Kaouther Ben Hania: Ten projekt sięga znacznie dalej. Rozpoczął się w 2016 roku, kiedy kończyłam Zaineb Hates the Snow, dokument, który pochłonął sześć lat mojego życia, podczas których filmowałam życie nastoletniej dziewczyny. Usłyszałam w radiu Olfę opowiadającą o tragicznym losie swoich córek. Jej historia mnie zaintrygowała i poruszyła: to historia matki i jej czterech nastoletnich córek. Olfa zafascynowała mnie od samego początku. Widziałam w niej bardzo silną postać filmową – była ucieleśnieniem matki ze wszystkimi jej sprzecznościami, dwuznacznościami i problemami. Jej złożona, straszna historia mnie prześladowała i chciałam ją zgłębić, zrozumieć, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Zadzwoniłam do pewnego dziennikarza, który dał mi numer telefonu Olfy, abym mogła się z nią spotkać. Tak to się zaczęło.
W momencie, gdy się z nią skontaktowałam, pojawiała się już wiele razy w telewizji i radiu. Trzeba jednak zrozumieć, że w tamtym czasie tego rodzaju historie były na porządku dziennym. To, co zainteresowało mnie w Olfie, to fakt, że jej opowieść dotyczyła kobiet, matki i córek.
Przechodziłam przez różne etapy. Na początku powiedziałam sobie, że sfilmuję ją razem z jej dwiema córkami, Eyą i Tayssir, aby podkreślić nieobecność dwóch pozostałych. Rozpoczęłam nagrania w 2016 roku, a potem ponownie w 2017 roku. Coś jednak nie grało. Jak ożywić wspomnienia bez upiększania lub zmieniania ich, bez odgrywania roli bohatera, bez osładzania prawdy? Jak odnieść sukces i odtworzyć to, co miało miejsce, a już nie istnieje? Jak po latach stawić czoła prawdzie o własnej przeszłości? Najbardziej problematycznym aspektem okazał się sposób, w jaki Olfa odgrywała swoją rolę. Musiałam przerwać nagrywanie, bo w końcu zdałam sobie sprawę, że wpadnę w pułapkę, którą na mnie zastawiła.
W życiu często kierujemy się stereotypami, które widzieliśmy w telewizji i innych mediach. Olfa została określona przez dziennikarzy. Odgrywała – z wielkim talentem dramatycznym – rolę pogrążonej w żałobie, rozhisteryzowanej, dręczonej poczuciem winy matki. Większość reportaży nie pozwala na zgłębienie różnych wymiarów jej jako jednostki. Olfa jest jednak tak żywiołowa, niejednoznaczna i złożona, że nie sposób pokazać jej tylko z jednej strony. Jednak głębsze spojrzenie na sprzeczności, doznania i emocje, wymaga czasu, którego dziennikarze nie mają. Rolą kina jest eksplorowanie tych obszarów, niejednoznaczności ludzkiego ducha. Zaczęłam więc myśleć o tym filmie jako o laboratorium terapeutycznym, w którym miały zostać przywołane wspomnienia.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że to, co sfilmowałam, nie było interesujące, skoncentrowałam się na Człowieku, który sprzedał swoją skórę. Na czas zdjęć mogłam odłożyć tę historię na dalszy plan. Nie wiedziałam nawet, czy do niej wrócę. Ponieważ jednak lubię kończyć to, co zaczynam, zdecydowałam się na powrót. Miałam szerszą perspektywę i widziałam wyraźniej swój cel: teraz chciałam sfilmować Eyę i Tayssir, które poznałam podczas różnych nagrań. Byliśmy jednak w samym środku pandemii. Zdałam sobie sprawę, że najlepszym sposobem na przywrócenie Olfy do rzeczywistości i jej własnych wspomnień będzie stworzenie filmu dokumentalnego o przygotowaniach do fabuły, która nigdy nie ujrzy światła dziennego. Bazując na wszystkim, co powiedziała mi Olfa, przygotowałam scenariusz, z udziałem Eya i Tayssir – scenariusz na temat przygotowań do filmu, podczas których aktorzy spotkaliby się z prawdziwymi bohaterami, aby lepiej wyrazić to, co przeżyli.
Olfa potrzebowała konfrontacji z profesjonalnymi aktorami. Od tego momentu to oni mieli odgrywać role, a nie ona. Mieli otworzyć oczy Olfie i jej córkom, aby pomóc im odnaleźć ich wewnętrzną prawdę. Potrzebowałam aktorek, które zagrałyby jej nieobecne córki, zadałaby jej kilka pytań i pomogły zrozumieć niektóre z wydarzeń w jej życiu. Nie interesowało mnie samo odtworzenie wspomnień, ale wymiana zdań między Olfą i jej córkami, która miała prowadzić do pewnego rodzaju zbliżenia. Moja rola polegała na prowadzeniu rozmów i poszukiwaniu odpowiednich momentów, podczas gdy Olfa szczegółowo opowiadała i analizowała ważne epizody ze swojego życia. Poprzez zadawanie jej pytań dotyczących szczegółów i jej motywacji, Hend Sabri pozwoliła Olfie na refleksję nad swoją przeszłością bez pobłażania jej. Gdyby Olfa pozostała ze mną sama, prawdopodobnie zaserwowałaby mi znów tę samą historię [z telewizji], ten sam banał.
