English
We really need you tonight. „Pięć diabłów” od dziś w kinach!

O tym, kto jest reżyserem, kto aktorem, o kinie jako kolektywie i o planie jako ekstazie, a także o braku człowieka w polu sztuki wizualnej opowiadają Oskar Dawicki i Łukasz Ronduda, twórcy "Performera"

Rozmowa z Oskarem Dawickim, centralną postacią filmu "Performer"

Magdalena Felis: Kto jest reżyserem tego filmu?

Oskar Dawicki: - Hmm. Nie wiem. Na plakatach to jest jasne. Mojego udziału nie można sprowadzić wyłącznie do roli aktora. Powiedziałem w jakimś wywiadzie, że byłem rzeczoznawcą od głównego tematu - pierwszym i ostatecznie jedynym. Od początku w ten projekt była wpisana nie do końca używana w filmie metoda kolaboracji. Tradycyjne i najpowszechniejsze podejście jest takie, że gdzieś jest ten kurek na kościele, który podejmuje ostatnią decyzję.

Tu wszystko było rozwibrowane. Od początku wiedziałem, że potrzebuję kogoś, kto mnie będzie reżyserował. Oczu, które będą lustrem. Reżyserowanie samego siebie wydaje mi się niemożliwe. Może Woody Allen to umie.

Kto chciał zrobić ten film?

- Pierwszy kiełek, który przebił ziemię, był Łukaszowy. Nie jestem huraoptymistą. Pomysł, żeby zrobić film, wydawał mi się fantazją, którą można snuć przy kieliszku wina, z grubsza niemożliwą do realizacji. Zdecydował upór i siła Łukasza. Wszystko trwało długo, razem z pisaniem scenariusza cztery lata.

Więc spiritus movens był Łukasz. A potem to puchło, puchło, stawało się faktem. Mieliśmy sporo szczęścia do zespołu: film nie był jakoś szczególnie dofinansowany, więc bardzo dużo osób pracowało za niekomercyjne stawki tylko dlatego, że zależało im na tym projekcie. Dla mnie to było nieporównywalne do poprzednich doświadczeń. Rodzaj transu, kiedy kierowca już czeka, wsiadasz, niby wiesz, co będzie się działo, bo czytałeś poprzedniego dnia, ale jest rano, więc już nie do końca pamiętasz. Jesteś odcięty od świata, bo po powrocie nie włączasz telewizora ani internetu, bo wydaje ci się to kompletnie nudne. Przez głowę przechodzą ci tornada. Doświadczenie planu było dla mnie ekstatyczne.

Czy to jest film?

- Tutaj zasłoniłbym się widownią. Sam jestem bardzo ciekawy. Myślę, że dopiero teraz dowiemy się, co myśmy tu zmajstrowali.

Rozmowa z

Łukaszem Rondudą

Magdalena Felis: Kto jest reżyserem tego filmu?

Łukasz Ronduda: - Reżyserami jesteśmy ja i Maciek Sobieszczański, ale to przedsięwzięcie zbiorowe, bo Oskar Dawicki jest równorzędnym współtwórcą - film powstawał ściśle w relacji z jego sztuką i strategią artystyczną. Te dwie rzeczy - twórczość Oskara i nasza twórczość jako reżyserów - są nie do odróżnienia. Byłoby krzywdą tak wyraźnie rozdzielać role. Dlatego skomponowaliśmy zespół, żeby rozbić schemat, gdzie jest wyraźna hierarchia. Film jest najbardziej kolektywną ze sztuk, wspólnym procesem twórczym, a na końcu podpisywany jest jednym nazwiskiem. My, przechodząc z pola sztuk wizualnych do filmu, staraliśmy się ten model zmienić. Zaprosiłem drugiego reżysera, operatora Łukasza Guta, który również jest artystą wizualnym. Ale koniec końców film instytucjonalnie musi być promowany w określony sposób, szufladki muszą być zachowane, dlatego my zostaliśmy reżyserami, a Oskar jest aktorem. Polskie kino bardziej opiera się na ćwiczeniu własnego ego - np. w szkołach filmowych - a mniej na ćwiczeniu talentu. Na polu boju po szkole zostają najczęściej tylko silne osobowości, które potrafią w konflikcie zwyciężyć ze wszystkimi. Rezultat artystyczny jest niekoniecznie zadowalający. Dlatego rezygnacja z ego przy kolektywnym działaniu może stworzyć nowy model współpracy, nieoparty na dominacji.

Kto chciał zrobić ten film?

- Ja. Oskar był według mnie bardzo ciekawym bohaterem. Moje zainteresowanie nim jako artystą konceptualnym ewoluowało w kierunku, w którym zaczął mnie bardziej ciekawić jako bohater. Chciałem stworzyć jego postać, opisać życie. I wtedy okazało się, że świat sztuki współczesnej nie daje wystarczających narzędzi, żeby uchwycić całość tego zjawiska. Że lepiej napisać powieść albo zrobić film. W polu sztuki współczesnej jest duży problem z opowiadaniem przez bohatera. Bohaterem są pojęcia, dyskursy, forma. Jest mało człowieka. Widzimy modernizm, kreski, abstrakcyjne formy. A na sali kinowej identyfikacja jest bezpośrednia, bo to jest w jakimś sensie pierwotne. Z życia. Reagujemy na człowieka od razu. Na abstrakcyjną rzeźbę w ten sposób nie zareagujemy. Możemy przeżyć spokojnie w jej towarzystwie - nie czeka nas uderzenie miłości albo nienawiści. Chodziło nam więc o to, żeby tego bohatera umieścić w innym kontekście.

Czy to jest film?

- To jest film. Tak, to jest film. Ale dobrze go uzupełnić o wystawę "Ruchome obrazy" w BWA Awangarda - tam są prace związane z "Performerem", m.in. rzeźba "Mowa jest srebrem" i różne inne okołofilmowe prace.


czytaj także
Dystrybucja „Zmysłowe i porywające”: krytycy chwalą „Pięć diabłów” 7/12/22
News Sprezentuj festiwal pod choinkę. Świąteczny voucher na 23. Nowe Horyzonty 8/12/22
Nowe Horyzonty VOD 268 powodów do radości. Świąteczna promocja Nowych Horyzontów VOD 13/12/22
Dystrybucja Kalendarz premier Stowarzyszenia Nowe Horyzonty na 2023 rok 15/12/22

Newsletter

OK