Wielkimi krokami zbliża się u nas pora deszczowa, znana jako polska złota jesień. To czas, gdy kinomani wracają z pokorą na swoje fotele i kanapy, piorą kocyki po wakacjach i zaopatrzają się w zapasy herbaty, by wieczorami usiąść przed ekranem i delektować się najlepszym kinem.
Na Nowych Horyzontach VOD jak zawsze czeka na Was całe mnóstwo autorskich filmów z całego świata, ale dziś pójdziemy ścieżką bardziej swojską – Piotr Czerkawski, kurator sekcji Shortlista podczas Nowych Horyzontów, wybrał top 5 filmów polskich, które czekają na Waszą uwagę.
Gdyby ten film był imprezą muzyczną, to pewnie Off Festivalem. Głównie dlatego, że z podobną swadą łączy wdzięk, nonszalancję, szacunek do tradycji i znajomość współczesnych trendów. Poza tym nie od dziś wiadomo, że Andrzej Grabowski to Iggy Pop polskiego aktorstwa.
Adrian Panek przez lata przekonująco wcielał się w reżysera, ale wreszcie go przejrzałem. To tak naprawdę egzorcysta, który objawił się po to, by uwolnić polski horror od jego demonów i sprawić, że nie będą już śniły nam się po nocach koszmary w rodzaju Pory mroku.
Nie od dziś wiadomo, że polskie filmy o najnowszej historii bywają zwykle równie subtelne, co podręcznik Roszkowskiego. Żeby nie było śladów stanowi jednak wyraźny wyjątek od tej reguły, a profesor Matuszyński uczy jak opowiadać o trudnej przeszłości (a może nie tylko o przeszłości?) bez patosu, za to energią, rozmachem i suspensem.
Gdy byliśmy gimnazjalistami, wszyscy potrzebowaliśmy takiego starszego kumpla jak Dawid Nickel. Nie da się w końcu nie lubić kogoś, kto patrzy na swoich młodych bohaterów z troską, wyrozumiałością i szacunkiem, a do tego pozwala im bawić się przy dźwiękach Explosion.
Gdy Andrzej Jakimowski zaczynał karierę, jego filmy wyglądały na tle reszty polskiego kina jak butelki porządnego vinho verde w piwnicy pełnej samogonów. Tym razem reżyser zamienił Mazury i Wałbrzych na Lizbonę, ale pozostał sobą: stronnikiem outsiderów, marzycielem i buntownikiem, który na przekór wszystkiemu nie przestał celebrować życia. Powiedzieć Wam coś zuchwałego? Zapomnijcie o Lennonie, Imagine Jakimowskiego brzmi dziś dużo mniej fałszywie.