Tekst powstał na warsztatach dla młodych krytyków w Berlinie, które organizował Instytut Polski przy okazji Festiwalu Film Polska.
- Kasiu, a Ty wiesz, co jest najważniejsze w komunii świętej? – pyta babcia podniosłym tonem.
- Przyjęcie Pana Jezusa do serca – odpowiada z pełnym wyrachowaniem ośmioletnia ja. Wyuczona na lekcji formułka gwarantuje mi szybką aprobatę babci, a co ważniejsze, święty spokój. Bo bardziej, niż przyjmowaniem kogokolwiek, interesowałam się w tym momencie nowym, czerwonym rowerem, który już od dwóch tygodni czekał na mnie w garażu. Niestety reguły rodzinnego spektaklu nakazywały, abym odpakowała go dopiero w dzień komunii (oczywiście udając przy tym wielkie zaskoczenie). Poza prezentami i ogromnym zamieszaniem pamiętam może jeszcze ukochaną ciocię biegającą za mną z butlą lakieru do włosów – no bo długo stylizowane loki musiały zachować odpowiednią sprężystość, aż do czasu sesji zdjęciowej. I to chyba tyle.
Widzimy dorosłych w ferworze przygotowań, błyskające flesze i odświętne stroje, a gdzieś pomiędzy nimi dzieci – bardziej zagubione, niż podekscytowane nadchodzącymi wydarzeniami.
Ośmioletnia Marysia, jedna z bohaterek filmu Dzikie róże, przygotowuje się do sakramentu pierwszej komunii. Z tej okazji jej ojciec, na co dzień pracujący za granicą, wraca na chwilę do rodzinnej wsi. Dziewczynka, wychowywana głównie przez matkę i babcię, nie może doczekać się przyjazdu ojca. Szczególnie, że opresyjna babcia nie jest jej wymarzoną opiekunką, tym bardziej psychicznie zmaltretowana matka, próbująca radzić sobie z konsekwencjami swojego niedawnego romansu. Dodatkowym obciążeniem dla ośmiolatki jest również opieka nad dużo młodszym bratem. Wszystkie te aspekty, z nieustannym brakiem ojca na czele, wywołują w niej coraz większą frustrację. Dziewczynka doskonale zdaje sobie sprawę, że skonstruowany wokół niej świat jest wadliwy. Nie jest w stanie zrozumieć wszystkiego, ale nie zamierza też pewnych rzeczy akceptować. Marysia stosuje taktykę konsekwentnego oporu, szczególnie wobec domowego żandarma, czyli babci. Nie pozwala narzucić sobie roli ślicznej, grzecznej dziewczynki, choć takowa byłaby najwygodniejsza dla reszty rodziny. Nie boi się też szczerze wyrażać swojego zdania. Dobrym przykładem są tu męczące przygotowania komunijne, podczas których Marysia pyta swoją matkę, co to właściwie jest ta komunia i po co ona ma tam w ogóle iść.
To właśnie ona najskuteczniej obnaża cały fałsz, w którym funkcjonują dorośli. Świetnie ilustruje to bardzo wdzięczna scena pozowania do rodzinnej fotografii. Z uśmiechem obserwujemy jak cała familia piętrzy się pod okiem aparatu. Zaaferowani, w świeżo odprasowanych strojach starają się przybrać eleganckie pozy i pogodne miny. Niestety efekty ich usilnych starań są co najmniej mierne – widzimy grupę zestresowanych ludzi kierujących swoje krzywe uśmiechy w stronę obiektywu, a w kontraście do nich autentycznie znudzoną ośmiolatkę – jedyną szczerą postać w tym zaszczytnym gronie.
Marysia, jako przedstawicielka najmłodszego pokolenia, nie tylko walczy z regułami narzucanymi jej przez domowników, ale zdaje się reprezentować zmiany dużo bardziej powszechne. Jadowska konstruuje trzy bohaterki – przedstawicielki odmiennych pokoleń. Babka stara się podtrzymywać fasadę świata, w którym sama została wychowana – świata, gdzie jednostką decyzyjną od zawsze był mężczyzna. Matka jest postacią żyjącą gdzieś na granicy. Wychowywana według dawnych norm, próbuje się do nich stosować, jednak szybko zauważa, że niewiele mają one wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie w kontekście jej osobistej historii – męża widuje tylko od święta, sama musi zajmować się dwójką dzieci i domem, a jedyną pomoc może otrzymać od własnej matki. Nawet przestrzeń wykreowana w filmie mówi nam dużo o sytuacji bohaterki. Sam dom, niby zamieszkany, ale ciągle w stanie mocno surowym staje się metaforą zawieszenia, w którym tkwi kobieta, jej niby małżeństwa i niby stabilizacji. Stąd prawdopodobnie potrzeba, aby pewne granice przesuwać. I właśnie ta stopniowa emancypacja, bardzo trudna i spotykająca się dużym społecznym oporem, jest najlepszym wyznacznikiem zmiany, która zachodzi w bohaterce i daje jej siłę do podjęcia prawdopodobnie najodważniejszej decyzji w jej życiu.
„Żebyś ciągle była taką śliczną dziewczynką” życzy Marysi jedna z ciotek. Wystarczy jednak krótkie spojrzenie na bohaterkę, aby zrozumieć jak chybione są to życzenia. Jadowska pozwala nam wierzyć, że dziewczynka, jako przedstawicielka najmłodszego pokolenia zobrazowanych w filmie kobiet, wyrośnie na silnego i pewnego siebie człowieka, na dobre zrywając z konającymi już schematami poprzedniej epoki. A wtedy może i komunia przestanie być tak piękną katastrofą.
Katarzyna Karpińska