English

Phillip Warnell: Film to tylko pewne wyobrażenie

27/07/15
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

Rozmowa z Phillipem Warnellem reżyserem filmu "Ming z Harlemu"

Marta Bałaga: Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o Antoinie Yatesie i jego zwierzyńcu?

Phillip Warnell: - W 2003 roku w telewizji pokazano policjanta, który spuszcza się na linie, trzymając uśpionego tygrysa. Ta historia jest tak absurdalna, że aż nie chce się w nią wierzyć. Nawet teraz ciągle w nią nie wierzę. Sąsiedzi wiedzieli, co Antoine trzyma w mieszkaniu, ale zgodnie z zasadami tej społeczności nawet kiedy odkryjesz, że tuż obok mieszka tygrys, nie oznacza to, że od razu dzwonisz na policję. W końcu nie hałasował (śmiech). Kiedy poznałem Antoine'a, wciąż procesował się z miastem o bezpodstawne zabranie mu zwierząt. Twierdził, że oprócz tygrysa i aligatora zaginął mu też króliczek. Myślę, że nigdy nie istniał i że Antoine wymyślił go, by wzbudzić współczucie. Albo aligator Al miał z tym coś wspólnego.

Nie kusiło Cię, by zrobić bardziej klasyczny dokument?

- Nie jestem osobą, którą interesuje robienie klasycznych dokumentów. To nie mieści się w moim repertuarze. Może ktoś rzeczywiście powinien nakręcić taki film, ale na pewno nie będę to ja. Bardziej od opowiadania historii interesuje mnie eksperymentowanie, zgłębianie możliwości medium. Nawet wtedy, kiedy jest ona tak interesująca. Trzeba zaakceptować fakt, że film to tylko pewne wyobrażenie, a nie rekonstrukcja rzeczywistości. Zawsze zakłada się, że reżyser ma do udowodnienia jakąś tezę. Ja jej nie mam. Historia Antoine'a jest dwuznaczna. Nie wiem, czy był świrem, czy niezrozumianym geniuszem, i nie interesuje mnie prowadzenie takiego śledztwa. Film niczego nie dowiedzie. Jedyne, co możesz zrobić, to przedstawić swoją perspektywę, ale ja z zasady tego unikam; zbyt przypomina mi to dziennikarstwo.

Film jest bardzo klaustrofobiczny.

- W przypadku filmów z dużym budżetem wynajmuje się zwierzęta, które są wytresowane. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić, więc wybudowaliśmy plan zdjęciowy na wybiegu tygrysa. Można więc powiedzieć, że to my przyszliśmy do zwierzęcia, a nie zwierzę do nas. Dzięki temu było o wiele bardziej interesująco - musieliśmy przewidywać jego ruchy. Na szczęście nigdy nie wpadł na pomysł, żeby przebić się przez ścianę. Interesuje mnie podawanie wszystkiego w wątpliwość, otwieranie różnych interpretacji. Kiedy włączasz kamerę, a przed kamerą stawiasz tygrysa, to co wtedy właściwie robisz? Czekasz. Dla mnie filmowanie to coś żywego. W tej historii zainteresowało mnie to, że w pewnym sensie oni tworzyli taką dziwaczną jednostkę rodzinną. A ja uważam, że rodzina sama w sobie jest bardzo klaustrofobiczna. Moja taka była. Życie rodzinne polega na ciągłej negocjacji między ludźmi i walce o własną przestrzeń życiową.

Zwykle jednak nie musisz się bać, że własna matka odgryzie Ci nogę.

- Nie spotkałaś mojej rodziny (śmiech). Podczas takich starć można stracić dużo więcej niż kończynę. Rodzina to najbardziej opresyjna instytucja na świecie. To właśnie tam rodzi się przemoc. Niebezpieczeństwo nie czyha za zakrętem, kiedy idziesz nocą ulicą. Jest w domu.

Rozmawiała Marta Bałaga


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK