English

Filmy zagubione w czasie [rozmowa z selekcjonerami sekcji Lost Lost Lost]

Marta Bałaga
3/08/17
Agnieszka Szeffel i Mariusz Wojas, fot. Laura Ociepa
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

Filmy "zagubione" to te, które przez lata nie znalazły się w programie festiwalu, a naszym zdaniem powinny były się w nim znaleźć. Chętnie sięgnęlibyśmy jeszcze głębiej, jeszcze dalej. Przecież znamy go od podszewki - mówi Agnieszka Szeffel, odpowiedzialna za sekcję Lost Lost Lost wraz z Mariuszem Wojasem i Mariuszem Miklińskim.

Skąd pomysł na sekcję poświęconą filmom "zagubionym"? I jak ten termin rozumiecie?

Agnieszka Szeffel: "Lost Lost Lost" to tytuł mojego ulubionego filmu Jonasa Mekasa, który widziałam dawno temu i oczywiście zupełnie go już nie pamiętam. Bo jak można zapamiętać choć jeden film Mekasa? To raczej strumień świadomości, który nieprzerwanie trwa, zapętla się, powtarza. Wszystkie jego filmy łączy forma - rozedrgana, fragmentaryczna - i osobowość reżysera, który zresztą twierdzi, że nim nie jest, bo jego filmy reżyseruje samo życie. U podstaw sekcji Lost Lost Lost leżało też "życiowe doświadczenie", ale chodziło o to, co stało się z nami przez te lata, odkąd jesteśmy częścią festiwalu, a festiwal stał się najpierw ważnym punktem, potem ważną częścią naszego życia, wypełniając je - jak w moim przypadku - niemal w stu procentach. Przez jakiś czas tylko chłonęliśmy, potem przyszła pora na własne decyzje. Jak to w życiu.

Filmy "zagubione" to te, które przez lata nie znalazły się w programie festiwalu, a naszym zdaniem powinny były się w nim znaleźć. Chętnie sięgnęlibyśmy jeszcze głębiej, jeszcze dalej. Przecież znamy go od podszewki. Jesteśmy związani z Nowymi Horyzontami od samego początku. Najpierw byliśmy widzami - w Sanoku i w Cieszynie, nie bez wątpliwości i porażek podejmowaliśmy stawiane nam wtedy przez Romana Gutka odbiorcze wyzwania - nasz gust kształtowały najlepsze eksperymentalne lata festiwalu. Potem zaczęliśmy już przy festiwalu pracować. W gruncie rzeczy dziś jesteśmy konserwatystami, chcielibyśmy odtworzyć tamten twórczy cieszyński czas, nastrój i estetykę w programie naszej sekcji - choć niektórzy mogą stwierdzić, że idealizujemy przeszłość. Poznaliśmy się na nowohoryzontowym forum, które wciąż jest miejscem dyskusji i kształtowania się opinii, choć nieco przybladło wobec innych form komunikacji.

Forum Nowe Horyzonty przez długi czas odgrywało na festiwalu wyjątkowo istotną rolę.

Mariusz Wojas: Miało ogromne znaczenie dla tego, w jakim kierunku - zwłaszcza w pierwszych sześciu, siedmiu latach - podążyły Nowe Horyzonty. W obecnej, rozbudowanej odsłonie istnieje od ostatniego Cieszyna (5. NH), przy czym należy pamiętać, że powstało już podczas drugiej edycji. Jego początek, pierwsze dwa, trzy lata (5.-7. NH), przypada na czas, kiedy festiwal najmocniej eksperymentował. Duża część tytułów trafiła na NH właśnie dzięki propozycjom i dyskusjom między użytkownikami Forum a Romanem Gutkiem. To tam nasz nowohoryzontowy gust był ostrzony, dojrzewał przez cały rok, nie tylko w czasie trwania festiwalu.

