Miłość – odmieniona przez wszystkie rodzaje i przypadki – króluje w tegorocznej sekcji Oslo/Reykjavik. Króluje nie tylko w treści poszczególnych filmów, ale już w samych tytułach – mamy tu powiem Miłość i Sny o miłości Daga Johana Haugeruda czy Miłość, która zostaje Hlynura Pálmasona.
O tym, jak ważna w miłości jest druga szansa (dla nowego związku, ale przede wszystkim dla samej siebie) opowiada Lilja Ingolfsdottir w Być kochaną, które zdobyło aż pięć nagród na festiwalu w Karlowych Warach. Temu znakomitemu filmowi uważnie przygląda się Paulina Reiter na łamach matronujących Nowym Horyzontom „Wysokich Obcasów” – zachęcamy więc do lektury, a później do seansu (najbliższy jeszcze dziś o 19:00, kolejny w niedzielę o 10:00).
Sekcja Oslo/Reykjavik ponownie gości na festiwalu dzięki dobrej współpracy z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej, koordynującym w Polsce wykorzystanie Funduszy norweskich i EOG (Europejskiego Obszaru Gospodarczego), pochodzących z Islandii, Norwegii i Liechtensteinu.
* * *
Być kochaną stawia przed nami pytania o to, czy naprawdę umiemy dawać i przyjmować uczucie. Jakie są nasze głębokie, często ukryte motywacje.
Ten film zaczyna się jak komedia romantyczna, ale zmienia się w głęboką psychologiczną, wstrząsającą podróż do wnętrza siebie. To nie jest hollywoodzka produkcja, która psychologicznie spłyca opowieść, by ją uatrakcyjnić. Przeciwnie – z minuty na minutę norweska reżyserka Lilja Ingolfsdottir wszystko komplikuje, niuansuje. Jest jak w życiu – nic nie jest proste. Klucz do zrozumienia siebie jest ukryty pod wieloma warstwami, których odsłanianie jest bolesne.
Dziewczyna (rozwódka, ma dwoje dzieci) poznaje chłopaka, zakochuje się w nim, on jest na wstępie obojętny na jej wdzięki, ale ona staje na rzęsach, żeby go uwieść, i jej się to udaje. To wszystko wydarza się w pierwszych pięciu minutach Być kochaną – sekwencję kończy widok dwóch kresek na teście ciążowym. Za chwilę pojawia się plansza 7 lat później i zaczniemy oglądać zupełnie inny rozdział tej historii.
Komedie romantyczne i baśnie zatrzymują się chwili, gdy główny bohater i główna bohaterka po różnych perypetiach biorą ślub. Tymczasem tu widzimy naszych bohaterów, tak niegdyś w sobie zakochanych, w głębokim kryzysie. Maria (poruszająca rola Helgi Guren) ma już teraz czwórkę dzieci, jest wykończona zajmowaniem się nimi i jednoczesną próbą realizowania swoich ambicji zawodowych, podczas gdy jej mąż, Sigmund, jest w trasie koncertowej ze swoim zespołem. Gniew, który w niej narasta – gniew osoby przytłoczonej obowiązkami – jest ogromny i wybucha w scenie kłótni, w której padają słowa, które ranią ich oboje. To małżeństwo się rozpada. Maria, chcąc je ratować, proponuje terapię.
To tutaj zaczyna się właściwa część filmu. Maria, która o wszystko obwinia swojego męża, na tej terapii rozpocznie emocjonalną i egzystencjalną podróż, która może ją zniszczyć, ale możliwe, że to zniszczenie będzie jej niezbędne do tego, by zrozumieć, kim jest, dlaczego tak naprawdę jest taka wściekła.