wyróżnienie w XXV Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
22.02, wt.
– Pani Jagodo, tego Cumberbatcha to pani lubi?
– No raczej! Widział go pan jako potwora we Frankensteinie?
– Chyba nie. A pani widziała go w Psich pazurach?
– Widziałam.
– Trzeba zrobić audiodeskrypcję. Weźmie pani?
– Pewnie!
Ściągam trzy giga pliku, zastanawiając się zarazem, co w audiodeskrypcji filmowej tak bardzo mnie pociąga. Jej idea wydaje się w ogóle z kosmosu, przecież sztuki wizualne z definicji są… wizualne – czyli przeznaczone dla oczu. Opowieść/streszczenie/przekład na inne medium to zaprzeczenie istoty wizualności. Ale przecież niewidomi oglądali filmy zawsze, zanim jeszcze komukolwiek śniło się o AD, a rolę szeptacza-opowiadacza przejmowali wówczas członkowie rodziny czy przyjaciele. To pewnie po prostu głód ciekawych historii, którą odczuwa każdy. Jesteśmy homo narratus, i tyle.
Ruszam więc.
Zrobione: 31’03’’
Nie udało się zebrać od czwartku. Chyba nie dziwota.
Dziś myślę, że największym wyzwaniem – ale i przyjemnością – w pisaniu jest lawirowanie pomiędzy dialogami. Musisz utkać tekst AD tak, by nie umknęły dźwięki – dobrze słyszane przecież przez publiczność – ani dialogi. W filmie zagranicznym dochodzi lektor, bo niewidomi czy słabowidzący nie czytają napisów. Jednostajny męski głos lektora dialogów utrudnia niekiedy zrozumienie, która kwestia należy do kogo. Kiedy rozmawiają ze sobą kobieta i mężczyzna, jest oczywiście łatwiej, ale przy bohaterach tej samej płci albo rozmowie większej grupy – opis scen staje się o wiele trudniejszy.
A lawirowanie to przede wszystkim skracanie:
Przez środkowe zdanie niemal osiwiałam. Napisałam chyba siedemnaście wersji, usiłując je maksymalnie skrócić. A i tak chyba nie wyszło, bo przez te cztery sekundy widzimy kartę z albumu bardzo dokładnie – piękny, ręcznie wykonany kolaż zdjęcia kobiety ze skrzydłami motyla, potem inne bogate ilustracje. Ale ani pół sekundy nie ma, by wepchnąć ich opis!
Czasami chciałabym pisać AD po angielsku: krótkie słowa i precyzyjne zwroty… Sielanka. I smutek, bo najlepsza nawet audiodeskrypcja nie opisze tego, co da się czasem uchwycić jednym krótkim ujęciem przez oko kamery.
Zrobione: 32’59’’
Myśl na dziś: czemu w polskiej kulturze jedynym pomysłem na oddanie zagranicznych dialektów jest użycie gwary podhalańskiej? Naprawdę kowboje z Montany to są bracia mleczni tatrzańskich baców? [Nie mam na to odpowiedzi, ale poważnie się nad tym zastanawiam].
„SZKAPINA TAKA SKOCZNA? TO NIEPODOBNA”.
Zrobione: 37’40’’
Im głębiej wchodzę w ten film, tym bardziej lubię postać George’a, koncertowo granego przez Jesse Plemonsa. Stworzyć postać z definicji bezbarwną, nieśmiałą i małomówną jest przecież sto razy trudniej niż rozbijać się w furii po stajni (nie ujmując nic Cumberbatchowi z 32. minuty).
Bardzo przemawia do mnie łagodny George Plemonsa, konsekwentnie dopracowany, o wiele ciekawszy niż w książce. A że potwornie trudno opisać w audiodeskrypcji jego gesty, nabrzmiałe emocjami spojrzenia w podłogę, niemal niewidoczne zakłopotanie – to już inna kwestia.
Kto pokusił się, by sformułować zasadę pisania audiodeskrypcji: „nie interpretować”? Idealista. Nie wierzę w obiektywną audiodeskrypcję, tak samo jak nie wierzę w obiektywny przekład. Każda audiodeskrypcja to opowieść na kanwie spotkania audiodeskryptora z filmem. Opisujesz to, co niby każdy widzi, ale zawsze przez pryzmat samego siebie.
Ciekawe, czy podczas projekcji da się odczuć, że audiodeskryptorka lubiła George’a.
Zrobione: 1:27’54’’
BUHAJE, nie byki! Dobrze, że jednak zdecydowałam się przeczytać książkę, na kanwie której powstał film. Bez przesady ze specjalistyczną terminologią, ale czasami jakieś słowo jest o niebo lepsze niż inne.
Zrobione: 1:46’26’’
Ten film stanowczo zwalnia pod koniec. Im dalej w las, tym więcej mam miejsca na opisy… ale wcale nie zamierzam z tego korzystać.
Bardzo pociąga mnie w audiodeskrypcji jej elastyczność. To, że ona musi dopasować się do filmu, oddać jak najlepiej jego ducha. Oczywiście, że są filmy zdatniejsze do audiodeskrypcji (np. kino gatunkowe, gdzie dużo się dzieje, a mało mówi) oraz będące większym wyzwaniem (kino artystyczne, z naciskiem na wizualność). Lubię obserwować i wyczuwać, jak audiodeskrypcja niejako przykleja się do konkretnego filmu, oddając nie tylko akcję, ale też klimat, atmosferę, tempo… Przegadać brak dialogów jest najłatwiej – tylko przecież wcale nie o to chodzi.
