English

Ze wschodu. Wchłonięty przez Orient o filmach z Azji na 23. NH

17/07/23
Kiedy opadną fale, reż. Lav Diaz
Paradoksy należy kochać, czyli „złota dziesiątka” Piotra Czerkawskiego

Mówiliśmy o tym już wiele razy, ale powtórzymy raz jeszcze: choć Nowe Horyzonty są jedne, to nie ma jednego festiwalu. Jedną ze ścieżek, którą szczególnie lubią podążać widzowie i widzki festiwalu, jest poznawanie nowego (i nie tylko) kina Azji, na czele z filmami mistrzów, takich jak Lav Diaz, Hirokazu Koreeda czy Wang Bing. 

W tym roku zadanie będzie ułatwione, bo Waszymi przewodnikami w tej podróży mogą zostać Sławomir Wasiński i Maciej Kiełbas z bloga Wchłonięty przez Orient, którzy przygotowali zestawienie najciekawszych ich zdaniem filmów azjatyckich twórców, które będzie można zobaczyć podczas 23. mBank Nowe Horyzonty.

Zapraszamy na mistrzowski przegląd produkcji ze Wschodu – z Turcji, Indii, Filipin, Japonii, Chin, Korei Południowej i Wietnamu.

Kiedy opadną fale (2022, reż. Lav Diaz) – Filipiny

Na tegorocznej edycji mBank Nowe Horyzonty pojawi się sporo wielkich nazwisk, tuzów azjatyckiego kina. Jednym z nich będzie coraz lepiej znany polskiej publiczności Lav Diaz. Tym razem powraca on z filmem mocno osadzonym w teraźniejszości – portretującym losy ojczyzny za prezydentury Rodriga Duterte, człowieka, który w imię walki z narkotykami przelał morze krwi tysięcy niewinnych obywateli. Całość nakręcona na pięknie chropowatej 16-milimetrowej taśmie. Walory wizualne są tak znaczące, że polecam oglądać wyłącznie w kinie.

Wśród wyschniętych traw (2023, reż. Nuri Bilge Ceylan) – Turcja

Kiedy widzisz, że Ceylan nakręcił dłuższy film niż Diaz, to wiesz, że coś się dzieje. Turecki mistrz lubi i potrafi operować słowem. Jego portrety relacji najczęściej wyłaniają się właśnie z dialogów i choć w tym względzie znacząco różni się od wielu twórców z krajów Azji położonych bardziej na wschód, potrafi nimi pięknie żonglować. I właśnie tego się spodziewam – wielu pięknych i nadających sens słów.

Bulion i inne namiętności (2023, reż. Trần Anh Hùng) – Francja

Po najnowszym filmie Trana spodziewam się czegoś zupełnie odmiennego. Choć to francuska produkcja, warto pamiętać, że Trần Anh Hùng jest jednym z największych mistrzów kina wietnamskiego i niezależnie, w którym kraju tworzy, zawsze sygnuje swoje dzieła wyjątkową wrażliwością. Dlatego moje oczekiwania idą w kierunku obrazu. Portretu historii miłosnej utkanej niemal wyłącznie z obrazów wspólnego przyrządzania potraw i prostych porterów codziennego życia. Jestem przekonany, że autor Zapachu zielonej papai (1993) nigdy nie stracił urzekającej wrażliwości, jaką raczył nas między innymi we wspomnianym debiucie.

Monster (2023, reż. Hirokazu Koreeda) – Japonia

Ostatnim z dużych nazwisk na tej ścieżce jest Hirokazu Koreeda. W swojej twórczości zwykł skupiać się na relacjach rodzinnych, czy może precyzyjniej – udowadniać, że rodzina nie zawsze determinowana jest więzami krwi. Jednak już od kilku lat japoński reżyser eksperymentuje, do tej pory w zasadzie zmieniając jedynie miejsce/kraj swoich historii. Wiele wskazuje na to, że w najnowszym dziele wychodzi ze swojej strefy komfortu i skupia się bardziej na formalnych i narracyjnych aspektach opowiadania. Warto sprawdzić, czy to sięgnięcie po coś nowego się powiodło.

Póki szaleństwo nas nie rozdzieli (2013, reż. Wang Bing) – Chiny

Nie można pominąć w tym roku dwóch niesamowicie istotnych retrospektyw. Bohaterem pierwszej z nich jest Wang Bing. Wang, jako bez wątpienia najważniejszy przedstawiciel chińskiego Ruchu Nowego Dokumentu, zyskał ogromne uznanie portretowaniem codziennego życia i pracy prostych ludzi oraz brutalnej rzeczywistości, z którą przyszło im się zmagać. Póki szaleństwo nas nie rozdzieli jest do pewnego stopnia wyjątkowym dziełem w jego filmografii. To rodzaj eksperymentu, w ramach którego Wang przez kilka miesięcy wciela się w rolę pacjenta szpitala psychiatrycznego. Jego obserwacje złożyły się na niemal czterogodzinny zapis szokującego życia za zamkniętymi murami szpitala-więzienia.

