Widzą wszystko, ale nic nie mówią, żyją w półcieniu. Mieszkają w tym samym domu, ale nie są częścią rodziny. Wiedzą o domownikach więcej niż wszyscy znajomi, ale nie są przyjaciółmi.
Opiekują się najcenniejszym skarbem – dziećmi – ale nie są otoczone szacunkiem. Obserwują domowników, ich sekrety, kaprysy, dziwactwa, są świadkami momentów radości i słabości. Przestrzeń znają na pamięć, bo wysprzątały każdy centymetr kwadratowy domu, który nie jest ich.
Tak właśnie wygląda dziwna egzystencja służących, kobiet zatrudnianych do sprzątania, gotowania, niańczenia. Praca domowa, tak jak to od wieków powtarzają konserwatyści, ma być wykonywana przez kobiety. Tyle tylko, że nie zawsze i wszędzie własnymi rękami.
Tegoroczne Trzecie Oko poświęcone jest kobietom pracującym w domu. Jest próbą opisania ich kondycji oraz refleksji nad językiem filmowym, jakiego współczesne kino art house’owe używa do ich przedstawienia. Prześledzimy, jak klasyczne wyobrażenia i stereotypy, używane do opisania świata służących z epoki, funkcjonują w najlepsze i dzisiaj. Podejrzymy, jak zręcznie połączyć pieczenie (i zjadanie) ciasta z polityką i jak przekonująco odgrywać rolę francuskiej pokojówki.
Panny służące w kinie mają bogatą i długą reprezentację – my skupimy się na ich współczesnych wersjach: hotelowych pokojówkach, nianiach, opiekunkach osób starszych, sprzątaczkach. Bohaterkami Trzeciego Oka są proletariuszki późnego kapitalizmu, których cicha i często nieoficjalna praca, odbywa się za zamkniętymi drzwiami, w domowym zaciszu. Niedocenione i niewidzialne w życiu, w filmach stają się prawdziwymi working class heroines. Z drugiego, czy wręcz trzeciego planu, przesuwają się na plan pierwszy. A praca domowa przefiltrowana zostaje przez wiele gatunków filmowych: horroru, komedii feministycznej, socjalistycznej baśni, wielopokoleniowej rodzinnej sagi, melodramatu, kina akcji.
Gdy myślimy o służbie, mamy w głowie obrazy z filmów kostiumowych. Ubraną w czarną sukienkę i biały fartuszek z falbankami młodą dziewczynę, zmiatającą kurz z bibelotów i antyków fikuśną miotełką. Ten nostalgiczny stereotyp jest właściwie słuszny, jeżeli chodzi o służące z XIX i początków XX wieku. Im w ostatnich latach poświęcono sporo uwagi w ramach badań przybliżających ludowe historie. W Muzeum Warszawy niedawno zakończyła się wystawa poświęcona warszawskim służącym. Wydano dwie wspaniałe książki, Służące do wszystkiego Joanny Kuciel-Frydryszak i Instrukcja nadużycia. Służące w XIX wiecznych polskich domach Alicji Urbanik-Kopeć. Obie pozycje opisują kondycje życiowe tej olbrzymiej zawodowej grupy, przed wojną stanowiącej nawet 30% aktywnych zawodowo mieszkańców miast, z której 96% stanowiły kobiety. Była to armia kobiet, która prała, gotowała, rozpalała co rano ogień w piecu, usługiwała przy stole, prasowała, czesała, myła i spełniała wszelkie zachcianki państwa. Świat przedwojennych służących został dobrze opisany i choć często były one postaciami dalekich planów w literaturze i filmach, to były na tyle powszechnym elementem pejzażu miejskiego, że trudno było go pominąć. Z marginesów i didaskaliów powstał całkiem dokładny portret zbiorowy.
Wróżki Shankara, reż. Irfana Majumdar
Jak wyglądają ich współczesne następczynie? Kim są i jak pokazuje je kino? Dobra Pani (Good Madam) Jenny Cato Bass, Zimowa baśń proletariuszy (Proletarian’s Winter Tale) Juliana Radlmaiera, Wróżki Shankara (Shankar’s Fairies) Irfany Majumdar, Europe Philipa Scheffnera, Niania (Babysitter) Moni Chokri, Matka i syn (Mother and Son) Léonor Sérraille i Na pełen etat (Full Time) Erica Gravela – z różnych perspektyw geograficznych i czasowych pokazują, jak bardzo ten model zatrudnienia się nie zmienia. Mimo rozwoju techniki, zalewu sprzętów dużego i małego AGD, kilku rewolucji, globalnej debaty o prawach człowieka – praca na służbie, choć nazwana innymi słowami, pozostaje szarą strefą i polem dla wszelkiego rodzaju nadużyć, wyzysku i resentymentów. Panna służąca pozostaje niezmiennie uwikłana w mieszczańskie przesądy i przedwojenne wyobrażenia klasowe.
