English

Kino wisceralne. Rozmowa z autorami „De Humani Corporis Fabrica”

27/07/22
De humani corporis fabrica, reż. Véréna Paravel, Lucien Castaing-Taylor
Kanapa na Horyzoncie: rozmowa z Marcinem Pieńkowskim

Najnowsze dzieło twórców słynnego Lewiatana (konkurs 13. NH) to filmowy hołd złożony ludzkiej anatomii, dokumentalny poemat o relacji z ciałem, które jest naszym najwierniejszym życiowym towarzyszem, a o którym tak niewiele zwykle wiemy.  

De Humani Corporis Fabrica to doświadczenie dość ekstremalne, ale wyjątkowe i intrygujące. Z kolejnych obrazów tkanek, komórek i narządów wyłania się opowieść o cykliczności życia i śmierci. „Zdaje się, że jesteśmy masochistami, a do tego w jakiś sposób sprawiamy, że nasza widownia również podąża masochistyczną ścieżką” – mówią autorzy filmu, Véréna Paravel i Lucien Castaing-Taylor, z którymi dla „Dwutygodnika” rozmawia Łukasz Mańkowski.

Łukasz Mańkowski: W De Humani Corporis Fabrica jest sporo ironii i humoru. Ale równocześnie mam wrażenie, że jest to projekt, który wyssał z was ogrom energii. Pracowaliście nad nim przez lata, zebraliście mnóstwo materiału. Jak się teraz czujecie?

Véréna Paravel: Choć powoli to do mnie dociera – czuję ulgę. Lucien, czy ty czujesz ulgę? 
Lucien Castaing-Taylor: Zdecydowanie. 

Wasz projekt, Sensory Ethnography Lab, zakłada wyciągnięcie z doświadczenia kinowego maksimum sensualnego odbioru. Zastanawia mnie z kolei, jak wy odbieracie swoją twórczość. Co czuliście podczas premiery De Humani Corporis Fabrica?

Véréna: To oczywiście nie był pierwszy raz, kiedy widzieliśmy nasz film. Do premiery obejrzeliśmy go pewnie kilkaset razy, fragmentarycznie i w całości. Ale wczoraj, w trakcie canneńskiej premiery, jeśli miałabym być w pełni szczera, nie czułam absolutnie nic. Miałam wrażenie, że jestem całkowicie znieczulona. Moje emocje były w pełni wypłaszczone. I z tym idzie jakiś smutek, bo zupełnie tego nie przewidywałam, ale nasz film nic mi nie zrobił. To, na co z kolei zwróciłam uwagę, to wibracje, w jakie wprowadza on uczestników seansu. Wszystkie uczucia, które do mnie trafiały, pochodziły od widowni. To było naprawdę dziwne, ale też na swój sposób przerażające, bo poczułam, jak bardzo związana jestem z naszym filmem. Jakbym była połączona z nim pępowiną. Dlatego też nie jestem w stanie spojrzeć na niego z dystansu, ale jednocześnie bardzo tego potrzebuję, bo aktualnie czuję, że nie potrafię spojrzeć na niego intelektualnie.

Lucien: W zasadzie do zeszłego tygodnia pracowaliśmy nad dźwiękiem, więc wczoraj widzieliśmy film w jego finalnej wersji po raz pierwszy. I muszę przyznać, że czułem całkowitą obojętność. Bardzo się starałem, by te emocje przyszły, ale to się nie udało. Nic nie działało. To nie tak, że mi się nie podobało, po prostu nie czułem emocjonalnego zaangażowania. Ale na jedno zwróciłem uwagę, wspomniałeś o tym, że film ma w sobie dużo humoru. Sporo osób też tak uważa – że film jest zabawny. To mnie zadziwia, w całym procesie twórczym to nam gdzieś umknęło. Brak powagi przy tak poważnych chwilach, które portretujemy, zmniejsza ciężkość filmu, zmienia jego grawitację, więc kierunek filmu był poniekąd zamierzony – odczuwaliśmy humor w rozmowach, wiedzieliśmy, że tam jest, ale poniekąd o nim zapomnieliśmy, może dlatego, że napotkaliśmy tyle problemów przy ukończeniu filmu.

Zastanawia mnie, jak wyglądał proces składania tego akurat filmu w całość i jak to wyglądało przy waszych poprzednich projektach.

Lucien: Mieliśmy ponad 350 godzin filmu, który kręciliśmy łącznie przez ponad sześć lat. To ogromny przedział czasowy, ogromna ilość materiału. Wydaje mi się, że do tej pory tylko dwa z naszych projektów okazały się aż takim wyzwaniem. Caniba (2017) była całkiem łatwym filmem; zaskakująco szybko poszło też z Lewiatanem (2012). Z innymi zeszło nam znacznie dłużej – przy Somnilokwiach (2017) mieliśmy bardzo mało materiału wideo, a za to dużo archiwum dźwiękowego, znacznie więcej, niż w rzeczywistości mogliśmy użyć. Wiedzieliśmy, że Somnilokwie musimy domknąć w granicach od 70 do 120 minut, ale długo nie mogliśmy znaleźć odpowiedniego porządku dla kierunku narracji – do samego końca nie byliśmy pewni, czy podejść do filmu jako rodzaju zapętlonej instalacji, do której można wskoczyć i z której da się szybko wyskoczyć. Ostatecznie jest w Somnilokwiach pewna linearność, metanarracyjna struktura i wielu osobom to się podoba, ale osobiście nie jestem przekonany, czy ten film nam się udał.

Jako że De Humani... składa się w znacznej mierze z obrazów operacji, które zestawione ze sobą mają wyraźny element dramaturgii i nośność emocjonalną, a może nawet gatunkową, zastanawia mnie, jak ostatecznie udało wam się nadać kierunek tej narracji.

Lucien: To był zupełnie inny projekt w porównaniu do reszty naszych filmów. Mieliśmy w zasadzie niekończącą się ilość nakręconego materiału z różnych kamer jednocześnie. Tak się jednak składa, że uważamy się za rzemieślników, bo wszystko robimy sami – montujemy, kręcimy, robimy research – chociaż pewnie łatwiej byłoby to komuś zlecić. Jedyną żelazną zasadą, którą się kierowaliśmy, było to, by nie mieć jednej operacji po drugiej, bo byłoby to emocjonalnie i fizycznie zbyt wiele. Potrzebowaliśmy opuszczenia sali operacyjnej; tak jak potrzebowaliśmy opuszczenia ciała, które akurat podglądaliśmy.

Pełna rozmowa dostępna jest na stronie „Dwutygodnika”.

Przeczytaj cały wywiad


czytaj także
Dystrybucja We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach! 2/12/22
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22

Newsletter

OK