest zupełnie odrzucająca. Trudno tu o dwuznaczność, jeszcze trudniej o sadyzm.
III.
Wątki amnezji zajmują w jego filmach honorowe miejsce – wspomnienia kształtują tożsamość bohaterów, ich brak denegeruje. Rollin wplata temat utraconej pamięci nawet w projekty komercyjne. W pospiesznie przejętej po innym reżyserze Emmanuelle 6 (1988) modelka próbuje sobie przypomnieć podróż w głąb amazońskiej dżungli. Zapomniane wydarzenia wracają do niej po wyczerpującej sesji masturbacji.
The Night of the Hunted (1980) i The Living Dead Girl (1982) to horrory pustych przestrzeni i buntującego się ciała. W pierwszym z nich brak wątków nadprzyrodzonych, ale skojarzenia z tradycją filmów o zombie nasuwają się same; drugi nie będzie się już bał nowych gatunkowych rejonów. Oba przerażają obrazami umysłowego rozpadu. Pamięć bohaterki The Night of the Hunted sięga nie dalej niż kilka godzin wstecz. W The Living Dead Girl dziewczyna, przywołana zza grobu wyciekiem chemikaliów, walczy z potworną, narzuconą z zewnątrz osobowością u boku przyjaciółki z dzieciństwa. Rollin kontrapunktuje smutek przejmującymi eksplozjami gore. Ciekawie wypada dynamika między bohaterkami; podczas gdy nadludzko silna Catherine słabnie psychicznie, Hélène brawurowo traci moralne granice. Wszystko w imię miłości.
IV.
Ciasno splecione warkoczyki, czerwone podkolanówki, kuse sukienki w groszki – bohaterki Rollina to, z paroma wyjątkami, kobiety-dzieci, perwersyjne nastolatki o niezaspokojonym seksualnym apetycie. Są niewinne, ale okrutne, jak przystało na istoty zawieszone w czasie. Śliskość tej fantazji może uwierać. Równoważy ją upodobanie reżysera do melancholii. Jego sygnaturą są przecież opowieści o odciętej drodze powrotu do dzieciństwa, o dzieciństwie skażonym. Poznajemy postacie, które gonią za majakami i uciekają w fałszywe wspomnienia, niepewne siebie i swojej przeszłości, wykorzenione. Tragizm kładzie się cieniem na ich ciałach, rozsadza archetyp nimfetki.
Brzmi to przyciężko. Może i zaczynam od przebieżki przez sylabus gender studies, nie po to jednak, by zdystansować się od gatunkowych aspektów filmów Rollina – jego kino jest przecież w znacznej mierze przestrzenią niepowagi, tym bardziej podatną na uproszczenia i skróty. Cofnijmy się do Requiem for a Vampire, do momentu, w którym grana przez Marie-Pierre Castel postać uwodzi przypadkowego turystę. Lubię tę scenę – jej kreskówkową umowność, karnawałową interpretację szkolnego mundurka, klimat pornoparodii baśni o Czerwonym Kapturku. Mężczyzna rzuca się w pogoń za dziewczyną, depcze po paprociach; w tle pogrywa figlarny motyw muzyczny. Ona daje się pochwycić, jego żarłoczny dotyk na poły bawi ją i nudzi. Zrzuca go więc bez wysiłku i wraca do obłowionej łupami towarzyszki. Czuć w tym lekkość frywolnego kina lat siedemdziesiątych, które seks przedstawia jako niezawodny sposób na wykaraskanie się z kłopotów, zdarzenie bez zobowiązań i następstw (także fabularnych). To częsta praktyka u Rollina: dowcipne zwodzenie przyzwyczajonego do konwencji widza, erotyka, która nie przynosi satysfakcji.
V.
W filmach francuskiego reżysera kobiety bywają malarskim obiektem – wtulone w stary zegar, wyprężone na płycie nagrobnej, powiewające prześwitującymi halkami. Na ziemię padają bezwładnie, niczym marionetki, którym ktoś podciął sznurki. Jest w tym umowność kina niemego, która każe je postrzegać jako postacie z odmiennego porządku, podlegające innym prawom, a ich ciała – jak ciała kukiełek lub mimów.
Choć teatralna, nieco posępna erotyka nie była obca twórcom kontynentalnej eksploatacji, Rollin odbija w inne, być może mniej bezpieczne rejony. Jego spojrzenie na zmysłowość uosabia para złączona w uścisku na stosie czaszek; mężczyzna zamykający się w trumnie z obciętą na zapałkę dziewczyną, oboje spokojni, gotowi na przypływ; wreszcie androgyniczna wampirzyca, rozpościerająca pelerynę z całym gatunkowym namaszczeniem tego gestu, pod nią naga (na ścianie malowidło z krwi i żyłek). To kino obrazów, więc trudno pisać o nim inaczej niż właśnie migawkami, natrętnymi wyliczeniami. Zapamiętuje się z niego faktury i wrażenia. Nagość, która pojawia się mimochodem i w centrum, jednocześnie osobną i bez reszty przynależną do swoich czasów; ostre przedmioty, śliskie materiały i chłód zamczyska.
VI.
Przetykające fabuły Rollina sceny seksu, często kręcone z udziałem statystów i dodawane w montażowni, mogą sprawiać wrażenie sztucznej, naddatkowej obecności, niepotrzebnego dopowiedzenia erotycznej atmosfery. Ich widoczność to efekt przetasowań kinowego krajobrazu po rewolucji seksualnej i twórczych kompromisów, na szczęście niezbyt bolesnych. Współpraca z Samem Selskym i Lionelem Wallmannem, producentami z przypadku, przynosi reżyserowi stopień niezależności, której być może nie zaznałby nigdzie indziej. Obaj wierzą w jego wizję, ale potrzebują sprzedażowego haczyka. Stąd rozbierane wstawki i alternatywne, pornograficzne wersje Lips of Blood, Demoniacs i The Night of the Hunted. Nie bez znaczenia są seksualne trendy epoki; w niefrasobliwej sekwencji orgii z Requiem for a Vampire odbija się obsesja na punkcie BDSM, która w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych bierze we władanie kino eksploatacji. Podobnie harde gangsterki ze Schoolgirl Hitchhikers (1973) czy Bacchanales Sexuelles (1974) zdają się kolejnymi wcieleniami madame Olgi, dominy z fetyszowego cyklu Josepha Mawry.
