II nagroda XVI Konkursu o nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
Nie było chyba w tym roku europejskiego festiwalu, na którym nie wspomniano nazwiska Jafara Panahiego. Irański filmowiec - osadzony w domowym areszcie za artystyczną niepokorność - stał się bohaterem Starego Kontynentu, męczennikiem za wolność słowa, emblematyczną ofiarą totalitarnego reżimu. Na festiwal w Cannes potajemnie dotarł dokument, który Panahi nakręcił w domu ("To nie jest film"), kilka miesięcy wcześniej w Berlinie głosy protestu dało się słyszeć przy każdej oficjalnej okazji. Z jednym wyjątkiem - Asghar Farhadi, autor nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem "Rozstania", ani razu nie odniósł się do tej sprawy.
Pytany o Panahiego i sytuację w Iranie, Farhadi odpowiadał wymijająco, ostrożnie, bez ostrych słów i jawnych politycznych deklaracji. Część komentatorów miała mu to za złe, sugerując, że przedkłada dobre stosunki z władzą nad niedolę kolegi po fachu, dużo odważniej krytykującego rząd ajatollahów. Farhadi - twierdzili niektórzy - chce po prostu dalej robić filmy w Iranie, więc z premedytacją dokonuje wątpliwego moralnie wyboru i unika spięć z Teheranem. "Rozstanie", w którym bezpośredniego potępienia irańskich władz trudno się doszukać, dowodzi ponoć konformizmu twórcy. Sam reżyser zasłania się zwykle społeczną różnorodnością Iranu: "Iran jest dużym krajem, w którym egzystują odmienne kultury, w którym mieszają się różne klasy społeczne. Nie chcę utrzymywać, że «Rozstanie» jest portretem całego kraju i wszystkich ludzi." Nawet pobieżny rzut oka na twórczość Farhadiego pokazuje jednak, że to nie zasłona dymna, lecz bardzo poważne artystyczne credo.
Gra z cenzurą
Krzyk Ryszarda Siwca, który w 1968 roku podpalił się na Stadionie Dziesięciolecia w akcie protestu przeciwko inwazji na Czechosłowację, usłyszeliśmy dopiero w 1991 roku. Dokumentalista Maciej Drygas przekopał się przez tony materiałów i odzyskał dla potomnych ten zdumiewający gest. W "Usłyszcie mój krzyk" czyn samobójcy jest rozpaczliwym wołaniem o przebudzenie społeczeństwa, które według Siwca pogrążyło się w apatii. To strategia oporu wobec władzy - uzurpatora przebranego za suwerena - która usypia obywateli. Ofiara na ołtarzu wolności.
Na antypodach radykalnej postawy Siwca widnieje inna strategia oporu - nie bunt, lecz zdobywanie przyczółków; nie samospalenie, tylko dywersja na tyłach wroga. Alternatywny obieg wydawniczy i muzyka rockowa w latach 80. to świetne przykłady marginesu, który tworzył przestrzeń indywidualnej ekspresji, ale również zorganizowanego protestu polegającego na kompromitowaniu kłamstw i absurdów kolportowanych przez władzę. W tym kontekście - by wrócić na grunt kinematografii - ciekawym i bardzo ambiwalentnym zjawiskiem było kino moralnego niepokoju. Jak wielokrotnie podkreślali Krzysztof Kieślowski czy Tadeusz Sobolewski, nurt ten mógł zaistnieć dzięki swoistej grze, którą twórcy prowadzili z władzą. W szczegółowo przebadanej rzeczywistości, gdzie stanowisko i retorykę obu stron wszyscy doskonale znali, trwały ciche zawody w przeciąganiu liny, których stawką było miejsce dla artystycznej wypowiedzi. Wielu filmowców te zawody wygrało, czego efektem np. "Kobieta samotna" Agnieszki Holland - film, w którym moralny niepokój nie oznaczał wydumanych dylematów potomków Konrada, tylko codzienne zmagania jednostki z socjoekonomicznymi warunkami.
