Poważnie już było (i jeszcze nie raz będzie), to teraz czas na wpuszczenie powietrza, a może nawet założenie lekko za dużego wdzianka, oversize’owego outfitu, odpuszczenie sobie i innym i freestyle na festiwalowej mapie. Takie podejście proponuje Ulka Śniegowska, dyrektorka American Film Festival i kuratorka retrospektywy Yvonne Rainer podczas 24. MFF mBank Nowe Horyzonty. Luźno nie znaczy jednak „byle jak” – a na dowód załączamy jej listę top 10 festiwalowych filmów.
Kierowanie się tymi propozycjami z pewnością wprowadzi do Waszych harmonogramów pożądaną różnorodność i element nonszalancji.
Niech hasło: „Wyluzujmy!” poprowadzi nas przez program tegorocznych Nowych Horyzontów; przestańmy trzymać się kurczowo logiki, niech porwą nas rzeczy szalone i absurdalne. Po prostu za Davidem Byrne’em zakrzyknijmy: Stop Making Sense!
Po pierwsze, na 24. MFF mBank Nowe Horyzonty obejrzyjmy „najlepszy film koncertowy świata” – ponadczasowy, rozsadzający ograniczenia sceny zapis-ilustrację albumu Talking Heads pod tym samym tytułem, zarejestrowanym kamerą Jonathana Demme’ego.
Ameryka coraz głębiej zapada się w otchłanie absurdu – tak więc, by tam przetrwać trzeba odwołać się do pokładów poczucia humoru i dystansu, z których pełnymi garściami korzysta bohater grany przez Julio Torresa w Problemiście. Przekonajmy się, czy pasjonat-projektant zabawek z Salwadoru utrzyma pracę u szalonej nowojorskiej marszandki, dostanie wizę i spełni swój coraz bardziej crazy American dream.
„Problemistą” ściągającym na siebie absurdalne kłopoty jest też – choć w zupełnie innych geograficznych okolicznościach – bohater Redakcji Romana Bondarczuka, który na ukraińskim stepie zaczyna zauważać dziwaczne, bezsensowne działania władzy – płoną lasy, znikają ludzie, a nie ma chętnych, by o tym pisać.
Proponuję też przyjrzeć się przepełnionemu poczuciem absurdu i ironii światu Yvonne Rainer w retrospektywie tej choreografki, która zamieniła scenę na ekran i szczególnie w takich filmach jak Mężczyzna, który zazdrościł kobietom, Przywileje i Morderstwo i morderstwo wytykała sprzeczności świata korporacyjnego, uwikłanie kobiet w pragnienie cielesnej atrakcyjności i tradycyjne społeczne role…
…w sumie nie tak dalekie od obowiązujących w kompletnie odjechanej rzeczywistości, w którą ładuje się bohaterka filmu Substancja – body horroru i czarnej komedii, który słusznie zrobił furorę i wywołał lawinę dyskusji w Cannes – przyjmując tajemniczy specyfik, który ma uczynić ją wiecznie młodą. Z kobiecymi postaciami Rainer Elisabeth Sparkle łączy nie tylko fakt pracy scenicznej, ale i temat braku akceptacji (i samoakceptacji) procesu starzenia się kobiet. Czyżby Coralie Fargeat znała jej twórczość? Oto jest pytanie!
A potem oddajmy się w ręce braci Zellnerów i przenieśmy w knieje lasów pierwotnych, by poobserwować zmierzch epoki Wielkich Stóp w Sasquatch Sunset. A tak naprawdę będziemy śmiać z pułapek współczesnego świata, z obowiązkową gonitwą za gwiazdami: wszak w obsadzie sam ulubieniec tłumów Jesse Eisenberg! Bo to w gruncie rzeczy satyra na Hollywood, choć „nieco” inna niż Substancja.
Z Substancją wspaniale zdaje się dialogować także A Different Man Aarona Schimberga. Choć kreacje Sebastiana Stana i Johna Pearsona dorównują tym Margaret Qualley i Demi Moore, film zdaje się znacznie mniej spektakularny, ale zapewniam: jest równie zachęcający do rozmowy o tożsamości, atrakcyjności i gonitwie za standardami piękna.
W kolejnym amerykańskim tytule na Horyzontach, I Saw the TV Glow Jane Schoenbrun osoba reżyserska przekuwa własne przeżycia związane z tożsamością w dramat psychologiczny z elementami horroru. Polecam wraz z Owenem, nastoletnim odludkiem, przenieść się w świat Alicji po drugiej stronie telewizyjnego ekranu i spróbować rozwikłać łamigłówkę, która w końcu nie musi tak do końca „make sense”, być logiczna i poukładana, a raczej skłonna jest odtwarzać emocje.
Zarówno Schimberg (A Different Man), jak i Schoenbrun (I Saw the TV Glow) prezentowali swoje poprzednie filmy w Polsce na American Film Festival. Oba filmy wzięła pod swoje skrzydła firma A24.
Na koniec jeszcze proszę zwrócić uwagę na dwie debiutantki: Constance Tsang i jej Blue Sun Palace (premiera w Cannes) oraz Zię Anger z Moim pierwszym filmem (pokazywanym na CPH:Dox w Kopenhadze). To dwie ciekawe twórczynie, których filmy mają szansę wyznaczyć nowe trendy w niezależnym amerykańskim kinie.