Matthiasowi Glasnerowi udało się zrobić rzecz karkołomną: pogodzić patos z humorem, melodramat z arthouse’em i obronić opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie przed terapeutycznym banałem. Jego film nieprzypadkowo skupia się na postaci dyrygenta: kogoś, kto panuje nad orkiestrą i publicznością, nadaje ton, dyktuje nastrój, jednym słowem – kontroluje emocje. Jednak w prywatnym życiu Toma (Lars Eidinger) sprawy wymykają się spod kontroli. Mężczyzna musi wrócić do domu schorowanych rodziców, który z ulgą niegdyś opuścił, na horyzoncie zjawia się siostra alkoholiczka (Lilith Stangenberg), była dziewczyna obsadza go w roli taty dziecka, które ma z innym, a zaprzyjaźniony kompozytor pogrąża się w depresji. Glasner tworzy bezwstydnie bezpośrednią, podszytą czarnym humorem, poruszającą opowieść o absurdzie życia. O zmaganiach z odziedziczonymi deficytami, paradoksach zaangażowania, przemijaniu, ironii losu. O trudnej sztuce nawigowania w egzystencjalnym chaosie. Symfonia... układa się w intymny portret mężczyzny próbującego znaleźć dom w muzyce oraz kobiety szukającej zapomnienia w seksie i alkoholu, ale to także tragikomedia o samotności w czasach rozpadu tradycyjnych więzi rodzinnych. Determinacja Glasnera, by dotrzeć do emocjonalnej prawdy za wszelką cenę, czyni Symfonię... filmem niezwykle żywym.