English

Towarzyszy mi niepokój [rozmowa z Mohammadem Rasoulofem]

Mateusz Demski
12/08/17
Mohammad Rasoulof, fot. Laura Ociepa

Iran jest moim oknem na świat, przez które mogę spoglądać daleko przed siebie i obserwować uniwersalne relacje międzyludzkie. Myślę, że dzieło sztuki lepiej spełnia swoją rolę i jest tym bardziej nośne, kiedy możemy dzięki niemu nawiązać kontakt z pokrewnymi osobami z najdalszych zakątków ziemi – mówi Mohammad Rasoulof, którego film "Uczciwy człowiek" jest wyświetlany w sekcji Mistrzowie.

Mateusz Demski: Odbierając nagrodę w Cannes, powiedział pan, że kocha Iran, ale zarazem porównał go pan do ojca alkoholika, który czasem darzy swoje dziecko szacunkiem, a czasem podniesie na nie rękę.

Mohammad Rasoulof: Zgadza się. W życiu można zmienić wiele rzeczy, ale nie sposób odwrócić się plecami od pewnych relacji – z rodziną czy właśnie z miejscem na ziemi, z którym jesteśmy ściśle związani. Kocham Iran, kocham nasze społeczeństwo, rodzimą kulturę i nie wyobrażam sobie opuszczenia rodzinnych stron na dobre. Właśnie dlatego moje kino jest wypełnione historiami wypływającymi wprost z relacji z narodem, którą zawsze opierałem na poczuciu odpowiedzialności. Niestety, snując takie, a nie inne opowieści, za każdym razem wywołuję gniew władzy. Ten gniew sprowadza się właśnie do wizerunku przysłowiowego ojca alkoholika.

Mówi pan, że historie tych filmów wypływają z irańskiego społeczeństwa, jednak odnoszę wrażenie, że już tam nie wracają. Pana filmy odnoszą sukces na arenie międzynarodowej, jednak nigdy nie były wyświetlane w Iranie. Czuje pan żal?

Oczywiście, że chciałbym, aby moje filmy były oficjalnie pokazywane w irańskich kinach, byłaby to najbardziej korzystna sytuacja. Ale moim obowiązkiem jako twórcy jest przede wszystkim tworzenie filmu. Sama jego dystrybucja toczy się już niejako w sposób niezależny, tym bardziej kiedy żyjemy w czasach mediów cyfrowych, które burzą mury cenzury i umożliwiają widzowi bezpośredni kontakt z dziełem. Może mi pan wierzyć, że Irańczycy, którym naprawdę zależy na zobaczeniu mojego film, mają taką możliwość. Wystarczy rozejrzeć się na czarnym rynku w Teheranie i kupić płytę DVD. Chciałbym tu jednak zaznaczyć, że moje kino nigdy nie ograniczało się tylko do kontaktu z Irańczykami. Na świecie istnieje przecież wiele państw, których społeczeństwa borykają się z dokładnie takimi samymi problemami i które w moich filmach mogą przejrzeć się jak w lustrze. Tym samym Iran jest moim oknem na świat, przez które mogę spoglądać daleko przed siebie i obserwować uniwersalne relacje międzyludzkie. Myślę, że dzieło sztuki lepiej spełnia swoją rolę i jest tym bardziej nośne, kiedy możemy dzięki niemu nawiązać kontakt z pokrewnymi osobami z najdalszych zakątków ziemi.

Wspomniał pan o takich samych problemach niespokrewnionych społeczności. Gdzie dostrzega pan te podobieństwa? 

Problemy irańskiego społeczeństwa, podobnie jak chociażby w Chinach, gdzie moje filmy spotykają się z niezwykle pozytywnym odbiorem, biorą się z samego szczytu drabiny społecznej. Schodzą z najwyższych poziomów władzy do niższych warstw, w których żyje większość naszej społeczności. W „Uczciwym człowieku” chciałem pokazać, jak działa ta struktura. Kreślę sytuację, w której relacje międzyludzkie funkcjonują w ramach państwowego systemu. Irańskie społeczeństwo nawet w przypadku najbardziej błahych problemów staje na rozdrożu. 

Chciałbym poruszyć wątek kobiet. W pana filmie widzimy dość odważny – jak na warunki panujące w Iranie – portret kobiety. Czy Iranki w ogóle mają szanse na wyrażenie się poprzez kino?

