wyróżnienie w XXVI Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
prolog:
wszyscy jesteśmy tacy sami
Widzę siebie w Julii – słyszałam to zdanie raz za razem, gdy pojawiał się temat Najgorszego człowieka na świecie. Pamiętam zeszłoroczny marcowy wieczór, na spotkaniu towarzyskim kilkanaście osób. Siedzę na podłodze wyłożonej kafelkami, tłoczymy w się w łazience pełniącej tymczasowo funkcję palarni. Dziesięć osób między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia i każda widzi siebie w Julii.
rozdział pierwszy:
kim jest Julia?
Traktowanie protagonistki jak archetypu pokolenia jest uproszczeniem pomimo niezaprzeczalności faktu, że Julia jest millenialką, która dość stereotypowo gubi się w poszukiwaniach. Patrzy na świat i widzi nieograniczone możliwości – po prawdzie głównie te, które są na ścieżce obok. Decyzje dotyczące kariery, partnera, perspektyw życiowych zdają się jej być obarczone brakiem satysfakcji. Julia projektuje swoje szczęście na bliżej nieokreśloną ułudę tego, że w innych okolicznościach byłoby jej lepiej, lecz traci entuzjazm, kiedy przychodzi już trwać w codzienności studentki medycyny, psycholożki, fotografki, partnerki starszego, stabilnego mężczyzny czy podobnego do niej równolatka. Uwodzą ją powierzchowności życia, więc performuje kolejne wersje siebie. Robi to, aż do momentów granicznych, doprowadzających do kolejnych życiowych etapów, podczas których musi mierzyć się z prostymi prawdami: nie każdą decyzję można zmienić, strzałka zegara nie zatrzymuje się dla nikogo i nie da się uciec od własnego doświadczenia, obojętnie jak nęcąco wyglądają cudze.
Ale patrzenie na Julię jak na generacyjny sampel pozbawia ją indywidualnych cech i odziera z soczystości charakteru; tego jak po czubki uszu wypełnia ją żywotność, ciekawość, ambicja. Jak potrzebuje zabawy i żartu, jak z uporem i odwagą wymaszcza sobie miejsce w świecie.
rozdział drugi:
everything not saved will be lost
Zgrzyta mi w zębach sformułowanie kolejny życiowy etap, bo sugeruje, że egzystencja miałaby być grą platformową z następującymi po sobie poziomami trudności, grzecznie ustalonymi z góry i ułożonymi w rządku. Linearna, ewolucyjna i logiczna konstrukcja miałaby szansę być jedynie częściową prawdą, schludnie omijającą niewygodę stwierdzenia, że głównie w życiu to jednak nie wiadomo. Opisując ten film Joachim Trier posługuje się sformułowaniem coming of age dla dorosłych. Użyty jest w nim czas ciągły teraźniejszy, który stosuje się, aby podkreślić trwanie czynności w czasie. Dojrzewanie jest procesem, które nie ma mety, więc każda opowieść o zmianie jest w pewnym sensie historią o dojrzewaniu. Z niechęcią podchodzę do postrzegania finałowych scen jako ostatecznego rozwiązania kwestii błądzenia i wejścia na dobrą ścieżkę. Bohaterów spotykamy w drodze i zostawiamy w drodze. Nie da się żyć według maksymy z ekranu wyjścia z gry Nintendo (wszystko co niezapisane, będzie stracone), bo z konsekwencją każdej decyzji trzeba trwać, a jaka ona będzie, cóż: nie wiadomo.
