To miasto kojarzone przede wszystkim z przestępczością i The Wire. Tymczasem Baltimore ma także mocną scenę elektroniczną. Jej wszystkie kolory możecie obejrzeć w filmie Beat mrocznego miasta – jednym z bardziej efektownych muzycznych dokumentów ostatnich lat. Film poleca redakcja newonce – portalu, który patronuje tegorocznej edycji Nowych Horyzontów i American Film Festival.
Nie wiemy, czy słowo dokument jest tu adekwatne. Przez godzinę oglądamy na ekranie obezwładniający kolaż inscenizowanych ujęć teledyskowych i archiwalnych fragmentów nagrań z baltimorskich imprez. Poziom choreografii jest tu tak wysoki, że macie wrażenie, jakbyście obcowali z filmem o tańcu.
Ciekawe, bo Baltimore do tej pory nie kojarzyliśmy z kolorową paradą radości, jaka przebija z kadrów Beatu mrocznego miasta. To raczej ponury moloch, gdzie zło wyziera z każdego mrocznego kąta. Taki stereotyp miasto otrzymało po premierze The Wire, ikonicznego już serialu HBO o wojnie pomiędzy lokalną policją a narkotykowym półświatkiem. Jeśli włodarze Baltimore chcieli tą produkcją zainwestować w promocję miasta pod kątem turystycznym, to trafili jak Zaza z Niemcami na Euro 2016. Ale i w rzeczywistości na tamtejszych rejonach nie jest kolorowo. Według CBS to trzecie najniebezpieczniejsze miasto w całej Ameryce, według Forbesa – siódme. Na tysiąc mieszkańców blisko 15 było w ostatnim roku ofiarami aktów przemocy. A zarazem to miasto silnie fabryczne, z rozwiniętym przemysłem hutniczym, chemicznym i elektromaszynowym. I gdzie tu rozwijać scenę muzyczną?
Właśnie tam – skoro kilkadziesiąt lat temu brytyjska muzyka alternatywna odnalazła swoją przystań w przemysłowym Manchesterze, a na początku lat zerowych najciekawsze rzeczy w polskiej niszy działy się w łódzkich klubach, to nic dziwnego, że właśnie takie fabryczne miasta przyciągają do siebie pierwiastek kulturotwórczy.
Pełna wersja artykułu dostępna jest na stronie portalu newonce.