Jeśli Panahi jest w sensie symbolicznym Ryszardem Siwcem irańskiego kina, którego krzyk usłyszała cała Europa, Farhadi uprawia kino bardziej ezopowe, aluzyjne, w duchu największych osiągnięć Holland czy Kieślowskiego. Autor "Rozstania" również podejmuje grę z cenzurą: "Przez lata nauczyliśmy się, jak walczyć z cenzurą, jak obejść niektóre rzeczy, by tekst nie został momentalnie odrzucony. (...) Obchodzenie cenzury przypomina nieco walkę na ringu, trzeba wykonywać tyle nieprzewidywalnych ruchów, by przeciwnik stracił orientację. Wtedy w momencie, w którym nikt się tego nie spodziewa - zadać finalny cios i wygrać." I choć Farhadi przyznaje, że na dłuższą metę ograniczenia są uciążliwe i mordercze dla swobody twórczej, to udaje mu się jak dotąd wywieść w pole cenzurę. Z pozoru bowiem Irańczyk opowiada o jednostkowych przypadkach - ot, ktoś skłamał, popełnił błąd, powiedział o jedno słowo za dużo lub za mało i wywołał tornado konfliktów. Ale przypatrzmy się uważnie - w filmach Farhadiego zza dramatów pojedynczych ludzi spogląda na nas irańskie społeczeństwo.
I sprawiedliwość dla wszystkich
W wieku szesnastu lat Akbar popełnił morderstwo. Został skazany na śmierć, ale zgodnie z prawem egzekucja może być wykonana dopiero, kiedy skończy osiemnaście lat. Ten moment nadchodzi na początku "Pięknego miasta" (2004). Akbar opuszcza zakład poprawczy i trafia do więzienia, gdzie oczekuje na śmierć. Wewnątrz państwowego kodeksu karnego - okrutnie skazującego młodego człowieka na odliczanie czasu do egzekucji - funkcjonuje jednak inna księga zasad, bardziej prymitywna, tkwiąca korzeniami w organizacji plemiennej, oparta na dialogu między zwaśnionymi stronami. W niej upatruje ratunku A'la, przyjaciel Akbara, który tuż po zwolnieniu z tego samego zakładu poprawczego rozpoczyna walkę o życie chłopaka.
Akbar uniknie kary śmierci, jeśli rodzina zamordowanej dziewczyny przyjmie rekompensatę finansową i przebaczy zabójcy. W Iranie rodzina - a przynajmniej jej pion decyzyjny - jest tożsama z ojcem, toteż A'la wraz z Firoozeh, siostrą Akbara, próbują nakłonić mężczyznę do zaakceptowania pieniędzy. Ojciec jest jednak nieubłagany, a czas ucieka: Akbara od egzekucji dzielą tylko dni. W tym poręcznym dramaturgicznym szkielecie Farhadi rozpisuje całą tragiczną partyturę, w której każda postać ma swoją melodię: dla Firoozeh - od dawna starającej się o przebaczenie dla Akbara - to melodia upokorzeń i wyzwisk, jakie słyszy z ust ojca zamordowanej; dla tego ostatniego to melodia przeżywanej na nowo rozpaczy po stracie dziecka; dla jego drugiej żony to melodia bolesnej świadomości, że martwa córka zaprząta uwagę męża bardziej niż drugie dziecko - niepełnosprawne i potrzebujące pomocy. Ten koncert nieszczęść wykonuje Farhadi z poszanowaniem dla struktury całości, nie zapominając jednak o indywidualnych odcieniach.
Reżyser ukazuje w "Pięknym mieście" ciemne strony sprawiedliwości - ta wymierzona Akbarowi przypomina spełniony koszmar egzystencjalisty, w którym władza jest obojętnym kosmosem, a życie jedynie czekaniem na śmierć; ta negocjowana przez rodziny zależy od decyzji mężczyzny, któremu dana jest symboliczna i fizyczna władza nad kobietami i niepełnoletnimi.