Zjawisko wspólnoty forumowiczów zostało kiedyś starannie przeanalizowane, powstały nawet pewne hasła klucze jej przypisywane: "pokolenie nh" czy nawet z przymrużeniem oka "zakon nh". To dzięki Forum mieliśmy Benninga w Konkursie, który w plebiscycie publiczności zajął trzecie miejsce. Gdyby wygrał, znalazłby się w dystrybucji. Dodajmy, że część retrospektyw, nawet tych z ostatnich lat (np. Bartas i Garrel), to po części wynik drążenia tematu przez forumowiczów. Sekcja Lost Lost Lost jest po części łącznikiem tamtego czasu z obecnym. Zauważyliśmy, że istnieje wiele nowohoryzontowych filmów przeoczonych, zagubionych, które z różnych powodów do programu festiwalu nie trafiły. Przeważnie giną one w oceanie tytułów przypadkowych. Potrzebują czasu, by selekcjonerzy je dostrzegli, wyłowili. Niestety, często okazuje się wtedy, że jest już za późno, i w efekcie muszą ustąpić miejsca tytułom nowszym. I to właśnie tym zagubionym w czasie tytułom poświęciliśmy naszą sekcję.

Na T-Mobile Nowe Horyzonty sekcje kuratorskie są zwykle prowadzone indywidualnie. Wspólna praca nie stanowiła dla was dodatkowego wyzwania?

M.W.: Praca miała podobny charakter jak w przypadku procesu selekcyjnego przy regularnych cyklach typu Konkurs czy Panorama, gdzie o wyborze filmu do programu nie decyduje jedna osoba, a co najmniej parę. Tak też jest z Lost Lost Lost. Mamy mniej więcej podobny gust, dlatego dyskusja nie była szczególnie burzliwa.

A.S.: Poza tym znamy się dobrze, współpracujemy ze sobą od lat przy festiwalowych katalogach i stronach internetowych projektów Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, więc nawet jeżeli coś "haczy", jesteśmy gotowi przyjąć argumenty drugiej czy trzeciej strony. Dobrze się rozumiemy, nawet jeżeli często pracujemy wirtualnie.

Wybrane przez was filmy nie są nowościami, którymi zwykle przyciąga się widzów na festiwalach. Czym mogą zainteresować?

M.W.: Nasza praca polegała na dotarciu do tytułów zaginionych, przeoczonych, pokazywanych gdzieś nieco pokątnie, bez wsparcia konkursowych sekcji Cannes czy Wenecji, do filmów idealnie wpisujących się w ideę nowohoryzontowości, odważnych formalnie, nieklasycznych, których twórcy operują swoim własnym językiem. To sekcja mocno korespondująca z założeniami Konkursu Nowe Horyzonty, na pewno w przypadku sześciu z ośmiu proponowanych przez nas tytułów.

Mariusz Mikliński: Oczywiście nowości prosto z Cannes to ważna część programu, ale festiwal nie może się obyć też bez innych, mniejszych sekcji. Nie konkurujemy z głośnymi tytułami. Ale tak jak swoją publiczność ma dwunastogodzinne "Out 1" Rivette'a czy trudne kino Kelemena, tak też w programie jest miejsce na mroczny eksperyment wizualno-muzyczny na pograniczu dokumentu i science fiction ("Dead Slow Ahead") czy borgesowski film-sen, który ukazuje zupełnie nieznane oblicze greckiej Nowej Fali ("Polk"). Te tytuły na pewno nie trafią do dystrybucji, a na małym ekranie - jeśli uda się je znaleźć - wiele stracą.

A.S.: Do dystrybucji nie trafi też na pewno "Kolejny rok", eksperyment chińskiej reżyserki Shengze Zhu, współpracującej ze znanym nielicznej festiwalowej publiczności w Polsce Zhengfanem Yangiem ("Distant"). Tu kino społeczne przenika się z kinem artystycznym - Shengze Zhu w trzynastu statycznych ujęciach pokazuje zasiadającą do posiłków trzypokoleniową rodzinę migrantów ze wsi, próbujących ułożyć sobie życie w Wuhan, jednym z największych miast centralnych Chin. Niby w centrum kadru znajdują się ludzie, ale kontemplacyjna forma filmu przenosi uwagę widzów na przestrzeń i czas, które w "Kolejnym roku" zostały poddane analizie. To kino hipnotyzuje, ale też wymaga od widzów skupienia i otwartości.

Łatwo zrobić teraz film - w natłoku otrzymywanych zgłoszeń zawsze coś zginie. Czy jednak takie tytuły zawsze zasługują na ponowne odkrycie?

