Jeden z najoryginalniejszych filmów ostatniego roku, dzikie dziecko horroru i mrocznej baśni, urodzone w krainie, w której nie sposób odróżnić dnia od nocy, dobra od zła, a człowieka od zwierzęcia. Choć jednym kopytkiem tkwi w ludowych wierzeniach, ten wywołujący dreszcze film opowiada na wskroś współczesną historię o ciemnej stronie macierzyństwa, żałobie i dzikości, która drzemie w nawet najspokojniejszych sercach.
Akcja Lamb rozgrywa się na osamotnionej owczej farmie, którą prowadzi milcząca para, María i Ingvar. Ich spokojne, wypełnione pracą życie odmieni się, gdy w zagrodzie przyjdzie na świat niezwykła istota. Pod wpływem niesamowitych zdarzeń owce przestaną milczeć, zaś w ludziach obudzi się zwierzęcy instynkt. W półmroku białych nocy, pośród surowych, nasiąkniętych mgłą wzgórz zatrze się granica pomiędzy cywilizowanym a dzikim. Wraz z tajemniczym stworzeniem narodzi się pytanie o to, czyją matką tak naprawdę jest natura?
Debiut Valdimara Jóhannssona, nagrodzony w canneńskiej sekcji Un Certain Regard, wiele zawdzięcza scenariuszowi. Jego współtwórcą jest Sjón, jedna z najciekawszych postaci islandzkiej sceny artystycznej: poeta, pisarz i muzyk, autor tekstów dla Björk oraz współautor scenariusza do nowego filmu Roberta Eggersa. Imponująca jest również obsada: w głównej roli zagrała gwiazda, Noomi Rapace (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, Prometeusz, Tożsamość zdrajcy), Szwedka, która spędziła dzieciństwo na Islandii. Rola Maríi należy do najlepszych w jej dorobku.
Oniryczny, a przy tym serwujący co chwilę gwałtowne pobudki islandzki Lamb to kolejny po Midsommar. W biały dzień, Dziedzictwie. Hereditary czy The Lighthouse przebój firmowany przez amerykańskie studio A24, specjalizujące się w kinie gatunkowym w mocno odświeżonej wersji.