Nie, wręcz przeciwnie. Myślała, że w końcu ludzie jej uwierzą! Olfa czuła, że nikt nigdy jej nie wierzył, bo nie była sławna. Dla niej ta wspaniała aktorka miała zagwarantować wiarygodność, której tak bardzo potrzebowała, by jej historia została w końcu usłyszana: kiedy Olfa zaczęła udzielać wywiadów w 2016 roku, często była oczerniana, poniżana i obrażana. Dzięki Hend Sabri została wysłuchana z szacunkiem. Kiedy to zrozumiałam, zaczęłam eksperymentować podczas filmowania.
Nie jesteś jedyną osobą, która zadaje to pytanie! Wciąż nie mogę się uwolnić od mojej przeszłości jako twórczyni mockumentów. Kiarostami mówił, że wiedza o tym, co jest prawdą, a co fałszem, nie jest istotna. Możemy kłamać w filmie, dopóki udaje nam się wydobyć głęboką prawdę. To jest istotne! Dla mnie najważniejsze jest poruszenie publiczności przez ujawnienie im głębszej prawdy.
Dwa filmy odmieniły mój stosunek do kina: Zbliżenie i F jak fałszerstwo Orsona Wellesa. Dzięki nim zdałam sobie sprawę, że kino otwiera szerokie pole do eksperymentów. Chciałam, aby Cztery córki zawierały elementy brechtowskie, które pozwoliłyby na odegranie sceny jednocześnie poddając je refleksji. Chciałam, abyśmy mogli przechodzić od prawdziwych momentów gry aktorskiej do chwil namysłu nad tym, co było odgrywane. Granica między rzeczywistością a fikcją musiała się zacierać, ponieważ gramy zarówno w życiu, jak i przed kamerą. Od samego początku cieszyło mnie eksplorowanie niepewnej relacji między fikcją a dokumentem, co stanowi wspólny motyw przewodni moich filmów.
Uniwersum tego filmu jest introspektywne, dlatego nie potrzebowałam wielu różnych planów zdjęciowych. Wystarczyła mi jedna lokalizacja zapewniająca wizualną i stylistyczną spójność. Znaleźliśmy stary, mało prestiżowy hotel w Tunisie, który przekształciliśmy w nasze studio filmowe. Wiedziałam, że widzowie sami zdołają odnaleźć powiązania między poszczególnymi elementami, bez konieczności odtwarzania wszystkiego na nowo. W myślach miałam plan filmowy, który został narysowany kredą w Dogville Larsa von Triera. Chciałam stworzyć duży plan, który pozwoliłby mi zainstalować różne tła, na przykład posterunek policji. Wiedziałam, że będziemy wspólnie eksplorować intymne, wrażliwe i bolesne tematy, dlatego nie chciałam być ograniczona przez konieczność ciągłego przemieszczania się po różnych lokalizacjach. Chciałam uwolnić się od tych ograniczeń.
Kiedy zebrałam ich wszystkich, zasugerowałam, abyśmy wspólnie spisali deklarację/konstytucję, w której każdy mógłby wyrazić to, czego nie lubi na planie filmowym. Ważne było, by wszyscy czuli się komfortowo, umożliwiając Olfie i jej córkom przeżycie wspólnej podróży. Nie ma nic bardziej delikatnego niż spędzanie czasu z tymi kobietami, które odkrywają przed nami swoje wnętrze i najbardziej niespokojne części swojego życia! Aby stworzyć idealne warunki, zbudowaliśmy zespół składający się głównie z kobiet. W skrócie, stworzyliśmy warunki dla czegoś, co było terapeutyczne nie tylko dla nich, ale dla całej grupy. Wszystko, co wydarzyło się podczas kręcenia filmu, wywołało bardzo silne uczucia w każdym i każdej z nas. Nawet ja, będąc osobą wyczuloną na punkcie kontroli, byłam tak rozemocjonowana, że niejednokrotnie musiałam zebrać się w sobie, by zastanowić się nad ustawieniem kamery. Mimo złożoności sytuacji, wszyscy czuliśmy, że dzieje się coś wyjątkowego.
