Który z reżyserów jest filmowym odpowiednikiem Roberta Makłowicza? Która twórczyni nie powinna przyjeżdżać do Polski, bo z pewnością skończy w więzieniu za obrazę uczuć religijnych? I w którym filmie cały show kradnie pewien niesforny kot? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie w „złotej dziesiątce” Piotra Czerkawskiego – festiwalowego bon vivanta, w wolnych chwilach zajmującego się selekcją programową na Nowych Horyzontach.
Młode polskie kino pije, pali, przeklina, pluje na chodnik i nie bierze jeńców. Dajcie się zabrać w tę 25-etapową podróż pełną humoru, zmysłowości i słusznego gniewu, bo inaczej będzie nawiedzał was w snach wąsaty Rafał Zawierucha.
Orgia zawadiackiego humoru i formalnej dezynwoltury, którą Radu Jude inscenizuje w wielkim burdelu zwanym postkomunistyczną Europą. Będziecie jęczeć ze śmiechu.
Neapolitańskie przedmieścia, na których luksusowy ośrodek treningowy piłkarzy SSC Napoli sąsiaduje z centrami dowodzenia nigeryjskich gangsterów, widziały już niejedno, ale czegoś takiego chyba jeszcze nie. W przygnębiającej, trudnej w odbiorze, ale zrodzonej z autentycznej troski o skrzywdzonych bohaterów Fortunie…, reżyser Nicolangelo Gelormini – asystent Paola Sorrentina z czasów Dodatkowego człowieka – znalazł zupełnie nowy język opowiadania o dziecięcej traumie.
Nie mam żadnych wątpliwości, że ten świat byłby lepszy, gdyby reżyserował go Ryûsuke Hamaguchi. Ów Japończyk to taki Robert Makłowicz azjatyckiego art house’u, który perfekcyjnie miesza wdzięk, czułość i ironię, a o uczuciowych perypetiach bohaterów opowiada z pierwszorzędną, anegdotyczną swadą.
Na Dalekim Wschodzie bez zmian. Hong Sang-soo wciąż delikatnie upija nas soju i usypia czujność atrakcyjną gadką szmatką, by znienacka zadać fundamentalne pytanie o to, czy nasze życie na pewno zmierza w odpowiednim kierunku. Jeśli jeszcze nie czujecie się przekonani, wiedzcie, że Kobieta, która uciekła to jeden z tych filmów, w których w kluczowym momencie show potrafi skraść bohaterom pewien niesforny kocur.
Delikatny i poetycki film, po obejrzeniu którego doktor Freud spadłby z fotela. Céline Sciamma udowadnia, że istnieje szansa, by człowiek zrozumiał własnych rodziców, a nawet się z nimi zaprzyjaźnił. Uwaga, spoiler: tak, to w pewnym sensie film fantasy.
Autorski remiks bodaj najgłośniejszego filmu Gaspara Noé, który stanowi ostateczny dowód na to, że potencjał reżysera nie ogranicza się do odpalania formalnych fajerwerków. Seans, po którym zaczniecie bać się przejść podziemnych, nieuchronnego losu, a przede wszystkim samych siebie.
Apichatpong Weerasethakul to chyba jedyny reżyser, który potrafi zafascynować jednocześnie Romana Gutka i Quentina Tarantino. Jeśli zobaczycie ten film, zrozumiecie dlaczego.
Najlepszy pretekst, żeby pokłócić się z przyjaciółmi i mieć ich z głowy na całą resztę festiwalu. Michel Franco jak zwykle dzieli widzów, a na mnie robi kolosalne wrażenie. Nie mam pojęcia, czy Nowy porządek to jeszcze dystopijna hiperbola, czy już spoiler jutrzejszego wydania „Faktów”, ale wiem na pewno, że ten film wbija w fotel.
Na miejscu Rose Glass unikałbym odwiedzin w Polsce – oskarżenie z paragrafu o obrazę uczuć religijnych zapewne czeka już w prokuratorskiej szufladzie. Saint Maud to nie tylko mistrzowski horror, ale i pyszna satyra na religijnych fanatyków, którzy boją się ambiwalentnego, wyzwalającego i wodzącego na pokuszenie świata sztuki jak diabeł święconej wody.