Droga do miasta (1955); Nieugięty (1956); Świat Apu (1959) – Indie

Trylogia Apu, reż. Satyajit Ray

Przegląd twórczości Satyajita Raya w Polsce to wydarzenie bez precedensu. Najlepsza (i zapewne przez długi czas niepowtarzalna) okazja, by zapoznać się z filmami indyjskiego mistrza kina, które w naszym kraju są znane bardzo wąskiemu gronu miłośników X muzy. Wśród aż dwunastu tytułów znalazła się również trylogia Apu, czyli jedna z najważniejszych i jednocześnie najpiękniejszych wizji dorastania w dziejach kina. To wielowymiarowa opowieść o Apu, chłopcu pochodzącym z biednej rodziny, i walce, jaką on i jego bliscy będą musieli stoczyć, by spróbować przeżyć w niełatwej rzeczywistości początku XX wieku.

Idol (1966, reż. Satyajit Ray) – Indie

Ray był twórcą niezwykle różnorodnym i wszechstronnym, zawsze starał się opowiadać coś nowego i przedstawiać odmienną perspektywę. W Idolu próbował spojrzeć w duszę człowieka, w to, co kryje się pod zewnętrzną fasadą, tysiącem masek zakładanych każdego dnia. Tytułowy idol to aktor jadący odebrać nagrodę. Długa, dwudziestoczterogodzinna podróż pociągiem stanie się okazją do zrzucenia maski, obnażenia dawno ukrytych win i schowanych żali. Retrospektywa Satyajita Raya jest bez wątpienia jednym z najważniejszych (jeśli nie najważniejszym) wydarzeń związanych z kinem azjatyckim w Polsce, a twórczość tego reżysera to klasyka, którą każdy wielbiciel X muzy powinien poznać. Gorąco zachęcam do udziału w jak największej liczbie seansów filmów Raya, najlepiej w całej retrospektywie.

Był sobie kamień (2022, reż. Tatsunari Ota) – Japonia

Ostatnią częścią mojej festiwalowej ścieżki jest slow cinema. Drugi film Oty posiada wiele cech pozwalających zakwalifikować go do nurtu powolnego kina. Punktem wyjścia jest przypadkowe spotkanie nad rzeką. Para nieznajomych zaczyna spędzać ze sobą czas, który mija im na wspólnym wędrowaniu i grach. Z owego nicniedziania powstaje interesujący eksperyment oraz pewnego rodzaju wyzwanie rzucone widzowi.

Pusty (2020, reż. Kil Minhyeong) – Korea Południowa

Slow cinema w najczystszej postaci. Fragmentaryczna historia jest tu opowiadana bez słów, przy użyciu długich, statycznych ujęć. Reżyser niezwykle oszczędnie dzieli się z widzem okruchami opowieści. Jedynym elementem odbiegającym od normy tego kontemplacyjnego kina jest czas projekcji – film trwa zaledwie 70 minut.

W żółtym kokonie (2023, reż. Pham Thien An) – Wietnam

Jeśli miałbym wskazać jeden tytuł, na który czekam w tym roku, to byłby to właśnie debiut Phama. Po premierze w Cannes i otrzymanej tam nagrodzie, W żółtym kokonie jawi się jako slow cinema, w którym oniryczna atmosfera i temat pamięci, wspomnień wychodzą na pierwszy plan. Bez wątpienia jest to niezwykle intrygująca propozycja, której nie można przegapić.

 

Jak zapewne zdążyliście się zorientować, powyższa ścieżka składa się z tytułów zarówno tych, które miałem okazję już obejrzeć, jak i takich, na które czekam. O wszystkich azjatyckich filmach będziecie mogli poczytać w codziennej relacji z festiwalu. W tym roku dołączy do mnie Maciej Kiełbas, od lat odpowiedzialny za redakcję moich tekstów i w konsekwencji ich najwyższą jakość. Będziecie mieli okazję przeczytać również jego relacje z wybranych filmów. Zapowiada się piękny i intensywny festiwal. Do zobaczenia na Nowych Horyzontach!

Sławomir Wasiński

 


czytaj także
Program Filmowe gwiazdy pod rozgwieżdżonym niebem. Sprawdź program Kina na Rynku 17/07/23
Branża Poznajmy uczestników i gości 12. edycji warsztatów A Sunday in the Country 17/07/23
Esej Z kamerą wśród Wulkanów (albo krótka historia islandzkiego kina drogi) 17/07/23
Program Bliska daleka Północ. Sekcja Oslo/Reykjavik po raz piąty na festiwalu 17/07/23

Newsletter

OK