English

Anna Odell: Znam siebie bardzo dobrze

2/08/19
Anna Odell fot. Łukasz Gawroński

Nowy film reżyserki głośnego Zjazdu absolwentów to szalony eksperyment, który wymyka się wszelkim definicjom. X&Y ma bowiem w sobie coś z reality show, ale skupia się też na odrobinę autobiograficznych rozważaniach dotyczących sztuki współczesnej, miejsca artysty i ludzkiej osobowości. To także wybitna i trzymająca w napięciu intelektualna produkcja, wypełniona na dodatek najlepszymi skandynawskimi aktorami. Podczas 19. edycji MFF Nowe Horyzonty spotkaliśmy się z reżyserką filmu, Anną Odell, i zadaliśmy jej kilka pytań związanych z filmem.

Rozmawiał: Zdzisław Furgał | Papaya.Rocks

To, co dzieje się w filmie X&Y przypomina mi sytuację sprzed kilku lat, kiedy uczestniczyłem w imprezie przebieranej u jednego z moich znajomych. Przebieraliśmy się za siebie nawzajem, losując wcześniej kto wcieli się w kogo. To było interesujące, ale również frustrujące i konfliktogenne doświadczenie. Zrobiłaś ten film właśnie po to, żeby w podobny sposób skonfrontować ze sobą ludzi, czy bardziej dowiedzieć się czegoś o sobie?

Anna Odell: Zdaję sobie sprawę, że ktoś oglądając moje filmy może pomyśleć, że lubię opowiadać o sobie, ale jest zupełnie inaczej. Używam siebie do badania ludzi i ich zachowań. Nie mogłam poprosić Mikaela Persbrendta aby rozebrał się przede mną i przed kamerą, jeśli nie mogłam zaoferować mu czegoś w zamian, czegoś artystycznego i przemyślanego. Celem tej opowieści nie była też konfrontacja, ale spojrzenie z bliska na taki typ osoby, jaki Mikael reprezentuje. Poza tym chciałam pomówić o mechanizmach rządzących płcią, zachowaniach między mężczyznami i kobietami, ich złożoności; zadać też pytania o tworzenie tożsamości człowieka. To dla mnie bardzo ciekawe.

Jest jednak w filmie kilka scen, w których bardzo się obnażasz. Na przykład - kiedy instruujesz jednego z aktorów, jak oszukiwać podczas posiłków i chować jedzenie za kanapą - to charakterystyczne zachowanie dla osób z zaburzeniami żywienia. Pokazałaś siebie i swoje problemy, to nie było udawane.

Myślę, że kiedy tworzymy sztukę - kręcimy film albo piszemy książkę, to nawet jeśli jest to oparte na własnych doświadczeniach, w jakiś sposób staje się wtedy fikcją. Powtarzam - tu nie chodziło o mnie, a raczej o użycie mojej mrocznej strony i prawdy jako narzędzia. Ważna była także wielowarstwowość - patrzenie z perspektywy prawdziwej bohaterki i postaci, którą ona gra.

Czy trudno było wybrać różne aspekty swojej własnej osobowości i wyciągnąć je na światło dzienne? Bo sprawiasz wrażenie, że wiesz o sobie naprawdę sporo.

To może być prawda, znam siebie bardzo dobrze. Od razu wiedziałam, że chcę pokazać w filmie zarówno taką siebie, jaką chciałabym być, ale także artystkę, moje wewnętrzne ja oraz postać, która mnie zawstydza.

Ale za tymi kreacjami stoją także aktorzy. Byli wspaniali. Jens Albinus dawał z siebie tyle, że mogę zdecydowanie powiedzieć, że jego postać stworzyliśmy razem.

No właśnie - myślisz, że możliwym jest zrealizowanie takiego filmu bez znanej obsady? Jedyna rzecz w tym bardzo eksperymentalnym filmie, która nie jest eksperymentalna, to właśnie aktorzy.

Jeśli chcieliśmy pracować z Mikaelem, musieliśmy zaprosić do współpracy znanych aktorów. To bardzo dominujący i wybitny artysta - początkujący aktorzy po prostu lękają się konfrontacji z nim na planie. Poza tym ja też jestem znana, tak samo jak zresztą moja postać. Ludzie patrzą na jakiś obraz nas i myślą o nas w specyficzny sposób. A tacy ludzie jak my w ich oczach muszą pracować z innymi znanymi i wpływowymi ludźmi.

W filmie jest wiele scen, w których aktorzy i producenci mówią ci w twarz przykre słowa. Na przykład, że "nie potrafisz odnaleźć różnicy pomiędzy brakiem granic a sztuką". Czy to rzeczy, które naprawdę słyszysz od ludzi na co dzień?

Może nie dokładnie takie słowa, ale tak, słyszę to i inne mocne rzeczy. Wykorzystałam to oczywiście świadomie, chciałam pobawić się tą krytyką. Ale jeśli byłabym taka szalona jak mówią, to jak mogłabym funkcjonować? Jak mogłabym tworzyć koncepcje moich filmów i patrzeć krytycznie na swoją własną osobę?

X&Y jest wiele elementów, które dezorientują widza. Czasem bardzo szokujących i oburzających, ale też sprowadzających go trochę na ziemię, puszczających do niego oko i mówiących "spokojnie, to tylko film".

Mówisz o koncepcji "dziecka dla sztuki"? Tak, to był szalony pomysł. Ale chciałam sprowokować widza. Wiele kobiet w Szwecji nie potrafi znaleźć dobrego kandydata na ojca. Decydują się więc na sztuczne zapłodnienie. Mówią "chcę mieć dziecko" i nikt im się nie dziwi. Ale kiedy ja w filmie mówię, że "chcę dziecka w celach artystycznych", wszyscy się oburzają. Dlaczego? Czy będę gorszą matką? Chcę poprzez takie elementy w moich filmach zmuszać ludzi do myślenia i decydowania o tym, co jest dobre, a co nie. Bo skąd właściwie mamy to wiedzieć? Każdy, kto zdecyduje się obejrzeć ten film powinien kierować się własnymi osądami i moralnością.

Czy kręcenie X&Y różniło się bardzo od pracy nad twoim debiutem, Zjazdem absolwentów?

Tak i nie. Kiedy reżyserowałam pierwszy film nie miałam żadnego doświadczenia, więc byłam przestraszona, ale też bardzo ciekawa pracy z aktorami. Przy X&Y natomiast na moim planie pojawiły się największe północnoeuropejskie gwiazdy. To było szaleństwo. Znów na jakimś poziomie bałam się, ale wiedziałam, że bez nich ten film nie ma sensu. W pewnym sensie te procesy były więc bardzo podobne. Być może ten lęk i ekscytacja muszą się pojawiać zawsze, szczególnie kiedy robisz filmy, które mają nakłonić ludzi do nieszablonowego myślenia.


czytaj także
Dystrybucja We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach! 2/12/22
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22

Newsletter

OK