Zrobione: 2:01’54’’
Pisząc, nawiązujesz dziwną bliskość z niektórymi scenami. Oglądasz je po kilka razy, usiłujesz jak najlepiej oddać, potem nagle dostrzegasz szczegół, który wcześniej umknął… jak tu o wszystkim powiedzieć, skoro na ekranie non stop mówią i nie masz szansy wbić się z tym całym bogactwem? Jak nie przegadać, ale nie pominąć nic, żeby – choć przecież w teorii jest to niemożliwe – dać niewidomemu widzowi wszystko, co wizualne, w krótkim, żołnierskim audio? Jak dostrzec wszystko? Zresztą – audiodeskryptor to nie omnibus. Może się pomylić, może nie zauważyć czegoś, co w zamyśle twórców – lub potem krytyków – było istotne…
Sytuacja z dziś: oglądam film już chyba czwarty czy piąty raz, robię poprawki po raz setny, i dopiero orientuję się, że w 41. minucie jest scena seksu. Ciemny pokój, zbliżenie na twarz Phila, który paląc, słucha dźwięków zza ściany… Nie można przegadać, musi wybrzmieć.
Jak mogłam to przegapić?! Chyba Freud kłania się bardzo nisko.
Zrobione: grubą krechą całość. Poprawki.
Gniady. Srokaty. Kasztanowaty. Rozkulbaczać. Stępem. Kłusem. Galopem. Niby wszystkie te słowa znane są od zawsze, ale sprawdzasz po pięć razy, żeby nie palnąć głupstwa.
Obejrzałam Psie pazury z A. i Z., czytając AD na żywo. Jednak co muzycy, to muzycy. W 5. minucie wytknęli od razu, że Peter wykonuje kwiaty z papieru nutowego. W życiu bym nie zauważyła. Dobrze byłoby czasami być ekspertem od wszystkiego… No ale się nie jest.
Miałam też refleksję: zadziwia mnie, że mózgi odbiorców z dysfunkcją wzroku potrafią zrozumieć historię opowiadaną językiem filmowym. Montaż intelektualny, którego zasad uczymy się chyba naturalnie, oglądając w dzieciństwie kreskówki, nie jest przecież logiczny: np. to, że z dwóch pozornie niepasujących do siebie ujęć potrafimy wyciągnąć wniosek na temat przebiegu akcji, dodając znaczenia, które nie są w gruncie rzeczy oczywiste.
To samo z zestawieniami scen często niepowiązanych ze sobą chronologicznie, a dialogujących za pomocą krótkiego ujęcia, czasem symbolu, rekwizytu, klamry kompozycyjnej czy motywu, które oko widza (widza! Widz też z definicji jest wizualny) nieświadomie zauważa i dzięki temu buduje cegiełka po cegiełce całą historię.
Odbiorca niewidomy najwyraźniej też, skoro fanów i użytkowników audiodeskrypcji filmowej przybywa.
Dziś obejrzałam film z R. Wielogodzinne ustalenia z niewidomym konsultantem to chyba najprzyjemniejszy etap tworzenia AD… choćby jojczył, że Psie pazury go uśpiły i że powinny być o pół godziny krótsze.
Pytam go mimochodem pod koniec rozmowy:
– A czy twoim zdaniem to wystarczająco wybrzmiało, że Peter go zabił?
– Że Peter kogo zabił?
Co?!
No, to chyba mi jednak coś nie wyszło. Oglądamy jeszcze raz rzeczone sceny.
– Hmm, im dłużej się zastanawiam… – mówi R. z namysłem. – To chyba moja wina. Nie zwróciłem na to w ogóle uwagi.
– Bo spałeś!
No i teraz decyzja: muszę tylko precyzyjnie opisać, co się dzieje, i z tym zostawić widzów. Dać kawę na ławę, to skrzywdzić film, już i tak przecież trudny. Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że podobne produkcje rzadko kiedy zdobywają wysokie noty wśród niewidomych odbiorców. Wolne tempo, nic się niby nie dzieje, długie to-to w pierona (ponad dwie godziny), a że ładne, to niestety nie słychać tak dobrze, jak widać.
A szkoda byłoby zrobić Pazurom krzywdę. Przecież dla niewidomego film bez audiodeskrypcji nie istnieje, więc jak skiepścisz, to film przepadnie, choćby był dobry. Nie wierzę w to, że najgenialniejszy film obroni się sam przy słabej audiodeskrypcji… Raczej odwrotnie, niestety. Obrazu nie widać. Kropka.
Podłubane, poprawione, przeczytane, nagrane. Niekiedy jakbym głową w ścianę tłukła – sama to napisałam?! W 5. minucie myślałam, że mi język kołkiem stanie. Co to za zbitka, wcześniej niezauważona podczas prób, której się w ogóle nie da przeczytać na głos!!!
Jakoś w bólach poszło. Biedny montażysta.
Teraz czekam na feedback odbiorców. Bardzo niecierpliwie. O niego przecież chodzi – a poza tym o przyjemność (moją podczas pisania, konsultowania i nagrywania oraz widzów podczas oglądania). A także o dobrą historię, znakomite aktorstwo, świetną scenografię…
Kino per se.
Jagoda Grudzień
tekst niepublikowany