W kinie Farhadiego niezawisłym sędzią Temidy jest etyka. Ojciec zabitej dziewczyny musi rozstrzygnąć dylemat: czy przebaczenie jest etycznie słuszne, jeśli pozwoli zdobyć pieniądze na operację córki? Firoozeh i A'la chcą uratować życie młodego człowieka, ale czy nagabywanie ojca zamordowanej jest na pewno chwalebne? I tak, i nie - zdaje się mówić Farhadi.
Sprzężenie sprawiedliwości i etyki zauważyć można także w "Rozstaniu" (2011). Sprawa rozwodowa Nadera i Simin - już zagmatwana - komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Nader zostaje oskarżony o bardzo poważne przestępstwo. Najnowszy film Farhadiego znakomicie koresponduje z "Pięknym miastem" - wchodzimy za kulisy irańskiego sądu i dowiadujemy się, że proces polega na ważeniu przez sędziego racji skonfliktowanych stron. Wymiar sprawiedliwości to zbitka tradycji i nowoczesności, wspomniany plemienny dialog i państwowa sankcja - nie jedno wewnątrz drugiego, tylko jedno i to samo. A w centrum ponownie problem etyczny: pytanie, czy Nader skłamał, a co najważniejsze - czy zmusił do kłamstwa własną córkę. "Rozstanie" wydaje się potwierdzać to, co dawało do zrozumienia "Piękne miasto" - etyka jest dla Farhadiego dużo ważniejsza od sprawiedliwości.
Człowiek jako całokształt stosunków społecznych
Tak widział homo sapiens Karol Marks w "Tezach o Feuerbachu", stwierdzając uprzednio: "istota człowieka to nie abstrakcja tkwiąca w poszczególnej jednostce". W filmach Farhadiego ludzie to nie abstrakcje - zróżnicowani charakterologicznie i emocjonalnie, wybuchający fajerwerkami nieprzewidywalnych uczuć, są jednak silnie zdefiniowani przez klasową przynależność. Poprzednie dzieło Irańczyka - "Co wiesz o Elly?" (2009) - to krytyczny portret irańskiej klasy średniej, którego nie powstydziliby się Claude Chabrol i Luis Buñuel. Przywodząca na myśl "Przygodę" Michelangelo Antonioniego fabuła - podrasowana jednak suspensem i ostrymi dialogami - jest poligonem doświadczalnym, na którym Farhadi testuje prawdziwość nowoczesnych poglądów bohaterów. Jako przedstawiciele klasy średniej korzystają oni z przywileju czasu wolnego i wyjeżdżają nad morze w celach rekreacyjno-wypoczynkowych. W na pierwszy rzut oka tolerancyjnej i liberalnej grupie odzywają się jak najbardziej konserwatywne i tradycjonalistyczne uprzedzenia. Farhadi demaskuje patriarchalny kod myślenia postaci i wynikającą zeń mizoginię. Ofiarami są tu kobiety - zawsze winne, zawsze nieczyste, zawsze zdradliwe. Nigdy odpowiedzialne i godne zaufania.
Pierwszy akord zderzenia klas społecznych słychać u Farhadiego w "Fireworks Wednesday" (2006), gdzie Roohi - pochodząca z niższych sfer sprzątaczka - staje się mimowolnym świadkiem całodniowej awantury pracodawców, małżeństwa z klasy średniej. Żona posądza męża o zdradę, rodzinny konflikt jest punktowany sztucznymi ogniami, których dźwięk ani na chwilę nie schodzi z drugiego planu (akcja dzieje się w ostatnim dniu roku), a racje - jak zwykle w kinie Irańczyka - rozłożone są równomiernie. Dopiero jednak w "Rozstaniu" - filmie absolutnie wielkim, który łączy wspaniałe portrety jednostek i wnikliwy obraz społeczeństwa - wojna klas rozgorzeje na dobre. Ofiarą przestępstwa, którego miał się dopuścić Nader, jest Razieh - uboga i religijna kobieta, zatrudniona do opieki nad chorym na Alzheimera ojcem Nadera. W słownych utarczkach Nadera, Simin, Razieh i jej męża Hodjata reżyser odkrywa aksjologiczną przepaść między irańskimi klasami społecznymi - z jednej strony racjonalne, pragmatyczne, sekularne małżeństwo, z drugiej para mniej uprzywilejowana społecznie i ekonomicznie, szukająca moralnych wskazówek w Koranie. Odmienne kodeksy etyczne i moralne iskrzą w nierozstrzygniętym pojedynku - nikt nie potrafi wyjść poza aksjomaty swojego światopoglądu.
