Kino dokumentalne ma się znakomicie: poświęcone są mu całe festiwale, przeglądy i sekcje (także na MFF mBank Nowe Horyzonty). Choć zmieniają się okoliczności, w jakich powstaje, jego istotą od zawsze jest docieranie do prawdy – jakkolwiek można osiągnąć to różnymi środkami. Kaouther Ben Hania w Czterech córkach zdecydowała się wyjść poza dokument i skorzystać z fabularnego narzędziownika. „Pokazać prawdę w sztucznych okolicznościach” jak mówi Zofia Kowalewska, reżyserka znakomitych Więzi i Tylko wiatr.
Właśnie z nią rozmawiamy nie tylko o możliwościach, jakie daje mariaż tych dwóch modeli kina, ale też o etycznych konsekwencjach, które rodzi forma dokumentalna. Punktem wyjścia jest właśnie eksperyment Ben Hani w Czterech córkach, które trafią do polskich kin już w najbliższy piątek, 15 marca.
W dokumencie pracujesz na żywej materii; cokolwiek nie zrobisz – pracujesz na żywej tkance, czyjejś prawdziwej historii, prawdziwej emocjonalności. Jeżeli to film natury intymnej, tak jak Cztery córki albo moje filmy, to tym bardziej czuje się odpowiedzialność – jak w Małym Księciu: jesteś odpowiedzialny za to, co oswajasz. Jeżeli ktoś ci ufa i opowiada swoją historię, żebyś ją przekazał w formie, która jest najodpowiedniejsza, w twoim autorskim filmie, w ramach twojej wizji, to masz podwójną odpowiedzialność. Jako artysta – by zrobić film, który będzie ważny dla ludzi, i jako twórca – by chronić bohatera. Ponieważ jest to relacja partnerska, ale przecież nierówna – jedna osoba decyduje, w jaki sposób opowiadamy i wybiera formę narracji. Zasada, którą ja się kierowałam, podczas realizacji Więzi i Tylko wiatr – które są dokumentami intymnymi, o rodzinie, delikatnych sprawach – to „minimum informacji, maksimum emocji”. Nad każdą rzeczą, która jest delikatna, musiałam się zastanowić: „czy to jest konieczne? czy ta historia się bez niej opowie?”. Wydaje mi się, że reżyserka Czterech córek robi to samo – mówi Zofia Kowalewska twórczyni Tylko wiatr i nominowanych do Oscara Więzi.
Ze znakomitą reżyserką rozmawiamy także o odpowiedzialności ciążącej na twórczyni kina dokumentalnego, metodach dochodzenia do emocjonalnej prawdy i o tym, jakimi sposobami próbuje dokopać się do niej Kaouther Ben Hania w Czterech córkach.
Cztery córki zostały nominowane do Oscara za najlepszy dokument i zdobyły nagrodę w tej kategorii na ostatnim festiwalu w Cannes, jednak sam film jest zaskakującym połączeniem fabuły, dokumentu, policyjnej rekonstrukcji, z polityczną rewolucją w tle. Całą opowieść oparto zaś na prawdziwej, wstrząsającej historii Olfy Hamrouni i jej dzieci.
Ta wyjątkowa forma pozwala jednej z najbardziej uznanych reżyserek współczesnego kina (to jej druga nominacja do Oscara), Kaouther Ben Hani, zanurkować głęboko w temacie, który został zbanalizowany przez media. Bohaterką jest Olfa (we własnej osobie, ale czasem zastępowana na ekranie przez aktorkę), matka czterech córek. Dwie najmłodsze występują w filmie, zniknięcie dwóch najstarszych (wcielają się w nie aktorki) jest tematem pasjonującego „śledztwa”, które prowadzi aż do jednej z najniebezpieczniejszych organizacji terrorystycznych na świecie – tzw. Państwa Islamskiego.
Ben Hania – podobnie jak Deniz Gamze Ergüven, autorka obsypanego nagrodami Mustanga – tropi siłę problematycznego międzypokoleniowego kobiecego przekazu, wydobywa na światło dzienne powszechnie akceptowaną domową i systemową przemoc, punktuje sposób, w jaki pozornie odległe przemiany polityczne kształtują los jednostek. Poruszające, niekiedy konfrontacyjne, z pewnością prowokacyjne i szalenie odważne Cztery córki są również wyznaniem wiary w siłę, wytrwałość i solidarność kobiet. Od Tunezji dzielą nas setki kilometrów, jednak film Ben Hani wybrzmiewa zaskakująco aktualnie również w Polsce.