English

O koniach, turystach i ekoterrorystach - dylogia Benedikta Erlingssona

30/07/19
Kobieta idzie na wojnę reż. Benedikt Erlingsson
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

Współczesne kino islandzkie często reinterpretuje zutopizowane przez przemysł turystyczny wizerunki rodzimej wyspy. Jedną z wykorzystywanych do tego celu strategii fabularnych jest podkreślanie straszno-komicznego wizerunku prowincji oraz związane z tym zabiegiem przejaskrawianie ekscentrycznych zachowań jej mieszkańców, służące sugestywnym zabawom figurą odizolowania wyspy od reszty "cywilizowanego świata". Przerysowaną wizję życia na wsi wykorzystują m.in. dwa obrazy Benedikta Erlingssona - pokazywany w polskich kinach w 2015 roku film O koniach i ludziach (2013) oraz Kobieta idzie na wojnę (2018), który będzie można obejrzeć w ramach sekcji Oslo/Reykjavik 2 na 19. MFF Nowe Horyzonty.

autor: Sebastian Jakub Konefał

Koń w człowieku

Złożony z sześciu nowel debiut Erlingssona (cenionego na wyspie aktora kinowego, teatralnego i telewizyjnego) nie bez powodu na początku każdej z opowieści odwołuje się do percepcji tytułowych zwierząt. Koń islandzki jest bowiem ważną figurą w tamtejszej kulturze i tradycji. Te piękne zwierzęta (z wyglądu przypominające bardziej kuce) po sprowadzeniu przez wikingów na wyspę, przez dziesiątki pokoleń dostosowały się genetycznie do srogich warunków nowej ojczyzny. Ich wyjątkowość (a także turystyczny urok) zauważyli już związani z polską kulturą podróżnicy z czasów, kiedy o sztuce ruchomych obrazów można było dopiero śnić. Zwiedzający w XIX wieku wyspę Edmund Chojecki w swojej relacji wykorzystał stylistykę związaną z opisami orientu, próbując wyrazić swój zachwyt dla hartu ducha tych walecznych istot: "Koń islandzki! To dromader lodowej pustyni. Podobnie jak jego odpowiednik z pustyni gorącej, jest opanowany i wytrzymały. (…) Chłop islandzki podobnie jak Arab odbywa konno długie wędrówki. Latem (…) ładuje na nie len i ryby (…)". Nic zatem dziwnego, że już w pierwszym pełnometrażowym dokumencie islandzkim pt. Islandia w ruchomych obrazach (1925) Loftur Guðmundsson poświęcił koniom (nota bene stanowiącym niestety do dzisiaj na wyspie jedno z cenionych źródeł mięsa) sporo uwagi, a kręcący prawie dziewięćdziesiąt lat później swoją pierwszą fabułę Benedikt Erlingsson wykorzystał te zwierzęta jako transnarodową figurę.

Co ciekawe, oprócz nietypowej perspektywy postrzegania zdarzeń oczyma tytułowych czworonogów (oraz intrygującego pomysłu złączenia ich losów z ludzkimi decyzjami), w filmie odnajdziemy także nowelkę wykorzystującą postać turysty. Bohaterem jednej historii z obrazu Erlingssona jest bowiem przybysz z Hiszpanii, który z równym zapałem chciałby nauczyć się jazdy konnej, co bliżej zapoznać atrakcyjną instruktorkę tej sztuki. Obie pasje doprowadzą zaś do dramatycznej sytuacji, którą nieszczęsny południowiec z pewnością zapamięta na całe życie. I o ile zagraniczni odbiorcy bez problemu zdołają utożsamić się z sytuacją wesołego Juana Camillo, pragnącego choć przez chwilę poczuć turystyczną namiastkę Icelandic way of life, to nieoczekiwane decyzje i zachowania innych outsiderów z filmu mogą wywoływać konsternację.

Złośliwy demiurg, milczący Bóg i okrutna natura

Tragikomiczne zachowania części pojawiających się w filmie protagonistów przypominają wszak postępowanie szeregu postaci z wcześniejszych obrazów z "wyspy ognia i lodu". Losy człowiecze bywają przecież w kinematografii północnej wyspy nader często obiektami niezrozumiałych zabaw cynicznych demiurgów, bo szereg okrutnych pożegnań z życiem odnajdziemy w całej serii islandzkich obrazów, takich jak chociażby Nói albinói (2003) Dagura Káriego, Kaldaljós (2004) Hilmara Oddssona, Málmhaus (2013) Ragnara Bragasona czy głośne i pokazywane ponownie na Nowych Horyzontach Barany. Islandzka opowieść (2015) Grímura Hákonarsona. O ile jednak w tamtych filmach spotkania z Ponurym Żniwiarzem i Dziką Naturą były wyrazem absurdalności ludzkiego losu, lub też oskarżeniem okrucieństwa milczącego Boga, to nagłe (prawie slapstickowe) odejścia z "ziemskiego padołu łez" w O koniach i ludziach są tym razem raczej logiczną konsekwencją ludzkiej głupoty.