Pęknięty Iran
Na ostatnim Planete Doc Film Festival zaprezentowano dokument Alego Samadi Ahadiego "Zielona rewolucja" (2010). To film traktujący o wydarzeniach z maja 2009 roku - część Irańczyków wyszła wtedy na teherańskie ulice w proteście przeciwko fałszerstwom wyborczym. Przedstawiona w nim historia odpowiada zachodniej wizji Iranu. Bezwzględny reżim ajatollahów uciska coraz bardziej zbuntowane społeczeństwo. Totalitaryzm staje naprzeciw siłom demokratycznym - skonsolidowane fronty toczą wojnę, której stawką jest wolność. Oswobodzenie Panahiego to jedna z bitew, którą trzeba wygrać.
Intencje szlachetne, lecz perspektywa skrajnie eurocentryczna, wciskająca społeczną rzeczywistość Iranu w czarno-biały schemat walki jasnej i ciemnej strony mocy. Farhadi jak ognia unika takich podziałów. Jego filmy to portret Iranu w pęknięciu - rysy przebiegają wzdłuż różnic klasowych, religijnych, ekonomicznych, genderowych. Indywidualne aspiracje nakładają się na społeczne ograniczenia, etyce i moralności nie zawsze po drodze ze sprawiedliwością, a najtrudniejszy do osiągnięcia jest kompromis.
Farhadi odcina się od kontemplacyjnej tradycji irańskiego kina - historie lokalne uniwersalizuje nie tylko za pomocą szeroko zrozumiałych emocji i pojęć (szacunek, miłość, strata), ale również klucza gatunkowego. Kino Irańczyka składa się z dramatów kręconych jak thrillery - wirtuozerskie elipsy, precyzyjne dozowanie informacji i syntetyczny montaż budują ogromne napięcie, pozwalając jednocześnie na współistnienie wielu punktów widzenia. Farhadi respektuje reguły kina mainstreamowego (rozumianego jako kino posługujące się rozpoznawalnym językiem), ale nasyca je nieoczywistą treścią i narracyjnym geniuszem.
Filmy tegorocznego laureata Złotego Niedźwiedzia są uniwersalne, ale nie uniwersalistyczne, dlatego początkowo mogą się wydawać apolityczne. Ale nie dajmy się oszukać. Asghar Farhadi tworzy niezwykle mądre kino polityczne - rozkłada na czynniki pierwsze irański porządek społeczny z otwartym i rozsądnie relatywistycznym umysłem, który akceptuje fakt, że prawda ma wiele imion. Irański reżyser nie działa na korzyść władzy - przeciwnie, stara się powiedzieć, że jakakolwiek zmiana musi być podparta rzetelną analizą systemu, który chce się reformować lub rewolucjonizować. Zachęca nas, Europejki i Europejczyków, żebyśmy poznali Iran od podszewki, zanim wjedziemy doń z buldożerami demokracji.
Błażej Hrapkowicz
Tekst opublikowany w "dwutygodnik.com", nr 66/2011.
Błażej Hrapkowicz (ur. 1986) - członek Redakcji Filmowej Canal+, krytyk filmowy. Studiował w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Współzałożyciel nieistniejącej już "Gazety Filmowej". Współautor książek "Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej" (red. Jakub Bożek) i "Wunderkamera. Kino Terry'ego Gilliama" (red. Kuba Mikurda). Publikował lub publikuje m.in. w "Kinie", "Filmie", "dwutygodnik.com", "Machinie", "Krytyce Politycznej", "filmweb.pl", "Ha!Arcie", "stopklatka.pl", "Przekroju", "Charakterach". Laureat II nagrody w tegorocznej edycji Konkursu im. Krzysztofa Mętraka, w 2010 roku nominowany do Nagrody Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii "Krytyka filmowa".