rozdział trzeci:
sonder i absolutnie nie
Czy kiedykolwiek doświadczyłyście nagłej i głębokiej świadomości, tego że każda osoba na ziemi ma złożone, szczególne i własne życie, równie skomplikowane i bogate jak wasze? To uczucie nazywa się sonder (z niemieckiego: wyjątkowy) i ilustrować je można zapadającą w pamięć sceną z wcześniejszego filmu Triera, Oslo, 31 sierpnia: główny bohater siedzi w kawiarni, a kamera kolejno skupia się na rozmowach i przeżyciach osób wokół niego. W Najgorszym człowieku na świecie najbardziej widowiskową sceną jest wizualne przedstawienie odwrotności tego uczucia: kiedy Julia biegnie przez Oslo, by spotkać się z Einvalem, niesie ją uskrzydlające zakochanie – wtedy cały świat staje. Poza nią i obiektem jej uczuć nikt inny nie istnieje. To dobitne podkreślenie, że mamy do czynienia z historią o konkretnej postaci i właśnie z jej perspektywy doświadczamy rzeczywistości. Jedynie bardzo uważny odbiorca zobaczy drgnięcie ręki małej dziewczynki; przypadkowy błąd, który zdaje się mówić: słuchaj, to tak do końca nie jest, że świat kończy się na jego percepcji.
rozdział czwarty:
chcesz poimprezować?
Chcesz poimprezować? to jedyne słowa, które Renate Reinsve wypowiada w Oslo, 31 sierpnia. Zrealizowanie sceny zawierającej tę kwestię trwało podobno dziewięć poranków. Dziewięć poranków z aktorką na planie i jedno zdanie wystarczyło, żeby Joachim Trier i Eskil Vogt napisali następny scenariusz z myślą o tej konkretnej osobie. Impreza udała się chyba całkiem nieźle, bo przy jego czytaniu popłakała się już na siódmej stronie, a za sportretowanie Julii dostała nagrodę w Cannes. Scenariusze duetu Trier&Vogt, wyszczególniając luźną trylogię Oslo, opierają się na pełnokrwistości wielowymiarowych bohaterów i nie ma w nich miejsca na szczeliny fałszu w przedstawianiu postaci, tak jak Najgorszy człowiek na świecie nie ma racji bytu bez Reinsve.
rozdział piąty:
bezsilność metody Marie Kondo wobec myśli
Film Triera wracał do mnie przez poprzednie miesiące, ale nie zawsze robił to wtedy, kiedy się spodziewałam. Podczas pierwszego seansu w ekranie zobaczyłam lustro, więc schludnie włożyłam go w umysłową szufladę podpisaną portret pokolenia. Ale widziałam Julię w słowach Annie Ernaux zastanawiającej się w Latach czy byłaby szczęśliwsza jako ktoś inny, w schopenhauerowskich rozważaniach o wolności, w kołaczącym się w głowie cytacie zwyczajowo przypisywanym zarówno Kubrickowi, jak i Allenowi (nie wiem czego chcę, ale zawsze wiem czego nie chcę), i w końcu widziałam ją w sobie, kiedy pracowałam w mokotowskiej księgarni po serii podążania za wewnętrznym pragnieniem zmian, którym nie kierował azymut (siła ciągnąca do), a raczej silnik (siła pchająca od). Czekania na nieokreślone je ne sais quoi (Julia zastanawia się, kiedy jej życie się naprawdę rozpocznie) nie ogranicza metryka, a raczej właściwe jest człowiekowi, któremu przytrafia się wolność i związane z nią przekleństwa. Te reminiscencje zrobiły mi w umyśle bałagan bliższy naturalnemu stanowi wszechświata: entropia trwa.
rozdział szósty:
ich pięciu i ona jedna
Najgorszy człowiek na świecie w dużej mierze rozgrywa się na osi między trzema osobami: Julią, jej kilkanaście lat starszym partnerem Akselem i przypadkowo spotkanym Einvelem. W tle maluje się relacja z narcystycznym ojcem, który wylogował się z życia córki, ale zdecydowanie to związki romantyczne są motorem historii.