Po raz kolejny nawiązuję do koncepcji Dogville i mojej wiary w zdolność widzów do łączenia kropek i zrozumienia zamysłu, który stoi za tym, że tylko jeden aktor wcieli się we wszystkich mężczyzn w tej historii. To, co mnie poruszyło w życiu Olfy i jej córek, to nieobecność męskich figur. Gdy tylko jakaś pojawia się w ich życiu, natychmiast ją odrzucają. Mężczyźni wokół nich nie są w stanie przetrwać. Relacja, jaką mają z własną męskością, jest bardzo złożona. Olfa uosabia coś, co jest zarówno kobiece, jak męskie. Mówi, że jest bardziej męska niż jej mąż. ponieważ wszyscy mężczyźni zostali wyrzuceni z życia Olfy i jej córek, w pewnym sensie byli jedną figurą [nieobecnego] mężczyzny Dlatego chciałam, by ten sam aktor zagrał ich wszystkich.
Cztery córki są również o pracy aktorów. Chciałam pokazać, że aktor może być przytłoczony brutalnością życia. Na początku filmu Hend Sabri mówi o tym wprost: aktorzy muszą nauczyć się chronić siebie przed emocjonalnym obciążeniem wynikającym z kreacji postaci. Majd nie był świadomy wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej z udziałem psychologów. Z jego perspektywy nie mogliśmy pozwolić sobie na takie wyznania przed kamerą. Uważał, że ta intymna wypowiedź powinna pozostać w gabinecie terapeutycznym. Kiedy konfrontujesz się z odkryciami na temat życia innych ludzi, rodzą się tysiące pytań dotyczących etyki. Majd nie był świadomy mojego zaangażowania w te kwestie i podejrzewał, że nie zadaję sobie tych pytań. Dlatego chciał zatrzymać scenę. Musiałam więc uwidocznić jego niepokój i wątpliwości jako aktora. A scena kończy się przecież wypowiedzią Eyi, która wyraża potrzebę uwzględnienia tej sytuacji w filmie. Bez jej reakcji prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na umieszczenie tego fragmentu w Czterech córkach.
Dziewczyny są takie również w prawdziwym życiu. Mogą rozmawiać ze mną o najstraszniejszych tragediach, a ja wybucham śmiechem. Chciałam ukazać kontrast między historią, którą opowiadamy a sposobem, w jaki ją opowiadamy . To naprawdę wyjątkowe i kino jest w stanie to pokazać. Myślę, że Cztery córki były dla nich również doświadczeniem terapeutycznym. Dały z siebie wiele i myślę, że otrzymały także wiele w zamian. Zresztą same tak mówią: słyszałam od nich, że film pozwolił im wyrazić siebie. Ich pierwszą reakcją po obejrzeniu filmu było: „Dziękujemy, że oddaliście nam głos”.
W momencie pisania scenariusza miałam już w głowie jasny obraz finałowego ujęcia. Bazując na fragmentach, które nakręciłam w latach 2016/2017 oraz na licznych anegdotach, stworzyłam scenariusz bez dialogów, który składał się z kluczowych scen z życia bohaterów. Chociaż scenariusz nie zawsze był nielinearny i ułożony w porządku chronologicznym, wiedziałam, że chcę zakończyć film konkretnym obrazem. Jak podkreśla Olfa, Cztery córki opowiadają przede wszystkim o przekazywaniu traumy z matki na córkę. To właśnie Olfa zadaje swoim dzieciom część cierpień, których sama doświadczyła. To opowieść o klątwie, do momenty, gdy w końcu ta mała dziewczynka zacznie konfrontować swoją matkę z jej własną przeszłością. Dlatego też zdecydowałam się zakończyć film w ten sposób.
To wsteczna forma patriarchatu, którą kobiety muszą przyswoić, aby przetrwać. Olfa może nie szanować mężczyzn, ale nadal uosabia jedną z form opresji. Dla młodych dziewcząt pochodzących z tak skromnego środowiska jak ona, wybór jest mocno ograniczony: albo zostają prostytutkami, albo starają się być świętsze od papieża; nie ma miejsca na niuanse. A to, że są piękne – ich kolejne przekleństwo – sprawia, że jej córki wybierają świętość, a nawet, wykraczają poza nią, pragnąc śmierci.
To przede wszystkim film dojrzewaniu. O przepaści między dzieciństwem a dorosłością, kiedy nagle staramy się zrozumieć, a nawet eksperymentować z ideą śmierci, jak pokazuje jedna z dziewcząt, która chce spać w grobie. Myślę, że dziewczyny szukały w ten sposób czegoś, czego im brakowało. Chciały rzucić wyzwanie autorytetowi Olfy, która zawsze uosabiała zarówno ich ojca, jak i matkę, i która chciał stłumić ich seksualność. Ponieważ nie miały narzędzi, by móc to zrobić, stały się, jak powiedziała jedna z nich: „wybrankami Boga”. Dało im to iluzję transcendencji, dzięki której mogły próbować narzucić światu swoje pragnienia. Myślę, że ten film dokumentuje różne relacje z koncepcjami życia i śmierci, które czasami prowadzą nastolatków w niejednoznaczne miejsca.