Okazuje się, że przez ostatnie sto lat, cechy opisujące dobrą służącą niewiele się zmieniły. A jeszcze mniej zmieniły się oczekiwania zatrudniających. Służba ma być przede wszystkim niewidzialna.
Służące nie jedzą razem z państwem, pojawiają się na salonach jedynie na wyraźne wezwanie, nie odzywają się nie pytane, w obecności państwa nie siadają, nie patrzą pracodawcom w oczy. Mają wydzielone jedzenie i ubierają się w określony strój. Ich zachowanie, moralność, czas wolny były i są nadal kontrolowane. W przeszłości często zabierano im nawet własne imię, na każdą dziewczynę wołając po prostu: „Marysia”.
Współczesne echo tego modelu pobrzmiewa w Dobrej Pani, południowoafrykańskim horrorze Jenny Cato Bass. Po luksusowej willi na przedmieściach Kapsztadu gosposia Mavis porusza się bezszelestnie niczym duch. Gdy na skutek rodzinnych perturbacji przyjeżdża do niej córka z wnuczką, wszystkie muszą pozostać niewidzialne. Mimo że dom, w którym służy Mavis jest olbrzymi, mają nie hałasować, niczego nie dotykać, nie zaznaczać swojej obecności. Jedyny hałas jakie może generować pomoc domowa, ma świadczyć o solidnie wykonanej robocie. Ciszę nieskazitelnie wysprzątanych korytarzy i pokoi przerywają co i rusz przeszywające odgłosy domowej harówki: naczyń dzwoniących w zlewie, wody bulgocącej w rurach, szczotki wściekle szorującej podłogę. Horror Jenny Cato Bass flirtuje z wątkami nadprzyrodzonymi, ale grozę odnajduje w dynamice społecznej, która dla wielu mieszkańców RPA jest nadal zupełnie zwyczajna. Choć akcja dzieje się kilkadziesiąt lat po upadku apartheidu, cień przeszłości jest ciągle obecny.
Dobra Pani, reż. Jenna Cato Bass
Jeszcze mniej zauważalna jest bohaterka Europy Philipa Scheffnera. Jako nielegalnie przebywająca we Francji emigrantka z Algierii, jest dla państwowego systemu zupełnie niezauważalna. Jak wyglądałby świat, gdyby wszystkie osoby bez zalegalizowanego prawa pobytu zniknęły nie tylko z przestrzeni społecznej? Kilka lat temu, w ramach feministycznych akcji krążyły po sieci zdjęcia z politycznych uroczystości, z których wygumkowano wszystkie kobiety. Różnica była minimalna. Kiedy wymazano z nich wszystkich mężczyzn efekt był piorunujący. Gdyby z przedmieść Europy, zamieszkiwanych przez emigrantki, wymazać wszystkie, które nie mają legalnych papierów, ile kobiet zostałoby w polu widzenia?
Tu: zupa błyskawiczna i konserwowa, a tam: tort do samego nieba. Czy na tym polega sprawiedliwość, pytam was? – dyskutują gruzińscy sprzątacze, zatrudnieni do wypucowania rezydencji kolekcjonera sztuki w Zimowej baśni proletariuszy. Słusznie oburzeni na niesprawiedliwość dziejową jaka ich dotyka przypominają, że rewolucja francuska zaczęła się od ciastek. Powinniśmy się sprzymierzyć z pokojówką i szoferem, po prostu wejść tam i zjeść kawałek tortu w imię solidarności społecznej – postulują, domagając się dostępu do pańskiego stołu w marksistowskiej komedii Juliana Radlmaiera, przewrotnie kontrastującej świat współczesnego prekariatu z proletariackim etosem i socjalistyczną retoryką.