Są też omnipotentni Trier i Vogt, autorzy scenariusza, współcześni mężczyźni koło pięćdziesiątki, którzy wydestylowali bohaterkę. Jest pewien fakt, który jak busola wskazuje na to, że to postać kobieca pisana przez mężczyzn: otóż Julia nie ma ważnych relacji z innymi kobietami. Może nie musi mieć: ale właśnie przez to, jak dobrze została zarysowana jej sylwetka, nie daję wiary temu brakowi i widzę w nim bardziej przeoczenie martwego punktu niż coś, co wynika z osobowości.
rozdział siódmy:
plenipotent
„Nie chcę żyć w swoich przedmiotach, komiksach, dziełach. Chcę żyć z tobą w naszym mieszkaniu” – mówi Aksel | ustami Andersa Denielsena Lie | słowami Joachima Triera.
rozdział ósmy:
miasto
Pierwszy raz widzimy Julię ujętą w średnim planie. Pali papierosa, w tle panorama Oslo o zachodzie słońca, sylwetka przecina ekran w pół. Później kamera towarzyszy jej w powrocie do domu: przechodzi nad mostem, niebo w kadrze jest przepastne i wysokie, miasto wielkie i tętniące życiem, a ona nieludzko pełna pustki. Ostrość obrazu fluktuuje; skupia się to na niej, to na mieście. Oslo Triera jest jasne, melancholijne i pojemne. Mieści w sobie cudze dzieci, własny potencjał i obietnice, których nie spełni. Czy właśnie to tak zasmuca Julię?
rozdział dziewiąty:
kompleks pigmaliona
Czy wyobrażasz sobie zakochać się w Julii?
rozdział dziesiąty:
weltschmerz klasy średniej
Czasy Henry’ego Forda (możesz otrzymać samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny) minęły i mnogość wyboru powoduje cierpienia nierozerwalnie związane z rezygnacją. Bohaterowie Triera są uprzywilejowani, pochodzą z klasy średniej, mają dostęp do edukacji i luksus potencjału, a wciąż paraliżują ich lęki, które bezpośrednio lub pośrednio doprowadzają do sytuacji granicznych (Oslo, 31 sierpnia, Reprise). Jego filmy nie oceniają protekcjonalnie apatii nadmiaru, a raczej poważnie i z uważnością oglądają egzystencjalne starcia z przemijaniem, dyssatysfakcją i ambicją. Powiązanie pokoleniowe jest o tyle trafne, że iskra tego rodzaju egzystencjalnej rozterki podsycana jest przez względny dobrobyt, stabilność i post-konsumpcyjny przesyt.
rozdział jedenasty:
literackość obrazu
Formalnie Najgorszy człowiek na świecie nie ustaje w zaskakiwaniu: podobna literackiej struktura dwunastu rozdziałów z prologiem i epilogiem pozwala na luźne podejście do wachlarza konwencji. Jest i kino artystyczne, zabawne para-skecze, precyzyjnie emocjonalne monologi, wszechwiedząca narratorka, rozbuchanie jednych scen i intymność drugich. Zdjęcia Kaspera Tuxena są subtelne i widowiskowe; często budowane na napięciu pomiędzy osiami życie wewnętrzne vs. skupienie na otoczeniu. Trier cyzeluje rozdziały, odsłania je jak kolejne karty na pokerowym stole, naciska guziki w sekwencji. Szuka balansu między klasycznymi sposobami opowiadania historii i heterogenicznością używanych środków.
rozdział dwunasty:
oh so meta
Kiedy Julia ma po dziurki w nosie poczucia nieadekwatności, robi coś wspaniale spontanicznego: wprasza się na przypadkowe wesele i stwarza sobie odskocznię, w której może się bawić na własnych zasadach. Podczas tego wieczoru mamy do czynienia z Julią w wersji meta, która przykłada maski całkowicie świadomie i dla zabawy. Najgorszy człowiek na świecie z kolei przymierza rozdziały, a koherentna i spójna historia wyłania się z różnorodności – czyż nie jest w tym podobny do swojej protagonistki? Czy nawet sam film widzi siebie w Julii?
epilog
wolność; za Pauline Kael
Z odgrywaniem głównej roli nierozerwalnie wiąże się samotność.
Maria Dutkiewicz
tekst niepublikowany