Na festiwalu czas zarówno staje w miejscu (wydaje się, jakby oglądanie filmów miało się nigdy nie skończyć), albo pędzi na łeb na szyję. Nasi programerzy biegają od kina do kina, chłoną kolejne minuty historii i trudno w tym szaleństwie oderwać się na dłużej, by uporządkować myśli. Dlatego w tym roku poprosiliśmy naszych ludzi w terenie, by podczas Berlinale słali nam w biegu swoje pierwsze wrażenia. Prosto z niedźwiedziego festiwalu nadają dla Was Marcin Pieńkowski, dyrektor mBank Nowe Horyzonty, oraz Ewa Szabłowska, dyrektorka artystyczna festiwalu.
Assayas? Spóźniony. Dumont? Żart. Największym zachwytem niezwykle nierównego konkursu głównego jest dla mnie skromny, niezwykle precyzyjny dokument Mati Diop Dahomey, w którym współczesna Afryka mierzy się z duchami kolonizowanej przeszłości. Piękne i prowokacyjne kino. W punkt.
***
Z zupełnie nieznanych przyczyn najnowszy film Levana Akina Crossing wylądował nie w konkursie, lecz jako otwarcie sekcji Panorama. To czułe kino drogi o akceptacji i łączeniu pokoleń gdzieś na skrzyżowaniu Gruzji i Turcji. Proste, zabawne, wzruszające, świetnie wyreżyserowane. Szukam w tegorocznym programie optymizmu, który dla współczesnego kina wydaje się jakby zaklęty, a może i przeklęty, nieosiągalny. Ten film ofiarował mi w prezencie uśmiech.
***
Zaskoczyli mnie Aaron Schimberg z przewrotnym A Different Man – skrzyżowaniem Lokatora Polańskiego, Człowieka słonia Lyncha i filmów Allena; oraz Alonso Ruizpalacios z La Cocina, który wkurzył publiczność wrzeszczącym manifestem politycznym wizualnie w stylu Pawlikowskiego (a że spodziewałem się kolejnej odsłony kina restauracyjnego, to kupił mnie swoją wizją, nawet jeśli kilka razy pomylił przepis).
Arcadia w reżyserii Yorgosa Zoisa – metafizyczna fantazja oparta na idei, że emocjonalne więzi, które łączą nas z bliskimi – miłość, poczucie winy, żal, a nawet nienawiść – są silniejsze niż samo życie. Zdjęcia wprowadzające niezwykłą atmosferę i intrygująca, surrealistyczna historia sprawia, że ta osobliwa wizja życia pozagrobowego zostanie ze mną na długo. Jak śpiewa Cher: do you believe in life after love?
***
The Human Hibernation – zmysłowe science fiction. Nastrojowy, uderzająco piękny debiut hiszpańskiej artystki Anny Cornudelli Castro eksploruje świat po końcu świata. Nie wiemy, co się wydarzyło, że ludzie tak jak niektóre zwierzęta zapadają w sen zimowy, ale widzimy, że relacje człowieka z naturą są zupełnie odmienione. Może to wręcz powrót człowieka do królestwa zwierząt?
***
Pepe – narratorem tego niedającego się zaszufladkować filmu jest zmarły hipopotam. Jedna z „kokainowych bestii” Pablo Escobara, które narkotykowy król sprowadzał do swojego prywatnego zoo. Nelson Carlo De Los Santos Arias tworzy odświeżający stylistycznie film meandrujący pomiędzy konwencjami i zaskakujący do samego końca.
***
Sasquatch Sunset – histerycznie śmieszna, absurdalna fantazja braci Zellner, równie szalona jak obecna moda na wszystko, co „paleo”. Błyskotliwa parodia Planety Małp, łącząca kino eksperymentalne z najgrubszymi dowcipasami.
***
Every you Every me – co sprawia, że się w kimś zakochujemy? A dlaczego odkochujemy? Czy to są te same cechy, które najpierw przyciągają a potem odpychają? Michael Fetter Nathansky opowiada o związku z osobą neuroatypową, ale w szerszym planie: jego do bólu romantyczny i oryginalny film to studium mnogości ról, jakie odgrywamy w związkach.
***
Crossing – humanistyczne kino szukające w ludziach tego, co najlepsze (a nie najgorsze), również w tych wykluczonych poza społeczny nawias. Ma w sobie rys wczesnego Almodóvara: melodramatyczny rozmach i czułość. Levan Akin wzruszająco portretuje relacje międzyludzkie – to film, który ma moc łączenia pokoleń i światopoglądów.