O redystrybucji smakołyków z pańskiego stołu nie śmie marzyć służący z filmu Isfany Majumdar, Wróżki Shankara. W nostalgicznej, ale czujnej społecznie opowieści, opartej na wspomnieniach z dzieciństwa swojej matki, reżyserka pokazuje relacje między domownikami a służbą w latach 60. XX wieku w Indiach. Tutaj, wzorem brytyjskich wyższych klas, nie zatrudnia się dziewczyn do wszystkiego, lecz lokaja. To jeden z tych filmowych przypadków, gdzie podziały klasowe i genderowe się nie pokrywają. W rozmowie na temat zasług rodziny bohaterki, pada zdanie damy nie muszą robić nic, dziedziczą tytuły automatycznie. Nie płeć, lecz kasta jest tym, co definiuje człowieka w pozornie bezkastowym już społeczeństwie. Shankar jako zaufany służący ma niezwykły zaszczyt przygotowywać dania kuchni brytyjskiej dla odwiedzających sahiba gości. Jedzenie jest wyrazem statusu: im jest wyższa pozycja w hierarchii, tym menu bardziej odbiega od potraw lokalnej kuchni. Lokaj przyrządza więc omlety, krojone w trójkąty kanapki z białego pieczywa, które pakuje do ozdobionego portretem białej pin-up girl pojemnika na drugie śniadanie, piecze babeczki i ozdabia trzema gatunkami lukru. Największym wyzwaniem jest przygotowanie prawdziwego angielskiego puddingu. W słodkiej masie, oprócz precyzyjnie odmierzonego cukru i mleka, mieszają się klasowe aspiracje, kolonialne pretensje i niepodległościowe paradoksy. Ghandi, jak uczą się dzieci w szkole, nie zalecał spożywania krowiego mleka. Ale czy angielski pudding z mleka roślinnego będzie prawdziwy? Karkołomne to połączenie kuchni patriotycznej i kosmopolitycznej.
We wszystkich przedwojennych poradnikach na temat prowadzenia domu podkreślano, jak wielkim zagrożeniem dla trwałości małżeństw może być ponętna służąca. Prawicowi publicyści prześcigali się w historiach z morałem, w których snuli wizje upadku dziewcząt doprowadzonych do zguby przez własne ciało, złych ludzi i szatana. Atrakcyjne służące miały więcej kłopotów, niż te uznane za zbyt brzydkie czy stare na niechciane zaloty. Oprócz bycia narażoną na molestowanie ze strony domowników płci męskiej, nie były chętnie zatrudniane przez roztropne żony, za to chętnie przy byle okazji zwalniane.
Niania, reż. Monia Chokri
Stereotypem seksownej niani bawi się Monia Chokri w filmie Niania. Czy pracodawcy mogą żądać określonego stroju od opiekunki dziecka? Szczególnie, jeśli we własnych oczach są ludźmi progresywnymi, wierzącymi w prawo kobiet o samostanowieniu? Czasy, kiedy mówiono kobietom, w co mają się ubierać, już minęły. A na pewno w Kanadzie. Tylko co, jeżeli ubranko francuskiej pokojówki, które upiera się nosić niania, niebezpiecznie przypomina kostium z sex shopu? Co ciekawe, kostium francuskiej pokojówki – jedno z najchętniej kupowanych przebrań łóżkowych – wcale nie jest nowym wynalazkiem postklasowego społeczeństwa. Jako erotyczny gadżet funkcjonował już sto lat temu, równolegle do uniformów prawdziwych służących, które stanowiły popularny obiekt seksualnych fantazji. Pornografia obrazkowa, która w XX wieku stała się tania i dostępna, eksploatowała motyw na wpół rozebranej pokojówki na niezliczonych „francuskich pocztówkach” i w erotycznych filmach. Wylegujące się na szezlongach leniwe panny eksponują halki i podwiązki. Nagie uda łyskają spod niedbale zawiniętych spódnic. Pierwszy „prawdziwy” pornograficzny film,
À l'écu d'or
À l'écu d'or albo dobra oberża, nakręcony w 1908 roku, opowiada o pokojówce z hotelu wyposażonej w nowoczesny erotyczny fetysz: odkurzacz. Dziewczyny pracujące w hotelach miały podobno opinie szczególnie rozwiązłych.