O koniach i ludziach reż. Benedikt Erlingsson

Co ciekawe, przesycona protestanckim fatalizmem i islandzkim panteizmem poetyka czarnego humoru z zaprezentowanych w obrazie opowieści ma być podobno także odtrutką na skonwencjonalizowane sposoby ukazywania tytułowych koni w sztuce kinowej, o których tak oto wspomina reżyser filmu w przeprowadzonym przez Łukasz Knapa wywiadzie dla miesięcznika "Kino": "To najczęściej infantylne produkcje dla dziewczynek i ich rodziców. Mam alergię na wszystkie filmy familijne, w których konie są nieskazitelnymi stworzeniami bez popędu seksualnego, stworzonymi tylko po to, żeby słuchać człowieka".

Gdy zaś wspominamy o konstrukcji scenariusza, to w dużym stopniu chodzi w nim także o sam akt opowiadania historii - tak ważny w kulturze Islandii, bazującej na ustnej i pisemnej spuściźnie przodków. W tamtejszych sagach goszczą przecież, wykorzystywane w równym stopniu, patos i śmiech oraz absurd, a także prawda historyczna i zmyślenie. Fakt ten podkreśla zresztą sam reżyser, deklarując, że punktem wyjścia przy tworzeniu scenariusza były dla niego zasłyszane historie: "podłoże wyboru takiej formuły jest głębsze, bo łączy się z islandzką kulturą oralną. (…) Gdy się spotykamy, zwykle opowiadamy sobie różne dłuższe lub krótsze historie, których pozornie nic nie łączy, ale w danym miejscu i czasie tworzą spójną całość. Gdy pisałem scenariusz filmu, chciałem mu nadać formę, która przybliży go do najbardziej naturalnej ludzkiej aktywności, czyli opowiadania historii". A są to historie godne bajań najlepszego skalda. Tragiczne skutki drapieżnie wyeksponowanych wad ludzkich warto tu potraktować jako rodzaj pastiszu poetyki filmowej przypowieści. Koń w człowieku (tak bowiem brzmi dosłowne tłumaczenie tytułu) będzie wówczas symbolizować nie tylko żywotne nieokiełznanie tych sympatycznych istot, lecz przede wszystkim zacznie odsyłać widzów do nie do końca przetransformowanych przez ponowoczesność stereotypów na temat niepokornych dusz Islandczyków, wciąż jeszcze niekiedy nazywanych przez turystów "Słowianami północy".

Dyskretny urok kobiecego ekoterroryzmu

Podobnie anarchizującą niepokorność odnajdziemy też w najnowszym filmie Benedikta Erlingssona. Kobieta idzie na wojnę to historia po części inspirowana głośnymi na wyspie aktami, które wypada określić mianem ekoterroryzmu. Do jednego z takich wydarzeń powraca po latach twórca wspominanych już Baranów w swoim filmie dokumentalnym pt. Farmerzy znad rzeki Laxa z 2012 roku. Grímur Hákonarson dociera w nim do trzymanych w tajemnicy przez lokalną społeczność kulisów akcji wysadzenia tamy na rzece Laxá w pobliżu jeziora Mývatn. W nocy 25 sierpnia 1970 roku grupa farmerów wysadziła budowlę, na której konstrukcję mieszkańcy regionu nie wyrazili zgody. Innymi przykładami bardziej pokojowych akcji broniących przyrodę i faunę Islandii są koncerty zespołu Sigur Rós, które utrwalono w rockumencie Heima (2007) Deana DeBlois czy medialna walka Björk z rządową koncepcją budowy na wyspie kolejnych hut aluminium. Z polskiej perspektywy historia "uwolnienia duszy wyspy z rąk wrogich sił" wydaje się wręcz wzięta prosto z jakiegoś fabularnego filmu, jednak radykalna postawa związana z walką z obcymi siłami pragnącymi zawładnąć dziewiczą naturą Islandii to motyw bardzo ważny już w tekstach narodowo-wyzwoleńczych z tamtejszej tradycji romantyzmu, powracający później w ważnych momentach historii kraju (tj. obecność amerykańskiej armii na wyspie w czasie drugiej wojny światowej), a także w twórczości literackiej (np. w zekranizowanej w Islandii powieści Halldóra Laxnessa pt. Sprzedana wyspa: Powieść satyryczna). Nic zatem dziwnego, że podobne elementy odnajdziemy również w takich obrazach jak właśnie Kobieta idzie na wojnę. W filmie Erlingssona, oprócz anarchistycznego ekoducha, wątków tellurycznych, absurdalnego czarnego humoru (i kolejnej postaci zagranicznego turysty!) pojawia się wreszcie ostatni arcyważny element dla kinematografii z ojczyzny sag - silne bohaterki kobiece. Mieszanka tych wszystkich motywów i struktur fabularnych daje zaś intrygujące efekty - nic więc zatem dziwnego, że obraz ten zdobył aż 25 nagród i 13 nominacji na różnych międzynarodowych festiwalach. Po północnej wyspie krąży również od pewnego czasu plotka, że anglojęzyczny remake filmu ma niebawem nakręcić Judie Foster.

[Tekst zawiera przeredagowany i zaktualizowany fragment rozdziału pt. Kino na peryferiach z książki Kino Islandii. Tradycja i ponowoczesność, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2016]

Sebastian Jakub Konefał

* * *

Sekcja Oslo/Reykjavik 2 powstała we współpracy z Ministerstwem Inwestycji i Rozwoju, koordynującym w Polsce wykorzystanie Funduszy norweskich i EOG (Europejskiego Obszaru Gospodarczego), pochodzących z Islandii, Liechtensteinu i Norwegii.


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK