Węgierski mistrz groteski powraca filmem, który rozbraja humorem i urzeka wizualną maestrią. Tylko w filmie Pálfiego widz, podglądając wnętrza poszczególnych mieszkań przeciętnego bloku, może napotkać stołującego się z rodziną byka, podejrzliwego staruszka bacznie pilnującego swoich butelek z alkoholem przed żoną, zakochanych pedantów, którzy zawijają w folię wszystko, łącznie z sobą, czy małżeństwo żyjące pod jednym dachem z kochankiem żony.
„Jaką chcesz herbatę? Mamy miętową” – mamrocze starsza kobieta do apatycznego męża, z którym mieszka w zagraconym mieszkaniu. Udręczona emerytka ma dość życia u boku mrukliwego czytelnika gazetek z supermarketu. Taszczy więc wózek na zakupy na dach bloku, z którego patrzy na wieczorne niebo nad Budapesztem. Następnie skacze. W miarę jak spada, na mgnienie oka spoglądamy w kolejne okna innych mieszkań. Potem do nich wrócimy. W filmowym uniwersum nawet samobójstwo nie przychodzi bohaterce łatwo. Niezniechęcona kobieta rusza więc z powrotem na szczyt siedmiopiętrowego budynku, mijając po drodze kolejne mieszkania. Siedem pięter, siedem identycznie zaprojektowanych wnętrz, ale zupełnie inne światy. Siedem sytuacji, siedem różnych historii, które mimo wszystko łączą tysiące powiązań. To jakby absurdalne, trochę tajemnicze obrazy współczesnej rzeczywistości widzianej w krzywym zwierciadle.