Choć w Europie zatrudnianie służącej nie odeszło zupełnie do lamusa, zmieniły się społeczne normy, a pewne konwencje stały się przeżytkiem. Kobiety zatrudniane w charakterze pomocy domowej nie noszą białych fartuszków ani nie rozmawiają ze swoimi pracodawczyniami stojąc na baczność. Wyjątkiem są eleganckie hotele: w nich nadal realizowany jest anachroniczny model burżuazyjnego domu, z bezszelestną, dostępną na każde wezwanie i gotową zrealizować zachcianki gości pokojówką. Drogi hotel, mający być dla gości drugim, ale nawet lepszym domem, oferują wizję intymności i wygody rodem z XIX wiecznych fantazji. Pracownice obowiązują zasady rodem z podręczników dla służby domowej. Bohaterki dwóch filmów, Na pełen etat Erica Gravela oraz Matki i syna Léonor Sérraille, pracują jako pokojówki w hotelu. Dla mieszkającej pod Paryżem Julie – samotnej mamy, pracującej nie na jeden, lecz na dwa etaty – to orka i nieustanny wyścig z czasem. Każdego ranka kobieta budzi się przed świtem. Widzimy jej śpiącą twarz poruszaną powolnym oddechem tuż zanim rozdzwoni się budzik. To jedyny moment bezruchu – potem zarówno bohaterka, jak i kamera są już w ciągłym ruchu. Julie wpycha śniadanie do ust rozespanych dzieci, w panicznym przyspieszeniu ciągnie je do opiekunki i w ciemności biegnie na kolejkę do miasta. Gdy dociera do pracy słońce jest już wysoko. Przebiera się w uniform pokojówki i zaczyna kolejny sprint przez pokoje pięciogwiazdkowego hotelu. Ciśnienie nie spada. Jako samotna matka Julie nie ma przywileju, by żyć inaczej.
W filmie Léonor Sérraille dla przybyłej do Francji z Wybrzeża Kości Słoniowej Rose praca w hotelu to szansa na niezależność finansową i odbicie się od konserwatywnej rodziny. Rose również jest samotną matką. Jednak mimo dwójki dzieci nie ma zamiaru rezygnować z przyjemności życia w Paryżu. Jest impulsywna i chce żyć na własnych zasadach: tańczyć, imprezować i samodzielnie wybierać swoich kochanków. Nie chce być ani przyzwoita, ani poważna. Przy okazji łamie oczywiście wszystkie obowiązujące w hotelu zasady. Jest we Francji emigrantką wykonującą lichą pracę, ale – jak mówi z wyrzutem jedna z jej krewnych – żyje jak księżniczka. Bo ani praca, ani sytuacja rodzinna jej nie określa, Rose jest po prostu młodą kobietą.
Na pełen etat, reż. Eric Gravel
Według Międzynarodowej Federacji Pracowników Domowych (International Domestic Workers Federation), ponad 53 miliony kobiet na świecie pracuje jako pomoc domowa. Jedna czwarta z nich, nie ma żadnych praw pracowniczych, co sprawia, że narażone są na wyzysk, nieuregulowane godziny pracy, pobicia i nadużycia seksualne. Ich bezbronność wynika z charakteru ich pracy – zazwyczaj wykonywanej w prywatnych domach – oraz z braku ochrony prawnej. W Polsce problem ten dotyczy pracownic z Ukrainy, które dodatkowo pracują w oddaleniu od bliskich i nie mają wsparcia swojej społeczności.
Artystka wizualna Marta Romankiv bada w swojej twórczości temat migrantek. W ramach rezydencji artystycznej w Warszawie założyła Centrum Samopomocy – miejsce spotkań, odpoczynku i rozmów warszawskich opiekunek. Cotygodniowe, nieformalne spotkania odbywały się przez cały rok, aż opiekunki zrzeszyły się w ramach inicjatywy pracowniczej. W święto pracy, 1 maja 2022 roku, razem z artystką wzięły udział w akcji pod pomnikiem Mickiewicza w Krakowie, postulującej wniesienie pomnika służącej. Przywrócenie pamięci o służących powinno być dzisiaj pierwszym krokiem w walce o prawa pracownic domowych. „Baczność Towarzyszki Służące” – nawoływała ulotka wyborcza, okręgowego komitetu robotniczego PPS z 1919 – Precz z reakcyjnymi rządami. Niech żyje lud pracujący. Niech żyje socjalizm (…) Organizujmy się obywatelki! Na pierwszy rzut ucha język socjalistów sprzed stu lat, który w epoce brzmiał konfrontacyjnie i mobilizował do działania, teraz budzi nostalgię. Wydaje się nie przystawać do realiów obecnego rynku pracy. Jednak, przyglądając się filmowym obrazom pracy w domu i portretom osób ją wykonujących, okazuje się całkiem precyzyjnie opisywać ich kondycję, problemy i potrzeby.
Ewa Szabłowska, kuratorka Trzeciego Oka
Matronką sekcji Trzecie Oko jest G’rls Room.