Niskie wpływy z box office’u w końcu kierują Rollina ku pornografii. Szczególnie rozczarowuje go porażka Lips of Blood i The Iron Rose – dojrzałych, posępnych filmów o miłości i buncie. Twórczość spod znaku trzech X (Phantasmes, The Scent of Mathilde i inne) reżyser zaprawia, zwłaszcza na początku, frywolnymi kryminalnymi intrygami, właściwą surrealistom logiką snu i libertyńską fascynacją perwersyjną seksualnością. Widać w nich upodobanie do fabuł rodem z groszowej literatury i komiksu, miłość do pornograficznych wypełniaczy.
Z branży erotycznej wywodzi się wiele spośród jego aktorek, od Mireille Dargent i sióstr Castel, po Eloïse Becht czy Alexandrę Pic, twarze ostatnich filmów. Z gwiazd porno i dziewczyn z okładki największą sławą cieszy się Brigitte Lahaie, Rollinowska poster girl o eleganckiej ekranowej prezencji. Reżyser nie chce zarzucać haczyka na widzów, nie zawsze więc podąża za ich biznesowymi personami, chętnie przypisując im role dramatyczne.
VII.
„Krypta nie straciła nic ze swego uroku”, czytamy w pulpowym kryminale Gastona Leroux. Cytat ten nawiedza twórczość Rollina, odbija fascynację reżysera gotyckimi przestrzeniami. W jego najpiękniejszych kadrach bohaterowie i bohaterki nikną pod zwojami mgły, rozpraszają się w blasku świec. Lokacje nadają ton. Francuz szczególnie chętnie zwraca się ku widmowym stacjom kolejowym, poczerniałym falochronom na plaży w Dieppe i miastom, w których łatwo pobłądzić, ale i tak zawsze jest się jakoś na widoku. Najbardziej jednak lubię jego nekropolie – zdziczałe, pordzewiałe, przetykane wysepkami plastikowych kwiatów. Groza jest swojska; nawet Père-Lachaise kurczy się do rozmiarów wiejskiego cmentarzyka.
Sojusze między bohaterkami zawiązują się raczej w przestrzeniach zamkniętych – zamkach, kościołach, barach i klubach ze striptizem. W środku, ze ścian i kamiennych wnęk, straszą wypchane nietoperze, spróchniałe czaszki i spłakane świece, płaskorzeźby ryb i prymitywistyczne posążki. Wśród dziwadełek można z powodzeniem skryć się przed światem i folgować przyjemnościom. W Dracula's Fiancee (2002) siostry zakonne (tak rozchichotane, że przypominają niesforne uczennice) witają przybyszy pocałunkiem pod libertyńskim obrazem Clovisa Trouille’a. Fascination (1979), chyba najlepiej rozpoznawalny, a zarazem najbardziej zwodniczy film Rollina, snuje wizję socjety arystokratek o wampirycznej naturze. Przybyłego do ich posiadłości narcystycznego opryszka częstują wyrafinowaną grą pozorów; w finale z obietnicy orgietki zostaje tylko wspomnienie.
VIII.
Przy pierwszych seansach filmów Rollina towarzyszą mi sprzeczne uczucia. Ich partyzancki rys intryguje i wzbudza dystans; zwłaszcza podglądactwo sprawia wrażenie wymuszonego, z pozoru wchodzącego w kolizję z nastrojowymi obrazami. Jak się później okazuje, to napięcie, które widać w wielu tekstach poświęconych Rollinowi – przeciwstawienie ciała i rozumu, erotyka jako wstydliwa przyjemność.
IX.
Przykładanie do jego filmów tradycyjnych wyznaczników jakości wydaje się mało produktywne. Zawsze coś będzie nie tak: wrażliwość kina z marginesów, technikalia, manieryzmy początkujących aktorów i aktorek. Urok tych „filmowych myślotoków” (jak trafnie określiła je kiedyś Olga Drenda) leży w mieszance ekscesu, statycznych deklaracji i rozedrganych uczuć. Łatwo się przed nimi zabezpieczać, łatwo też osadzić na panteonie zapomnianych dzieł surrealistów, wcisnąć w (alt)kanon.
Louise, Henriette, Marie i Michelle, bohaterki Two Orphan Vampires i The Escapees, znajdują ukojenie w fikcji. Magnetycznie przyciągają je książki pełne legend i opowieści o fantastycznych zdarzeniach. U Rollina widać podobne zapamiętanie – może dlatego jego filmy są, mimo kanciastości, tak komfortowe. Ogląda się je trochę jak baśnie. Przyjemnie się w nich pogubić.
Karolina Graczyk
artykuł ukazał się na łamach magazynu kolektywu Final Girls
Bibliografia:
Lost Girls: The Phantasmagorical Cinema of Jean Rollin, red. Samm Deighan, Toronto 2017.
O. Drenda, Słudzy wyobraźni. Wizjonerzy kina gatunkowego, „Filmweb” 2013.
D. Hinds, Fascination: The Celluloid Dreams Of Jean Rollin, Manchester 2016.
M. Lyszczyna, Jean Rollin. Migawki z historii francuskiej grozy, Toruń 2021.