Jednym okiem wciąż patrzymy na Zachód – jeszcze do 23 listopada trwa 16. TAURON American Film Festival online, ale drugie kierujemy już na Wschód – na nasz zaprzyjaźniony festiwal Pięć Smaków. Jeśli jesteście w Warszawie, to do 19 listopada możecie oglądać filmowe perły z Azji na kinowym ekranie, ale jeżeli wolicie zaprosić festiwal do swoich domów, to wirtualna odsłona wydarzenia poleca się do 30 listopada. Program jak zwykle jest piękny i bogaty, ale może tym bogactwem przytłoczyć, dlatego oddajemy Was w ręce doświadczonego przewodnika. Łukasz Mańkowski z ekipy Pięciu Smaków wybrał dla Was, cóż, kilka bardzo smacznych kąsków.
Debiutancki manifest twórczy Park Kwang-su, którego późniejsze filmy znalazły się w retrospektywie Lee Chang-donga podczas 25. Nowych Horyzontów. Chilsu i Mansu to wyjątkowy portret młodości końca lat 80., kiedy Seul przygotowywał się na Igrzyska Olimpijskie, a Korea Południowa na każdym kroku starała się udowodnić swoje demokratyczne aspiracje. W tym wszystkim zagubieni byli młodzi – buntownicy z wyraźnym powodem do rewolty przeciw kierunkowi, w którym zmierzał ich kraj. Wyraziste i piekielnie mocne kino, o kultowej scenie finałowej.

Bangladesz nie wytworzył jeszcze swojej tradycji wielkomiejskich narracji o zjawisku urban loneliness, ale debiutujący Miastem z piasku Mahde Hasan natychmiast wskoczył do ekstraklasy arthouse’owych twórców. To jeden z piękniejszych wizualnie filmów tego roku – zachwycający swoją poetyką, melancholią i kontemplowaniem betonowego krwiobiegu Dhaki. Bangladeska stolica jeszcze nigdy nie była tak różnorodna – Miasto z piasku to pełen ambiwalencji hołd miastu, które w żadnym stopniu nie jest monolitem kulturowym.
Filipiński sen o klasowych dysproporcjach, który ogląda się jak Pacifiction w rytmie Drive My Car. Kuriozalne zadanie zlecone przez klasistowskiego szefa – przywiezienie obciachowej koszulki i pigułek na potencję – zmienia się w kalejdoskopową podróż wypełnioną wspomnieniami i przypadkowo usłyszanymi opowieściami, które nachodzą na siebie jak w pogłosowym pudle. Adaptacja prozy Serge’a Lacuesty, najważniejszego filipińskiego współczesnego pisarza, który napisał także scenariusz do filmu.
Neo-noirowy list miłosny do utraconego Tokio i epoki kina niemego, gdy Japonia śniła swoje przedwojenne sny i dopiero marzyła o staniu się globalną potęgą. Pewien prywatny detektyw dostaje zadanie odnalezienia córki dawnej gwiazdy kina niemego, ale w toku poszukiwań zaczyna gubić się w tokijskim labiryncie. Snując się po Tokio, które coraz bardziej przypomina utraconą Japonię lat 20., wpada w sidła swojego własnego snu. Przepiękne meta-kino, wystylizowane na kino nieme, które przypomni Wam o mocy medium w jego przeddźwiękowej formie.

Na kolejny film Apichatponga Weerasethakula trzeba będzie jeszcze chwilę zaczekać – tymczasem warto zanurzyć się w hipnotyczny świat Diabła morskiego, jednego z najpiękniejszych debiutów współczesnego tajskiego kina. Phuttiphong Aroonpeng tworzy poetycką opowieść o migracji, tożsamości i zanikaniu – zarówno ludzi, jak i miejsc. Jego kamera ślizga się po powierzchni wody, wnika w mrok dżungli i nasłuchuje cichych głosów znikających światów. Tytułowa manta ray, morski demon z głębin, staje się tu symbolem inności i odrodzenia. Diabeł morski to senno-liryczny trip, w którym puls natury splata się z melancholią ludzkiego losu.