M.W.: Jeśli film nie trafił do Wrocławia, a idealnie do niego pasuje, jest nowohoryzontowy, to jak najbardziej tak. Zwłaszcza jeśli doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że żaden inny festiwal, pewnie z braku odwagi, go nie pokaże. Pokażemy tytuły reżyserów już odkrytych przez Nowe Horyzonty. Do tej grupy należą: "Nieobecni" Nicolása Peredy (jego "Lato Goliata" startowało w Konkursie, a rok później znalazło się w przeglądzie kina meksykańskiego, wrocławska publiczność zna również "Perpetuum mobile"), "Sen i cisza" hiszpańskiego reżysera Jaime Rosalesa ("Samotność", "Piękna młodość"), "Na górze cisza" holenderskiej reżyserki Nanouk Leopold, której dwa tytuły były pokazywane w Konkursie: "Ruchy Browna" i "Wolfsbergen". I wreszcie "Wiatry wiedzą, że wracam do domu" José Luisa Torresa Leivy ("Lato", "Niebo, ziemia i deszcz"). Druga połowa programu to nasze odkrycia, zupełnie nowe nazwiska, które warto w przyszłości śledzić.

M.M.: Właśnie ze względu na to, że teraz łatwo robi się filmy, warto wrócić do starszych roczników. W tym gąszczu nietrudno coś przeoczyć, zgłoszeń i festiwali jest coraz więcej, zdarza się też, że pewne filmy docenia się dopiero po pewnym czasie, łatwo ulec pierwszemu, czasem złudnemu wrażeniu. W moim przypadku tak było z kinem Jaime Rosalesa - jego "Samotność" (Konkurs 8. NH) początkowo odrzuciłem, ale coś skłoniło mnie, by sięgnąć po inne jego filmy. To obok Alberta Serry najciekawszy reżyser kataloński, który za każdym razem zaskakuje - my pokazujemy jego ostatni film "Sen i cisza".

A.S.: To prawda, czas ma znaczenie - Rosales wręcz mnie tym filmem zdenerwował i sporo czasu upłynęło, zanim dałam mu szansę. Podobnie było z ostatnim filmem Nanouk Leopold, która podjęła się niełatwego zadania opowiedzenia swojej wersji historii, opisanej wcześniej w powieści Gerbranda Bakkera "Na górze cisza". To zawsze ryzykowne. Zrezygnowała z retrospekcji, które w znacznej mierze tłumaczą obecne relacje bohaterów - odsuniętego od świata dojrzałego syna i stojącego nad grobem ojca, by za pomocą języka kina oddać chłodny nastrój książki. I - mimo moich wątpliwości - to jej się udało. Nie oczekujcie adaptacji. Tworząc program sekcji, braliśmy pod uwagę fakt, że jako widzowie chcielibyśmy za pośrednictwem festiwalu doświadczyć pewnej ciągłości - oglądać kolejne filmy reżyserów, którzy w poprzednich latach zwrócili naszą uwagę, śledzić ich rozwój. To właśnie przykład Leopold.

Opisujecie te filmy jako "nowohoryzontowe". Czy możecie podać konkretne przykłady wybranych filmów, które przekraczają pewne granice? I w jaki sposób to robią?

M.W.: Można śmiało powiedzieć, że prawie wszystkie nasze wybory, może z wyjątkiem dwóch, śmiało mogłyby zostać pokazane właśnie w Konkursie. Każdy z nich przekracza granice konwencjonalnego kina inaczej. Świetnym filmem jest paragwajski, medytacyjny "Ostatni ląd" Pabla Lamara, niezwykła historia miłości i żałoby, bez zbędnych słów. To esencja Nowych Horyzontów, kontemplacyjne kino z mojego ulubionego nurtu slow cinema.

A.S.: Poszukiwacze nowohoryzontowości na pewno powinni obejrzeć jeden z najnowszych filmów Meksykanina Nicolása Peredy. Mam wrażenie, że ten wciąż młody i niezwykle płodny reżyser tu poważnieje i dojrzewa, rozsmakowuje się w poetyckim naturalizmie spod znaku Lisandra Alonso, nie porzucając przy tym tak charakterystycznego dla siebie poczucia absurdu. Oczekuje od nas, że będziemy równolegle z powoli poruszającą się raz w tym, raz w innym kierunku fabułą, z domysłów i dociekań, tworzyć swoją własną. Zostawia miejsca do wypełnienia.

Rozmawiała: Marta Bałaga

 

Lost Lost Lost


Marta Bałaga

Dziennikarka filmowa publikująca w Polsce i za granicą. Pisze m.in. dla "Episodi”, "Sirp Eesti Kultuurileht”, "La Furia Umana” oraz "Dwutygodnika”. Współpracuje z wieloma festiwalami filmowymi, w tym z Helsinki International Film Festival. 


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK