English
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

- Ten film jest jak taniec między dwiema kulturami, dwiema religiami, między kobietą a mężczyzną. Rozmową o tym, co pozostaje ukryte - mówi Mania Akbari, współreżyserka "Być może życie", prezentowanego w Międzynarodowym Konkursie Filmów o Sztuce

Rozmowa z Manią Akbari irańską reżyserką

Marta Bałaga: "Być może życie" to nie film. To rozmowa.

Mania Akbari: - Myślę, że wszystko jest rozmową - bez niej traci się bardzo wiele. W życiu interesuje mnie dialog, a nie monolog. Kiedy przyjechałam do Wielkiej Brytanii, zrozumiałam, że nie będę już mogła wrócić do mojego kraju. To było okropne uczucie - jakby w jedną noc utraciło się dorobek całego życia. Wtedy dostałam list od Marka Cousinsa. Kiedy pierwszy raz usłyszałam jego głos, wydał mi się muzyką. Nie mam pojęcia dlaczego, ale zaczęłam płakać. Słuchałam go i zrozumiałam, że pragnę mu odpowiedzieć. Ale nie za pośrednictwem pióra i papieru - przypominały mi o pracy, o trudnych wspomnieniach z przeszłości. Postanowiłam porozmawiać z nim za pośrednictwem obrazów. Ten film jest jak taniec między dwiema kulturami, dwiema religiami, między kobietą a mężczyzną. Rozmową o tym, co pozostaje ukryte. Nie mieliśmy ze sobą żadnego innego kontaktu - czekaliśmy wyłącznie na te listy. Opowiadałam mu o każdej rzeczy, nawet o tym, że robię sobie herbatę. Trwało to do momentu, kiedy poczułam, że skończyły mi się słowa. I nie mam już nic więcej do powiedzenia. On poczuł to samo i listy się skończyły. Nigdy nie mieliśmy w planach tego, żeby zrobić z tego film. Nie myślałam wtedy o kinie, tylko szukałam ukojenia. Takiego głębokiego, ludzkiego zrozumienia. Kiedy Mark powiedział mi, że teraz połączymy te listy ze sobą i pokażemy to ludziom, zrozumiałam, że to, co sobie powiedzieliśmy, nie jest już nasze. I będzie żyło niezależnie od nas.

W jaki sposób zmiana otoczenia wpływa na budowanie tożsamości?

- Kiedy Turner wyjechał do Włoch, jego malarstwo się zmieniło - nawet kolory, których używał. "Być może życie" zwiastuje właśnie taką zmianę. W moich wcześniejszych filmach pokazywałam kobiety pełne buntu, pokazywałam przemoc i niezadowolenie. Po wyjeździe do Londynu i spotkaniu z Markiem to się zmieniło. Takie połączenie dwóch różnych kultur jest dla artysty niezwykle cenne - pamiętasz podróże Matisse'a? Abbas Kiarostami pokazał mi, że nawet przy użyciu bardzo małych środków można mówić do świata. Wcześniej w dokumentach patrzyłam na ludzi z zewnątrz. Natomiast "10" stało się pretekstem, żeby wreszcie spojrzeć do wewnątrz, na siebie. Od tego filmu, od tego spojrzenia na siebie rozpoczęła się moja droga w zupełnie innym kierunku - wtedy moje życie splotło się ze sztuką na zawsze. Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam, ale trzy tygodnie temu przeszłam poważną operację. Mam genetyczną skłonność do nowotworu i lekarz zapowiedział, że musimy usunąć prawą pierś, a potem ją zrekonstruować. Postanowiłam opowiedzieć o tym w filmie. Pokazać, jak zmienia się ciało kobiety, czym tak naprawdę jest. Kiedy rozmawiałam z lekarzem o tym, jak będzie wyglądał zabieg, wydało mi się, że na moim ciele powstanie kolaż życia i śmierci. Niestety, tylko między tymi dwiema granicami może powstawać sztuka. A to boli.

Powiedziałaś kiedyś, że kino przyniosło Ci wiele cierpienia. Że go nienawidzisz.

- W Iranie sztuka przypomina miecz obosieczny - tnie mnie na strzępy. Chciałabym go z siebie wyciągnąć, ale nie mogę. Sztuka sprawiła, że straciłam bardzo wiele rzeczy. Wciąż staram się wyrwać spod jej nacisku, toczymy ze sobą ciągłą walkę. Często żałuję, że moim największym zmartwieniem nie jest to, że skończyła mi się w domu fasola. Ale niestety - przez to, że człowiek angażuje się w sztukę, musi oddać najprostsze radości. Próbuję odsunąć ją na bok, ale to się nie udaje. Niedawno rozmawiałam z pewną kobietą. Opowiadała mi, że od dwóch miesięcy ogląda wystawy, chodzi po sklepach i szuka idealnej sukni ślubnej. Zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądałoby moje życie, gdybym martwiła się tylko tym, co włożę na ślub. Chyba od razu próbowałabym znaleźć w tym jakieś dodatkowe znaczenie (śmiech). Jest takie powiedzenie, że żadne głębokie doświadczenie nie może istnieć bez bólu. I czasem wydaje mi się, że moje ciało tyle wycierpiało, że nie chce już tych doświadczeń. Ten problem dotyczy nie tylko mnie - to sprzeczność dotykająca wiele współczesnych kobiet. Czasem zastanawiam się nad tym bólem. Narodziny dziecka oznaczają tyle cierpienia, ale już kilka minut później matka doświadcza nagle niesamowitej przyjemności - widać to w jej oczach, w jej skórze. I mam takie pytanie, na które bezskutecznie poszukuję odpowiedzi: czy możemy tworzyć sztukę, która nie będzie odpowiadać tej metaforze? Czy sztuka zawsze musi być pełna bólu? Przecież powinna też dawać przyjemność. Uważa się, że radość jest czymś powierzchownym, a ból - głębokim. Po tym, co przeszłam, dziś jestem przeciwna takiemu spojrzeniu.

Rozmawiała Marta Bałaga


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK