Jedna z najważniejszych osobowości Nowego Kina Argentyńskiego.
Lucrecia Martel, Milagros Mumenthaler, Silvina Schnicer, Lola Arias… Dzisiejsze kino Argentyny pełne jest odważnych reżyserek. Kobiety w argentyńskim kinie wywalczyły sobie silną pozycję tak naprawdę już w latach 80. – stało się tak w dużej mierze dzięki sukcesowi filmu Camila (1984) Maríi Luisy Bemberg, który w 1984 roku pobił rekordy oglądalności i nominowany był do Oscara. Lucrecia Martel tłumaczyła, że „jego sława wynikała z kilku względów: po pierwsze, w kraju akurat kończyła się dyktatura i ludzie masowo wylegli do kin; po drugie, film opowiadał o miłości kobiety i księdza, co w katolickiej Argentynie budziło sensację. To, że został stworzony przez kobietę tylko wzmogło zainteresowanie nim, ośmieliło inne kobiety i utorowało im drogę do wcześniej bardzo męskiego zawodu reżysera. Dziś pytanie, czy trudno być kobietą-reżyserem, już właściwie nie pada. Słyszę je wszędzie, ale nie w Argentynie1”.
Na tak przygotowanym gruncie mogła u progu nowego millennium debiutować Albertina Carri, stając się w wieku zaledwie 24 lat, kiedy stworzyła swój pierwszy pełnometrażowy film No quiero volver a casa (2000), jednym z najważniejszych nazwisk rodzącego się właśnie nurtu nowego argentyńskiego kina. Ten osobliwy (anty)kryminał przenosił w argentyńskie realia ducha wczesnych filmów Fassbindera w rodzaju „Miłość jest zimniejsza niż śmierć” czy „Chcę tylko żebyście mnie kochali” – czuć w nim było podobnie chłodną obserwację, brechtowski dystans oraz nieoczywiste poczucie humoru. Co jednak najbardziej zacznie wyróżniać Carri – twórczynię prawdziwie niezależną, zajmującą się reżyserią, scenopisarstwem i produkcją – to obecne już w debiucie gry z rozmaitymi rodzajami i gatunkami filmowymi, które zawsze napełniać będzie nieoczywistymi treściami i rozsadzać własną inwencją.
Wybrzmiało to w jej drugim pełnym metrażu, Los rubios (2003), w którym podjęła ważny dla nowego argentyńskiego kina temat rozliczenia z militarną dyktaturą (1976-1983) i przerażającego zjawiska „los desaparecidos” – tajemniczego znikania niewygodnych dla reżimu jednostek. Zrobiła to jednak na sposób bardzo osobisty, łącząc fikcję z dokumentalną opowieścią o własnej przeszłości. Carri bowiem także, kiedy miała zaledwie cztery lata, dyktatorskie rządy odebrały rodziców. Zamiast popadać w sentymentalizm, pokazuje pokolenie zmuszane do opłakiwania tych, z którymi nie było mu dane stworzyć żadnej więzi. Ta przewrotność, pazur, próba patrzenia na rzeczywistość z nieoczekiwanych punktów widzenia jest dla Carri bardzo charakterystyczna.
Prócz dokumentu flirtowała także z animacją: w krótkometrażowej Aurorze (2001) czy w nagrodzonej dwukrotnie przez międzynarodową federację krytyków filmowych FIPRESCI Złości (2008), gdzie rysunki niemej dziewczynki na argentyńskiej prowincji ożywają, wypełniają cały ekran, komentując niejako to, czego nie da się wyrazić słowami. Film powstał na podstawie wspomnień z okresu, kiedy po „zniknięciu” rodziców młodziutka Carri zamieszkała u dziadków na argentyńskiej prowincji. Najczęściej jednak pracuje z fabułą, eksplorując różne jej gatunki. Może być to historia kryminalna czy dramat rodzinny, jak w Bliźniętach (2005), w których przekracza największe rodzinne tabu: kazirodztwo. Bierze przy tym pod lupę wartości, którymi karmi się argentyńska burżuazja, wydająca na świat nieszczęśliwe, samotne jednostki, ale gotowa w imię pozorów szczęśliwości, robić dobrą minę do najgorszej gry. Carri w Bliźniętach – dość ryzykownie – upaja się namiętnością, która rozkwita między rodzeństwem, pokazując, że ta w zakłamanym świecie może być jedyną naturalną i czystą rzeczą, która ich spotkała.
Afirmacja seksualności w wariantach przez społeczeństwo często tabuizowanych czy piętnowanych (w Złości był to ognisty pozamałżeński romans) – jest u Carri nieustannie obecna. Zafascynowana tematem cielesności, nie boi się sięgać po estetkę porno, jak w krótkometrażowym, zrealizowanym w technice lalkarskiej Barbie tambien puede estar triste (2002), gdzie doprawiła zabawkom Mattel brakujące części ciała. W swoim najnowszym dziele, Las hijas del fuego (2018), opowiada o dziewczynach wyruszających na południe Argentyny w poszukiwaniu wolności, przygody, a także w celu kręcenia poliamorycznego lesbijskiego porno. To znów opowieść bardzo osobista, bo reżyserka także, trochę jak walczące o własną utopię bohaterki jej filmu, robi wszystko po swojemu: wraz ze swoją żoną, argentyńską dziennikarką i aktywistką Martą Dillon, założyły firmę Torta (w żargonie Lunfardo: lesbijka), produkującą dokumenty stające w obronie praw kobiet; dyrektoruje też festiwalowi LGBTIQ Asterisco w Buonos Aires. I jest w tym nieustraszona, dowodząc – zarówno w swoich filmach, jak i aktywizmie - że choć utopie (te publiczne i te prywatne) muszą się zderzyć z nieprzyjazną rzeczywistością, to zwycięzcy tych potyczek mogą być nieoczekiwani.
Adam Kruk
1 A. Kruk, Rozmowa z Lucrecią Martel, Filmweb Magazyn, 27 lipca 2017: https://www.filmweb.pl/fwm/article/Rozmowa+z+Lucreci%C4%85+Martel-124233