Pochowała Bonda, zwodziła najpotężniejszych ludzi w Diunie, czyli na dobre rozgościła się w Hollywood. Léa Seydoux mogłaby już osiąść na laurach i tylko odcinać blockbusterowe kupony od swojego sukcesu. Ta (wybitna!) francuska aktorka nie zapomina jednak o arthousie i nadal bierze udział w odważnych, artystycznych projektach.
Dowody w sprawie: Bestia Bertranda Bonello albo Drugi akt Quentina Dupieux, które znalazły się w programie tegorocznych Nowych Horyzontów. Zatem: zachęcamy do podziwiania talentu Léi Seydoux na kinowym ekranie, a między seansami – do przeczytania tekstu poświęconego aktorce, który przygotowała Marta Górna dla Wyborczej.pl.
Całe szczęście, że w porę porzuciła marzenia o karierze śpiewaczki operowej, bo świat kina straciłby jedną z najlepszych aktorek ostatniego dwudziestolecia.
Léa Seydoux potrafi odnaleźć się w bardzo różnym repertuarze. Od Bonda po wyrafinowane kino artystyczne. Wkrótce zobaczymy ją w nowej odsłonie w Bestii, a właściwie — jak pisał w „Wyborczej” Dawid Dróżdż — w trzech nowych odsłonach. Film Bertranda Bonello na podstawie opowiadania Henry'ego Jamesa będzie jednym z wydarzeń tegorocznych Nowych Horyzontów.
„W filmie przeplatają się tam trzy wątki, których akcja rozgrywa się w 1910, 2014 i 2044 roku w Paryżu i Los Angeles. W każdym z epizodów Gabrielle (postać grana przez Seydoux) spotyka Louisa (George MacKay). Kochankowie rekonstruują swoją relację, próbując przezwyciężyć strach. To niezwykła historia o wiecznie niespełnionej miłości, którą Bonello zamknął w nieoczywistej formie melodramatu, SF, thrillera i filmu grozy – pisał Dróżdż. – Seydoux tworzy zachwycające, trzy różne kreacje”.
Na Nowych Horyzontach będzie pokazany jeszcze jeden film z jej udziałem - Drugi akt Quentina Dupieux.
To „satyra na branżę filmową – nadąsanych aktorów, zakompleksionych celebrytów, coraz wyraźniejszą poprawność polityczną, a nawet na wizję kina tworzonego za pomocą sztucznej inteligencji. Reżyser tradycyjnie miesza rzeczywistość z fikcją, prawdę z fałszem, film z filmem”. A w obsadzie gwiazdy francuskiego kina.
Francuska aktorka intryguje widzów od pierwszej sekundy swojej obecności na ekranie. W niezwykły sposób hipnotyzuje w filmie Historia mojej żony. Na początku nie widać nawet jej profilu. Zasłaniają go modnie przycięte blond kosmyki i dym papierosowy. Ale kiedy Jakob, główny bohater filmu, widzi jej twarz, nie ma już wyboru. Musi się z nią ożenić. Nie tylko dlatego, że właśnie założył się z przyjacielem, że poślubi pierwszą kobietę, która wejdzie do kawiarni, a ona po kilku minutach przechodzi przez jej próg. Lizzy ma w sobie magnetyzm. Mimo nieco odstających uszu i przerwy między jedynkami wydaje się Jakobowi najpiękniejszą kobietą na świecie.
W filmie węgierskiej reżyserki Ildikó Enyedi Seydoux zniewala, intryguje i roztacza wokół siebie aurę tajemnicy. Jej bohaterka odpala papierosa od papierosa, wodzi swojego podejrzliwego męża za nos i ewidentnie skrywa sekret, który — tak jak Jakob — widz musi poznać za wszelką cenę.
Oparta na powieści Milána Füsta produkcja to opowieść o obsesyjnej miłości, kłamstwach i cierpieniu, jakie mogą sobie zadać kochający się ludzie.
Léa Seydoux to jedna z nielicznych aktorek na świecie, które równie przekonująco mogą zagrać dziewczynę Bonda w wybuchowym filmie akcji i ambitną rolę w kinie artystycznym. Nie boi się niczego. Kiedyś nazywana była nadzieją francuskiego kina, ale to już przeszłość. Seydoux jest teraz jego istotną częścią i trudno sobie dziś wyobrazić kino Francji bez niej.
W bondowskich Spectre i Nie czas umierać była Madeleine Swann — panią psychiatrą, córką przerysowanego złoczyńcy, która wie, jak obchodzić się z bronią. W skandalizującym z powodu odważnych scen erotycznych Życiu Adeli była niebieskowłosą lesbijką, która pomaga nastoletniej bohaterce odnaleźć siebie i swą seksualność.
W To tylko koniec świata Xaviera Dolana zagrała siostrę głównego bohatera — dramaturga, który po latach spotyka się z rodziną, by powiedzieć bliskim o swojej śmiertelnej chorobie. W Dzienniku panny służącej była przebiegłą pokojówką, a w nieco kiczowatej Pięknej i Bestii oczywiście Piękną, choć nie ma wątpliwości, że Bestię też zagrałaby świetnie.
Na koncie ma też role u Quentina Tarantino (w Bękartach wojny), Wesa Andersona (w Grand Budapest Hotel i w Kurierze Francuskim z Liberty, Kansas Evening Sun), a na premierę czeka kilka kolejnych filmów z jej udziałem. Przez ostatnich 18 lat zagrała w blisko 50 produkcjach. I w każdej udowodniła, że europejskie kino byłoby znaczne uboższe, gdyby została śpiewaczką operową, tak jak marzyła w dzieciństwie.
Urodziła się w 1985 r. w Paryżu w rodzinie biznesmena i byłej aktorki filantropki. Jej dziadek jest właścicielem słynnej firmy Pathé produkującej filmy. Rodzice Seydoux rozstali się, gdy miała trzy lata. W jednym z wywiadów wspominała, że czuła się niemal jak sierota. - Byłam samotna, zagubiona w tłumie – powiedziała. „El Pais” powiedziała jeszcze, że choć ludzie zdawali się ją lubić od pierwszego wejrzenia, zawsze czuła się wyrzutkiem.
Jako 18-latka porzuciła z powodu nieśmiałości marzenia o karierze w operze i postanowiła zostać aktorką. Jej rodzice obracali się wśród aktorów i artystów, Seydoux szybko więc odnalazła się w branży rozrywkowej. Zadebiutowała w 2006 r. we francuskiej komedii Mes copines – o dziewczynach, które chcą wygrać konkurs hip-hopowy.
Już rok później wystąpiła w pokazywanej w canneńskim konkursie Starej kochance – o toksycznej relacji arystokraty i jego ukochanej, a w 2009 r. po raz pierwszy została nominowana - za rolę Junie, która próbuje znaleźć swoje miejsce w świecie po śmierci matki w Pięknej – do Cezara, francuskiego odpowiednika Oscara. Wtedy też dostała w Cannes nagrodę dla największego objawienia roku. Europa stała przed Seydoux otworem.
Czytaj cały artykuł na Wyborczej.pl