English

Opowieść z szacunkiem dla ocalałych. Rozmowa z twórcami „Nitram”

29/07/22
Nitram, reż. Justin Kurzel
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

Strzelanina w tasmańskim Port Arthur to najtragiczniejsza masakra z udziałem broni palnej w historii Australii. Zginęło w niej 35 osób, a 23 zostały ranne. Z tym trudnym tematem zmierzyli się w swoim filmie Nitram reżyser Justin Kurzel, scenarzysta Shaun Grant oraz nagrodzony na festiwalu w Cannes aktor Caleb Landry Jones. O niezabliźnionych ranach, szukaniu inspiracji poza kinem oraz dyskusji w sprawie dostępu do broni porozmawiał z nimi Michał Walkiewicz, redaktor naczelny Filmwebu.

Od tragedii w Port Arthur minęło blisko trzydzieści lat, ale wyobrażam sobie, że dla Australijczyków to wciąż rozjątrzona rana. Jak długo taka historia musi się odkładać w głowie, by wykiełkował z niej film?

Shaun Grant: Pamiętam dokładnie, w jakim momencie życia byłem, kiedy to wszystko się wydarzyło. Myślę, że każdy Australijczyk to pamięta i pamięta, gdzie wtedy był. To wydarzenie zawsze było wdrukowane w mój mózg. Zawsze kiełkowało. Ale ostatnie sześć lat spędziłem w Los Angeles, gdzie w samym 2018 roku zdarzyło się kilka podobnych tragedii. Między innymi strzelanina w sklepie, do którego miała właśnie wybrać się moja żona. Szczęśliwym zrządzeniem losu, w awaryjnym trybie wezwali ją do pracy. I uniknęła śmierci. Potem były jeszcze dwie strzelaniny, które odcisnęły na mnie piętno – w jednym z kin w Pittsburgu i w Thousand Oaks pod Los Angeles. Miałem poczucie, przytłaczające poczucie repetytywnej przemocy, swojego rodzaju "rutyny okrucieństwa". Było we mnie mnóstwo frustracji.

Od razu wiedziałeś, jak ją przekształcić i spożytkować?

SG: W latach 70. i później mnóstwo filmowców, których podziwiałem, kręciło filmy antywojenne. Na przykład De Palma czy Coppola. Nagle uświadomiłem sobie, że też jesteśmy w stanie wojny. Że społeczeństwo jest na krawędzi implozji, że ludzie też chcą do siebie strzelać. Chciałem więc w tym sensie zrobić kino antywojenne. Scenariusz napisałem bardzo szybko. Justin o niczym nie wiedział. Pewnego dnia po prostu napisałem mu: sprawdź skrzynkę mailową. Musiałem spróbować z tym ruszyć. Czasem po prostu musisz spróbować. Nawet jeśli wiesz, że możesz nic nie zmienić. Chodzi o to, by móc zasnąć spokojnie w nocy.

Justin, pracujesz z Shaunem od dawna. Stworzyliście wspólnie Snowtown i Prawdziwą historię gangu Kelly’ego. Wiele robicie razem, przyjaźnicie się od ponad dekady…  

Justin Kurzel: Spokojnie, widujemy też innych ludzi. Czasami. 

W tym przypadku również zrozumieliście się intuicyjnie?

JK: To wszystko prawda. Bardzo się lubimy, lubimy być blisko siebie, gadać o piłce nożnej, o kinie czy po prostu o życiu. Trwa to od ponad jedenastu lat, wtedy się poznaliśmy. Mamy ten szczególny rodzaj symbiotycznej relacji, gdy przychodzi do pisania i do kina. Zazwyczaj gdy nad czymś pracujemy, obaj jesteśmy w tym zanurzeni po szyję i czujemy, że jesteśmy w tym razem. Ale Nitram był inicjatywą Shauna. Napisał ten tekst i przyszedł z nim do mnie. To był gotowy, kompletny film. A ja stanąłem przed interesującym wyzwaniem – po pewnym czasie miałem wrażenie, że pracowaliśmy nad tym wspólnie od samego początku. Ale to chyba po prostu dlatego, że tak długo się znamy.

Z czego wynika ten rodzaj synergii?

JK: Shaun pisze w bardzo autorski sposób, który po prostu zgrywa się z moją wrażliwością. Ale temat, za który się zabrał, był szokujący nawet dla mnie, reżysera, który od jakiegoś czasu żyje na Tasmanii. Kocham Tasmanię, to najpiękniejsze miejsce na Ziemi. Ale dopiero teraz uświadomiłem sobie w pełni, jak potężny jest ból mieszkańców, jak głęboko zostali zranieni. To oczywiście wiązało się ze sporymi dylematami, przyniosło nam sporo zmartwień. Pomyślałem, że tekst jest fantastycznie, precyzyjnie napisany. Ale jak nakręcić go z szacunkiem dla ocalałych? Jak go „osadzić” pośród Australijczyków, Tasmańczyków, jak opowiedzieć o jednym z najmroczniejszych epizodów w ich historii? Na miejscu mówi się o tym w niezwykle chłodny, ostrożny sposób. Ci ludzie zasłużyli na rodzaj niewidzialnego parasola, na to, byśmy rzucili jakiś rodzaj cienia, osłonili tę otwartą ranę. To, co zdarzyło się w Port Arthur, jest faktem. Ale wcale nie było dla nas oczywiste, że możesz to namalować, napisać, nakręcić o tym film. Dla wielu mieszkańców to wciąż zbyt żywe, tragiczne doświadczenie. Musieliśmy więc myśleć o swoim filmie jak o głosie w dyskusji.

Pełna wersja tekstu dostępna jest na stronie Filmwebu.

Przeczytaj całą rozmowę


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK