Tomasz Poborca z Pełnej Sali zaprasza do przyjrzenia się bestiariuszowi i zielnikowi Lost Lost Lost. Większość filmów z tej sekcji jeszcze do 6 sierpnia można oglądać w ramach festiwalu online.
Architektura strefy komfortu to w gruncie rzeczy konserwatywna konstrukcja, bo składa hekatombę ze zdolności krytycznych głęboko w swych fundamentach. Toteż filmowe poselstwa czułości wpisane w medialny konsensus w sprawie empatii rzadko osiągają temperaturę wrzenia, kiedy to właśnie w wygodzie spojrzenia leży różnica między artystycznym aktywizmem a „społecznym komentarzem”. W końcu sami kuratorzy sekcji Lost Lost Lost najbardziej cenią „kino, które uwiera i wystawia na próbę przyzwyczajenia”. Jeśli zaś łzy członków postsekularnej sekty próżności, brzemienne jedynie w tęsknotę za stanem rozgrzeszenia z klasowej obojętności, spływają po policzkach bez jakiejkolwiek przeszkody, to dlatego, że proponowana im refleksja na wstępie zakuta jest w kajdany formalnej autocenzury. Kajdany co rusz zrywane przez twórców wałęsających się po marginesach światowych festiwali filmowych.
Corocznie witani są również we Wrocławiu. Przyjmują rolę lekarstwa na mieszczański erzac identyfikacji. Bo czy spojrzenie może być niewygodne, jeśli jest wyłącznie zapożyczone? Katharsis jest w końcu zaprzeczeniem uciążliwości ducha. I nie ma znaczenia, jak wielce brutalny lub obrzydliwy postawimy przed widzem obraz, gdy wstrząs stanowi zaledwie element dydaktycznej ścieżki. Deprecjonowana reguła „szokowania dla szoku” – estetycznego i narracyjnego – zdaje się zatem ukrywać cenny potencjał, bowiem sprawa rozbija się tak naprawdę o nieuchwytność afektu, jego wielopostaciowość i presubiektywność. Wprost sugerowane emocje – przeciwnie – są łatwym drogowskazem na autostradzie wzruszeń. Autorzy i autorki utworów włączonych do tegorocznej sekcji zgodnie twierdzą, że chwiejność połączeń człowieka z naturą i strategie ich reprezentacji są kluczowe dla szczerych opowieści o nawiedzających nas przeszłościach oraz przewidywaniach w sprawie dalszych losów ludzkiego gatunku, rozumianego jako „geologiczna siła zdolna wpływać na życie planety” (Braidotti).
Jej dom w mocy snu, reż. Scott Barley
Dlatego przygodę z „zagubionymi” dziełami warto rozpocząć od najbardziej mrocznego z nich, obrazu najgłębiej wgryzającego się w nasze podskórne lęki. Estetycznych korzeni Jej domu w mocy snu możemy poszukiwać zarówno u amerykańskich celuloidowych strukturalistów, jak i kluczowych niemieckich malarzy poprzednich wieków, Anselma Kiefera i Caspara Davida Friedricha. Z niepokojącym rygorem formalnym Scott Barley kreśli na taśmie mgliste pejzaże nieokreśloności – przedstawia górskie wodospady wijące się niczym ciała kochanków i odkrywa wieczorne zmarszczki barwionych słońcem chmur, podobne raczej do opróżnianej z płynów żyły niż romantycznej wizji Verne’a z Zielonego promienia. Jeśli kino kiedykolwiek było bliskie uchwycenia Burke’owskiej wzniosłości, to właśnie tutaj. Kwestia tego, czy Jerzy Skolimowski inspirował się tym utworem podczas realizacji nocnej sekwencji IO w równym stopniu, co Nocą myśliwego Charlesa Laughtona, pozostaje zagadką.
Fenomen kontrastowania ludzkiej racjonalności oraz cielesnej skończoności z onieśmielającym rozmiarem cudów natury zajmował także Salomé Lamas, kiedy w nieco odmiennej formie mierzyła się z krajobrazem Azorów w Encounters with Landscape (3x). W programie Nowych Horyzontów znalazło się tym razem miejsce dla jej Ubi Sunt I, biopolitycznego dochodzenia w sprawie systemu penitencjarnego i możliwości resocjalizacji poprzez odrodzenie świadomości winnego w harmonii z otaczającą go fauną i florą. Krótki metraż portugalskiej twórczyni zestawiono w parze z finalną i centralną częścią multimedialnego tryptyku Philippe’a Grandrieux. Reżyser cenionego Sombre kontynuuje w nim filozoficzne poszukiwania; dekonstruuje figuratywny obraz ciała, manipulując jego ruchem, materią oraz odbitym nań światłem. Podobnie jak w dwóch sąsiednich utworach – White Epilepsy i Meurtrière – w Niepokoju przedstawia ludzką powłokę w ciągłym stanie indywiduacji, targaną afektami pulsującymi między wisceralnym ulokowaniem a próbą wydarcia się ciału i zyskania autonomii. Odgrywane w ciemnościach sceny nagich wzburzeń w obiektywie Francuza nabierają właściwości metafizycznych – to nic innego jak spalanie się w heraklitejskim ogniu kreatywności, gdyby tylko mógł płonąć w chłodzie spojrzenia Grandrieux. Gdzieś między jego fascynacją płótnami Bacona i zachwytem Barleya nad romantycznym malarstwem kryje się nić porozumienia człowieka z tym, co większe-niż-ludzkie.
Ubi Sunt I, reż. Salomé Lamas
Cały tekst dostępny jest na łamach Pełnej Sali
Czytaj także: wywiad z kuratorami LLL
Zobacz filmy z sekcji Lost Lost Lost online
Pełna Sala jest partnerem medialnym Lost Lost Lost.