Nie czuję się kompetentny, aby ustosunkowywać się do tego problemu i aby móc spoglądać z szerokiego punktu widzenia, ponieważ nie jestem kobietą. Ale oczywiście spotykam na swojej drodze bardzo odważne i silne jednostki, które bez względu na kategorię płci stają się dla mnie natchnieniem w walce o wolność. Czasem myślę, że chciałbym nakręcić film, w którym mógłbym wyrazić, jak bardzo cenię ich niestrudzone dążenie ku poprawieniu sytuacji irańskich kobiet, opowiedzieć o tym, jak wykorzystują każdą możliwą okazję do emancypacji. Nie powinienem wszakże generalizować, ponieważ większość z nich akceptuje sytuację, w której obecnie się znajdują. Powinniśmy jednak mimo ich pasywności wyłapywać ledwo słyszalne głosy niezadowolenia.

Najwyższy czas podjąć ten temat. A może jednak ogranicza pana strach przed naciskami ze strony władzy? W końcu nadal ciąży na panu sześcioletni wyrok więzienia wydany za filmowanie bez pozwolenia. 

Oczywiście, że się boję i przy każdym kolejnym filmie towarzyszy mi pewien niepokój. Niech mi pan wierzy, że za każdym razem, kiedy jestem na lotnisku w Teheranie, w mojej głowie kłębi się wiele czarnych myśli. Nigdy nie wiem, co może się wydarzyć. Nigdy nie wiem, czy otrzymam pozwolenie na opuszczenie kraju. Ale zarazem nikt mnie do niczego nie zmuszał i sam wybrałem taką, a nie inną drogę. Myślę, że skoro zdecydowałem się, aby wielkim tematem mojej twórczości była wolność, to muszę zapłacić za to konkretną cenę, ponieść konsekwencje. Na pewno nawet w tej chwili mógłbym teoretycznie zmienić stronę barykady i zacząć robić filmy, które byłyby na rękę irańskiej władzy, ale mam wrażenie, że wtedy działałbym wbrew sobie.

Dlatego nie ustaje pan w procesie twórczym. Ale nie wydaje się panu dziwne, że nawet gdy każdy kolejny pana film godzi we władzę i ukazuje jej negatywny obraz w oczach innych krajów, to wciąż otrzymuje pan kredyt zaufania i jej zgodę?

Trudno to wyjaśnić słowami. Aby pojąć tę dziwną zależność, trzeba się tam urodzić, trzeba się tam wychować, trzeba tam po prostu żyć. Tak naprawdę nie istnieje jedna właściwa droga do ominięcia cenzury. Za każdym razem trzeba przecierać nowe szlaki i szukać dziur w płocie, przez które możemy przedostać się na drugą stronę. Nawet teraz, kiedy siedzę tutaj z panem, wymyśliłem kolejny sposób, ale oczywiście nie mogę tego wyjawić. Zdaję sobie sprawę, że wielu irańskich twórców nie podejmuje pierwszego kroku, ponieważ ofiarą w tym procesie jest zawsze nasze bezpieczeństwo, ale zarazem nie mam im tego za złe. Nigdy nie mamy stuprocentowej gwarancji ochrony. Nigdy nie wiemy, kiedy cierpliwość władzy się skończy. Ale wydaje mi się, że kiedy zaczynamy mówić to, co od zawsze chcieliśmy z siebie wydusić, to nasz głos staje się w końcu słyszalny. Świat nie pozostaje głuchy na nasze wołania. 

Myśli pan, że nagroda w Cannes sprowadzi się do wysłuchania irańskich twórców? Czy to nie jest zbyt naiwne podejście?

Nie, ponieważ od wielu lat odczuwam wsparcie i pomoc płynące z najodleglejszych rejonów świata. Kiedy ciążył nade mną zakaz opuszczania kraju, pod ambasadą Iranu w Sztokholmie odbyły się masowe protesty międzynarodowych twórców filmowych, którzy stanęli za mną murem. Wtedy wyraźnie doświadczyłem, jaki wielki wpływ ma kino. Wtedy zrozumiałem, że moje twórcze poszukiwania naprawdę mogą coś zmienić.

Rozmawiał Mateusz Demski


Mateusz Demski

Urodzony w 1993 roku. Publikuje między innymi w "Czasie Kultury”, "Dzienniku Zachodnim”, "Popmodernie", "artPapierze" i "Reflektorze”. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z "Gwiezdnych Wojen”.


czytaj także
Dystrybucja We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach! 2/12/22
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22

Newsletter

OK